Zadig czyli Los/XIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zadig czyli Los |
Pochodzenie | Powiastki filozoficzne / Tom pierwszy |
Wydawca | Krakowska Spółka Wydawnicza |
Data wyd. | 1922 |
Druk | Drukarnia »Czasu« w Krakowie |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W czasie podróży Zadiga do Bassory, kapłani gwiazd postanowili go skarać. Klejnoty i ozdoby młodych wdów, idących dobrowolnie na stos, przynależały im z prawa; starali się tedy, wedle możności, odpłacić Zadigowi niemiłą psotę jaką im wypłatał. Obwinili go, iż posiada błędne mniemania o armii niebieskiej; złożyli świadectwo i przysięgli że słyszeli jak mówił że gwiazdy nie sypiają w morzu. To straszliwe bluźnierstwo obudziło w sędziach dreszcz grozy. Omal nie podarli na sobie szat, skoro usłyszeli te bezbożne słowa; byliby to uczynili z pewnością, gdyby Zadig miał z czego je opłacić. Na razie, w nadmiarze boleści, zadowolili się tem, iż skazali go na spalenie na wolnym ogniu. Napróżno Setok, zrozpaczony, użył całego wpływu aby ocalić przyjaciela; rychło zmuszony był zmilknąć. Młoda wdowa Almona, która nabrała wiele smaku do życia, poczuwając się do obowiązków wdzięczności wobec Zadiga, postanowiła ocalić go od stosu, którego dał jej poznać ohydę. Przetrawiała w głowie zamiar, nie zwierzając się nikomu. Śmierć Zadiga była postanowiona na dzień następny; miała przed sobą tylko jedną noc aby go ocalić: i oto, jak wzięła się do rzeczy litościwa a roztropna kobieta.
Skropiła się pachnidłami; zaprawiła swą piękność najbardziej bogatym i zalotnym strojem i poszła do naczelnika kapłanów gwiazd prosić o tajemną audyencyę. Znalazłszy się w obliczu czcigodnego starca, przemówiła w te słowa: „Najstarszy synu wielkiej niedźwiedzicy, bracie byka, kuzynie wielkiego psa (takie były tytuły wielkiego kapłana), przychodzę zwierzyć ci się z mych skrupułów. Wielce obawiam się, iż popełniłam straszliwy grzech, nie dając się spalić na stosie ukochanego męża. W istocie, cóż miałam do ocalenia? znikome ciało, dziś już nawpół zwiędłe“. Mówiąc te słowa, wysunęła, z długich jedwabnych rękawów, nagie ramiona cudownego kształtu i olśniewającej białości. „Widzisz, rzekła, jak niewiele warte jest to wszystko“. Kapłan poczuł, w głębi serca, że ta znikomość warta jest dość wiele. Oczy jego powiedziały to, a usta potwierdziły: przysiągł, iż w życiu nie widział tak pięknych ramion. „Niestety! rzekła wdowa, ramiona może ujdą jeszcze; ale przyznasz, iż ta pierś nie była warta moich względów“. To mówiąc, odsłoniła jego oczom najpiękniejsze łono jakie kiedykolwiek stworzyła natura. Pączek róży na jabłku z kości słoniowej wydałby się przy niem jedynie marzanną na bukszpanie, jagnięta zaś świeżo myte zdałyby się brunatno żółte. To łono, wielkie czarne oczy, które patrzyły omdlewająco migocąc łagodnie-tkliwym płomieniem, lica ożywione najpiękniejszą purpurą zmięszaną z bielą najczystszego mleka; nos, który nie był jak wieża góry Libanu; wargi, jak dwa szlaki koralu zamykające najpiękniejsze perły morza Arabii, wszystko to razem obudziło w starcu złudzenie, że ma dwadzieścia lat. Almona, widząc iż wynik jest po jej myśli, poprosiła o łaskę dla Zadiga. „Niestety, rzekł, piękna damo, gdybym nawet udzielił tej łaski, pobłażliwość moja nie zdałaby się na nic; trzeba bowiem aby dekret podpisali trzej koledzy. — W każdym razie podpisz, rzekła Almona. — Chętnie, rzekł kapłan, pod warunkiem że wdzięki twoje będą nagrodą mego ustępstwa. — Czynisz mi aż nazbyt wiele zaszczytu, rzekła Almona; zechciej jedynie potrudzić się do mej komnaty z chwilą gdy słońce zajdzie i gdy błyszcząca gwiazda Sheat zalśni na horyzoncie; zastaniesz mnie na sofie koloru róży, i będziesz mógł rozrządzić sługą twoją jak ci się spodoba“. Zaczem wyszła unosząc z sobą podpis, i zostawiła starca pełnego żądzy, jak również nieufności w swe siły. Resztę dnia spędził na kąpieli, wypił napój z odwaru trzciny Ceylońskiej i szacownych korzeni Tidoru i Ternaty[1], i czekał z niecierpliwością aż gwiazda Sheat ukaże się na widnokręgu.
Tymczasem, piękna Almona poszła odwiedzić drugiego kapłana. Ten zapewnił ją, że słońce, księżyc i wszystkie światła firmamentu są jedynie błędnymi ognikami w porównaniu do jej wdzięków. Poprosiła go o tę samą łaskę: zażądał tej samej ceny. Dała się przekonać: naznaczyła drugiemu kapłanowi schadzkę o wschodzie gwiazdy Algenib. Stamtąd udała się do trzeciego i czwartego kapłana, unosząc za każdym razem podpis, i dając schadzkę od gwiazdy do gwiazdy. Wówczas, kazała uprzedzić sędziów, aby przybyli do niej w ważnej sprawie. Stawili się: pokazała im cztery podpisy, i powiedziała za jaką cenę kapłani sprzedali ułaskawienie. Zjawili się wszyscy o oznaczonej godzinie; każdy z kolei zdumiał się zastając kolegów, a co gorsza i sędziów, wobec których wstyd ich stał się jawny. Zadig był ocalony. Setok tak się zachwycił przebiegłością Almony, iż poprosił ją o rękę i pojął niebawem w małżeństwo.