Za Drugiego Cesarstwa/Marya-Anna
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Za Drugiego Cesarstwa |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Biesiada Literacka |
Data wyd. | 1892 |
Druk | Emil Skiwski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Marceli schodził ze schodów, wtém usłyszał za sobą głos błagalny: siostra kaleka podążała za nim, wołając ze łzami:
— Marceli! Marceli!
Młodzieniec zatrzymał się, wzruszony bolesném dźwiękiem głosu.
— Niedobry! — z wyrzutem mówiła Marya-Anna — chciałeś odjechać, nie pożegnawszy się ze mną! Pochylił się i pocałował siostrę w czoło.
— Nie płacz, ten pojedynek to zabawka; wiesz, że nie pierwszy raz się biję, że mało kto w Paryżu tak celnie strzela jak ja. Ten zuchwalec należną otrzyma naukę; prędko się z nim załatwię i wrócę na obiad do domu. Pamiętaj o jakimś przysmaku dla mnie.
Siniał się i żartował, ale był wzruszony, usta mu drżały.
— Marceli! Marceli! — powtarzała Marya-Anna.
Raz jeszcze uścisnął jéj ręce i zbiegł na dół. Przed domem stała kareta, a przez jéj spuszczone szyby widać było dwóch panów, którzy niecierpliwie czekali na Marcelego.
Marceli skoczył do powozu, który oddalił się szybko. Wicher jesienny strząsał z drzew pożółkłe liście, po niebie mknęły ołowiane chmury, sypiąc białemi płatkami śniegu. Marya-Anna stała nieruchoma, bez względu na śnieg i wicher, i patrzyła za powozem.
— Panienka się zaziębi — zawołała pokojówka — śnieg pada.
Dziewczę oprzytomniało i wolnym krokiem udało się na górę.
Pokój panny Besnard różnił się wielce od celi zakonnéj, w któréj zamieszkiwał jéj ojciec. Hrabia Brutus chciał, żeby to było piękne i miłe gniazdeczko i sam wybierał błękitne obicia, wytworne sprzęty, rzeźbione łóżko z białemi firankami, książki zapełniające bibliotekę, klęcznik z krucyfiksem z kości słoniowéj; ostatnim jego podarunkiem był piękny obraz Matki Bozkiéj z Salette. Marya-Anna spojrzała na obraz i zdawało się jéj, że smutne oczy Bogarodzicy mówią do niéj: „Ciężką jest dłoń karząca mego Syna; już nie zdołam jéj wstrzymać”.
Dziewczę zasłoniło twarz rękoma i rzuciło się na kolana przed krzyżem; usta jéj szeptać zaczęły modlitwę Pańską, ale serce, dręczone niepokojem, nie mogło wznieść się do Boga.
Powstała z klęcznika i wzięła jednę z pobożnych książek, które troskliwa dłoń ojca nagromadziła w bibliotece, lecz z czytaniem tak samo szło jak z modlitwą: myśl odbiegała daleko, do ukochanego brata, który za chwilę może padnie ugodzony kulą.
— Boże! — błagała, składając ręce — Boże, zmiłuj się nad nami! W téj chwili zapukano do drzwi.
— Prędzéj, panienko! — wołała sługa hrabiego Besnard — pan zemdlał!