Wyznania (Augustyn z Hippony, 1847)/Księga Dziesiąta/Rozdział XXXIII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Augustyn z Hippony
Tytuł Wyznania
Część Księga Dziesiąta
Rozdział Rozdział XXXIII
Wydawca Piotr Franciszek Pękalski
Data wyd. 1847
Druk Drukarnia Uniwersytecka
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Piotr Franciszek Pękalski
Tytuł orygin. Confessiones
Źródło Skany na Commons
Inne Cała Księga Dziesiąta
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ROZDZIAŁ XXXIII.
O roskoszy uszu, i o śpiéwach kościelnych.

Roskosze uszu silniéj mnie ujęły i uwięziły; aleś ty potargał te więzy, i z niewoli mnie wybawił. Wyznaję to, że i teraz rad słucham pieśni słowem twojém ożywionych, przyjemnym i ukształconym głosem śpiewanych, jednak przyjemność tego śpiewu nie jest zdolna zatrzymać mnie, skoro ją chcę opuścić. Te jednak melodyjne brzmienia tak niekiedy zajmują mój umysł, że nawet owych myśli pobożnych, które są duszą tych wyrazów, a któreby z szacunkiem w sercu chować przystało, zaledwo słucham z przyzwoitém uszanowaniem. Albowiem zdaje mi się, że niekiedy więcéj poważam je niżeli przystoi, gdy czuję, że w takiéj tylko harmonii te święte słowa żywszym pobożności zapałem przenikają moję duszę, niźli gdyby tylko odmawiane były, i widzę że wszystkie poruszenia naszego ducha mają swoję miarę w odmianie głosu i śpiéwu; i nie wiem, jakaś skryta zgodność je pobudza. Lecz roskosz zmysłów, któréj nie należy dozwalać nigdy sposobności osłabiania umysłu, zwodzi mnie często, wtedy zwłaszcza, kiedy zmysł nie chce iść za światłem rozumu; ale że mu pozwolono iść tylko za śladem rozumu, usiłuje więc uprzedzić go, i chce być jego przewodnikiem. I to jest powodem, że niekiedy grzészę nie postrzegając tego, ale potém to czuję.
Nieumiarkowana niekiedy przezorność względem tego zwodzącego mnie powabu, przywodzi mnie do grzéchu dla zbytecznéj surowości tak dalece, żebym oddalić chciał od uszu moich a nawet i z kościoła wyłączyć tę ujmującą melodyję śpiewów, która zwykle towarzyszy psalmom Dawida. I widzę to bespieczniejszém, com słyszał mówiących o Athanazym alexandryjskim biskupie, który kazał lektorowi z tak małém skłanianiem głosu śpiewać psalmy, że bardziéj do czytania, niźli do śpiewania był podobny.
Lecz, ile razy odświéżę sobie w pamięci owe łzy, którém wylewał z mych oczu, rozrzewniony śpiewami kościoła twojego w piérwszych dniach odzyskanéj znowu méj wiary, dziś jeszcze czuję się żywo poruszonym, nie tak śpiewem, jak raczéj śpiewanemi wyrazami, gdy jasnym i czystym głosem, i z właściwą harmoniją są śpiewane; z tego ustanowienia wielki znowu użytek wywodzę. Tak więc waham się pomiędzy niebespieczeństwem przyjemności, a doświadczeniem użytku; i bardziéj skłaniam się, acz nie zupełnie ze stanowném zdaniem, do potwierdzenia obyczaju śpiewania w kościele; by roskoszą uszu, słabsze twych prostaczków umysły, żywszém uczuciem do pobożności pobudzone zostały. Gdy mi się jednak trafi, że mnie śpiew żywiéj rozczula niżeli sama treść rzeczy śpiewanéj, wyznaję, że to jest grzéch, który na karę zasługuje, i wolałbym wtedy nie słyszeć śpiewów.
Owóż gdzie jestem. Płaczecie ze mną ale płaczecie i za mnie wy zwłaszcza, którzy w gruncie serca waszego upatrujecie żywe źródło dobrych uczynków, z którego one pochodzą. Albowiem, którzy tam nie szukacie go wcale, nie poruszają was te rozrzewnienia. Ale ty Panie Boże mój przed którego oczyma stałem się trudném dla siebie zagadnieniem, a tém jest własna słabość moja; wysłuchaj, obacz i rzuć na mnie okiem litości, a racz mnie uzdrowić.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Augustyn z Hippony i tłumacza: Piotr Franciszek Pękalski.