Z domu ojców/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Z domu ojców |
Pochodzenie | Kuszenie Szatana |
Wydawca | Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów, E. Wende i Spółka |
Data wyd. | 1914 |
Druk | Zakł. graf. Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Skarżysz się, mój drogi, że nie donoszę ci tego, co chciałeś wiedzieć.
A coś ty chciał wiedzieć? Pytałeś, co ze mną słychać.
Ja ci powiedziałem więcej, powiedziałem, co we mnie słychać.
Ale nie wszystko. Są we mnie dźwięki dziwne i skomplikowane bardzo. Zanalizować ich nie można a tem mniej mówić o nich, bo przestaną być tem, czem są dla mnie, to jest duszą mej duszy, a staną się tem, czem dla świata być muszą, martwymi dźwiękami.
O nich mówić nie można, można tylko mówić niemi...
Proszę cię, nie szukaj związku w moim liście, gdyż wątpię, czybyś go znalazł.
Tam w Szwajcarji na ławie uniwersyteckiej chwaliliście, ty i inni koledzy, mą bystrość i logiczny umysł. Przyznaję — uznanie słusznie mi się należało. Ale to było tam.
Tutaj jest inaczej.
Tutaj nie myślę; nie myślę, bo czuję i — cierpię.
Czy ty wiesz, co jest we mnie!
Powiedziałem ci już, że część duszy ludzkiej jest w przeszłości. Ta część rośnie we mnie, olbrzymieje, potwornie wielką się staje! Straszno mi!
Słuchaj! w naszym starym nawpół rozwalonym dworze są wielkie kamienne korytarze, które głucho powtarzają krok idącego.
Mury te odbijały kroki moich ojców, dziadów i pradziadów.
Kiedy idę tamtędy i patrzę na portrety po ścianach rozwieszone, zdaje mi się, że duchy tych postaci żyją we mnie.
Wszystkie! I tego duch, co z Jagiełłą walczył pod Grunwaldem i tego, co ze Zborowskim przeciw Batoremu się buntował... i tego, co zginął z dwoma synami na Woli w trzydziestym i pierwszym...
Oni wszyscy we mnie żyją, rozmawiają z sobą w mej duszy, kłócą się, przeklinają i płaczą siebie wzajemnie.
Gdy jest bardzo cicho, słyszę ich głosy wyraźnie.
Mówią tak, jak lipy na cmentarzu szumiące, jak ogień, który pryska na kominku w długie zimowe wieczory.
Czasami zdaje mi się, że dusza moja rozdzieli się i pocznie wyrzucać ze siebie te postacie jednę po drugiej, surowe, smętne, pełne cnót wielkich i zbrodni ogromnych, drapieżne a wielkoduszne.
Czuję ból ogromny i wiem, że te duchy żyją tam we mnie prawdziwie i że to one ból ten sprawiają.
Ale czy ty to rozumiesz, ty człowieku bez ojców.
Rzeczesz: mistyka!
Tak... zapewne... Takby rzekł mój profesor filozofji, takbym rzekł ja sam, tam — w Zurychu. Tutaj jednak jestem człowiek inny...
Ale prawda! ty chciałeś wiedzieć, co ze mną słychać?
A! ta proza życia!
Jutro nie będę miał domu.
Tutaj moi ojcowie rodzili się i marli, a jutro będzie tutaj panował obcy człowiek i nawet te mury nie zawalą się nad jego głową!
Obcy człowiek w siedzibie przodków moich!
Żydzie, ty bezdomny ptaku, czy ty wiesz, co to dla mnie znaczy?
Nie, nie! ty tego wiedzieć nie możesz; ja sam tego nie wiedziałem, tak niedawno jeszcze!
Zresztą... przecież — ja jestem człowiek nowy. Muszę to sobie teraz często powtarzać, gdyż mógłbym łatwo zapomnieć.
A ci ojcowie w mej duszy — niech płaczą.