[113]II.
R. II. w. 1 — 26.
Więc rzekłem sercu: ciesz się serce moje!
zażywaj dobra i zaznaj rozkoszy,
niech myśl posępną brzęk puharów płoszy
i pląsające mych miłośnic roje!
Ale poznałem, że i to jest marność,
śmiech mi szyderstwem wydał się i grzechem,
a więc rozkoszą wzgardziłem i śmiechem —
i znowu myśli me pokryła czarność...
Rzekłem rozkoszy: co mię zwodzisz darmo?
jałowa jesteś, niesyta i pusta! —
i powściągnąłem od wina me usta,
a łzy znów były mą codzienną karmą!
Znowu pytałem: kędy mądrość mieszka?
i czem się różni rozum od głupoty?
i jakim czynom nadać miano cnoty?
i jaka wiedzie, gdzie, do szczęścia ścieżka?
[114]
Czyż skarby moje i moja potęga
zadowolenia dla serca nie dadzą?
Toż mocny jestem i pod swoją władzą
mam lud i złoto z krańców widnokręga!
Począłem tedy gromadzić dostatki,
rozwielmożniłem wszystkie dzieła moje;
stawiałem domy, a złote podwoje
dałem i z cedru strop zdziałałem gładki.
Wokół rozkoszne sadziłem ogrody;
winnice moje umaiły wzgórza,
a woda cystern rosi ich podnóża,
a do cysterny setne ciągną trzody.
A w domu moim wezgłowia z purpury,
a stu lutnistów w struny cytar dźwięczy,
a sto służebnic przy mem łożu klęczy —
wszystkich ziem świata najpiękniejsze córy.
Okręty moje, jak stado żórawi,
ciągną ze złotem przez morskie głębiny,
a dziesięć krain zsyła mi daniny,
a dziesięć ludów mądrość moją sławi!
I nie broniłem oczom mym wesela
anim postawił sercu jakiej miedzy —
[115]
a tom za dział swój miał, z bogactw i wiedzy
sławny po ziemi, ja — król Izraela!
Lecz kiedym pojrzał królewskiem obliczem
na bogactw moich niezliczone krocie,
na dzieła w trudzie stawiane i pocie,
poznałem: wszystko marnością i niczem!
Wszystko przemija pod słońcem, jak mara,
i nie trwa wiecznie nic, co zdziałał człowiek, —
więc poco trudem spędza sen z swych powiek,
na co buduje i o co się stara?...
Próżność człowieczych zabiegów poznawszy,
poszedłem światła szukać i rozumu,
patrzeć, czem mędrzec od szaleńców tłumu
różny i w czem jest żywot nań łaskawszy?
I zobaczyłem mędrca i głupiego —
i wiem: jak różna od nocy jaśń dzienna,
tak od głupoty mądrość jest odmienna;
wszelakoż jeden koniec jest wszystkiego!
I rzekłem w sercu: jeśli będzie jedna
śmierć dla głupiego i mędrca pospołem,
obaj są równo prochem i popiołem,
i nic mi mądrość na ziemi nie zjedna!
[116]
Wszystkich się ludzi w proch obrócą szczątki,
wszystkich zarówno skryje zapomnienie;
ani ich wspomni przyszłe pokolenie,
ani zostaną w czasie ich pamiątki...
Więc chociam lata, szukając mądrości,
strawił, nic nie mam, — pociłem się próżno
a śmierć mi jedna nie zostanie dłużną;
więc i to marność, jak inne marności!
Przeto obmierzły mi już dni żywota,
gdyż wszystko złem jest i wszystko boleścią,
a utrapienie ducha — całą treścią
rzeczy pod słońcem, i wieczna zgryzota!
Oto mi wstrętne trudów mych zdobycze;
jąłem się brzydzić dziełem mojej ręki,
i od prac moich, owoców mej męki,
z pogardą smutne-m odwrócił oblicze.
I odmówiło serce moje trudu,
i odmówiła ręka ma pracować,
bo nie wiem komu mam te skarby chować,
na jakie czasy, dla jakiego ludu?
Mam-ci dziedzica zostawić po sobie,
o którym nie wiem, zali nie roztrwoni
[117]
dobytków moich i pracy mych dłoni,
którą zdziałałem w mego życia dobie?
A któż mi marność gdzie większą wymyśli!
człowiek przez wszystkie dni swego żywota
pracuje, składa, dręczy się, kłopota,
by trwonić mieli co dziedzice przyśli!
I to nieszczęście! na cóż mi ta praca,
co mi ze złota, wiedzy i zasobu, —
wszak-ci nie wezmę z sobą nic do grobu,
gdy śmierć zawita, co wszystko wywraca!
I gdzież pod słońcem pożytek człowieka?
pełne dni jego boleści i znoju,
ani śpiąc w nocy zaznaje pokoju,
ni wie, pracując, co go jutro czeka.
Zali nie lepiej jeść i pić bez troski,
zali nie lepiej wypróżniać puhary
na łonie dziewek, przy dźwiękach cytary,
w pląsach i śmiechu?.. A to-ć jest dar boski!
Śmiech Bóg mądremu i wesela różne
dał — a głupcowi pracę i frasunek,
by inny z winnic jego spijał trunek;
— lecz i to marność a strapienie próżne...