Wyznania (Augustyn z Hippony, 1847)/Księga Dziewiąta/Rozdział II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Augustyn z Hippony
Tytuł Wyznania
Część Księga Dziewiąta
Rozdział Rozdział II
Wydawca Piotr Franciszek Pękalski
Data wyd. 1847
Druk Drukarnia Uniwersytecka
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Piotr Franciszek Pękalski
Tytuł orygin. Confessiones
Źródło Skany na Commons
Inne Cała Księga Dziewiąta
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Artykuł w Wikipedii Artykuł w Wikipedii

ROZDZIAŁ II.
Zrzeka się nauczania Retoryki.

Umyśliłem w twéj obecności nie głośno ani nagle przerywać nauczania, ale prywatnie i uprzejmie usunąć usługę mojego języka z targu przedaży wymowy; nie chcąc, aby już więcéj młodzież na twoje prawo i pokój obojętna, a oddychająca szałem kłamstwa i sądowém zapaśnictwem, przychodziła kupować z ust moich broń dla swéj zapalczywości.
Szczęściem, że kilkanaście już tylko dni było do rocznego popisu i letnich wakacyj, postanowiłem tedy czekać z cierpliwością zakréślonego momentu wedle zwyczaju od rocznéj pracy uwolnienia, abym już więcéj nie powrócił siebie zaprzedającym, będąc przez ciebie okupionym niewolnikiem. Taki był mój zamiar przed twojém obliczem, nikomu innemu jedynie przyjaciołom moim wiadomy. Zgodzono się na to pomiędzy nami, aby go przed nikim zgoła nie wynurzyć: aczkolwiek nas z doliny płaczu wychodzących i śpiewających pieśń stopni, uzbroiłeś „ostremi strzałami i palącemi węglami[1]“ przeciw zdradliwemu językowi, który nam radząc, sprzeciwia się, i kocha nas jako potrawę, którą pożywa.
Tyś Panie zranił serce moje miłości twéj pociskiem; i nosiłem twoje słowa, któremiś przeszył wnętrzności moje; a budujące przykłady sług twoich, których ciemności rozproszyłeś, a przyodziawszy ich światłem z śmierci do żywota przywołałeś, wzniosły się jakby stós gorejący na spalenie i strawienie we mnie ciężaru gnuśności i odrętwienia, by mnie w przepaść błędów nie nachylał, i tak byłem przejęty żywym zapałem ich przykładu, że wszelki przeciwny powiew, podstępnym językiem wyzioniony, byłby bardziéj płomień zamiaru mojego rozzarzył, aniżeli go zagasił. A lubo chwała imienia twojego, któreś po całéj ziemi poświęcił i rozszérzył, zapewniała mi wielbicielów mojego ślubu i zamiaru, próżną jednak uważałem to chełpliwością, aby nie doczekać tak blisko nadchodzących wakacyj; ale od publicznego i przed oczy wszystkich wystawionego nauczania, wcześnie oddalać się, a tém samém dać powód do mówienia o mnie, że nie z innéj przyczyny chciałem poprzedzić resztę czasu do dnia popisu i jesiennego odpoczynku zakreślonego, jedynie: abym się wsławił moim czynem. Na cóżby się przydało podawać moje przedsięwzięcie nierozważnym domysłom, próżnym roztrząsaniom, i wyzywać bluźnierstwa na święte natchnienie. I ten niemniéj dostateczny był powód; że tego lata, w publiczném nauczaniu, wielka praca znacznie nadwerężyła moje piersi, iż z trudnością oddychać mogłem, a wewnętrzne boleści dowodziły płuc nadwerężenia, które głosu jasnego i przedłużonego wydawać nie dozwalały; i to z razu zatrwożyło mnie, żem niemal potrzebą był zmuszony złożyć brzemie owego mistrzostwa, albo go niezawodnie przerwać aż do wyleczenia się i sił nabrania. Lecz skoro zupełna wola służenia tobie i rozważania ciebie samego, „boś ty jest Bogiem“ wznieciła się i ugruntowała w mojém sercu: ty wiész Panie: że i ta rzetelna wymówka wielce mnie ucieszyła, dla złagodzenia nawet obrazy rodziców, którzy od nauczania swych synów nigdy mnie uwolnić nie chcieli.
Pełen takiéj radości, znosiłem cierpliwie ten przeciąg czasu, póki nie upłynął. Nie wiem, dwadzieścia może dni jeszcze zostawało; mężnie jednak znosić je samemu wypadało, odstąpiła mnie albowiem chciwość, która dawmiéj dźwigała połowę ciężaru mojego, i byłbym sam jeden został nim przywalony, gdyby cierpliwość nie była chciwości miejsca zajęła. Obwini mnie zapewne o grzéch który ze sług twoich a braci moich: że z całego serca do żołdu twojego już zapisany, poważałem się jeszcze, acz jednę godzinę siedzieć w katedrze kłamstwa. Nie chcę się z tego tłumaczyć; ale ty Panie nieskończenie miłosierny, czyliżeś mi tego grzéchu nie przebaczył, i w świętéj wodzie z tylu innemi razem haniebnemi i śmiertelnemi grzéchami nie odpuścił?







  1. Ps. 119, 4.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Augustyn z Hippony i tłumacza: Piotr Franciszek Pękalski.