[130]
Z kwiatów bez owocu.
Białe skrzydła.
Miałem jasnych skrzydeł dwoje
Sam anioł dał mi te skrzydła;
Wzlatałem na nich ku niebu,
Ilekroć mi ziemia zbrzydła.
Były białe, takie białe!
U anielskich ramion rosły;
Jam był niewinny, jak one,
Przeto mię do nieba niosły.
Przychodziła chciwość ziemska
I wabiła bogactw szałem;
Za pagóry srebra, złota
Skrzydeł moich nie oddałem.
Przyszła próżność i ambicya,
Podbijała pychę we mnie,
Sławę, moc do nóg mi kładła,
Lecz kusiła nadaremnie.
Bo tych jasnych skrzydeł dwoje,
Z anielskiego daru skrzydła,
Unosiły mię ku niebu,
Ilekroć mi ziemia zbrzydłazbrzydła.
Ale jednej nocy ciemnej,
Kiedym się zapatrzył w gwiazdy
I byłem, sprzykrzywszy ziemię,
Znów do lubej gotów jazdy,
[131]
Nagle z nich odjąwszy oczy,
Popatrzyłem w ziemską stronę;
W szarej mgle ujrzałem gwiazdy
Jeszcze jaśniejszo, niż one.
I odtąd te moje skrzydła,
Te anielskie skrzydła białe
Przestały mię rwać ku niebu,
Leniwe i ociężale.
Oślepiło mię na wieki
Owych gwiazd oczarowanie,
Czarna chwila, smutna dola
I nieszczęsne to kochanie.
Te anielskie skrzydła białe,
Mój skarb niegdyś pacholęcy,
Uroniły wszystkie pióra,
Nie wzleciały w niebo więcéj!
(E. Porębowicz).