[135]ZAMYŚLONA.
(ELEGIJA PERSKA)
Jak pięknie patrzą s pod bladego czoła,
S pod ciemnych, gęstych pierścieni warkoczy
[136]
Jej we łzach oczy,
Jéj twarz anioła!
Jak fijolek od kropli rosy,
Jéj głowa od snutku schylona,
Jak splątane jego gałąski, jej włosy
W takim nieładzie i wdzięku
Rossypały się na jej szyję, na ramiona.
Wchodzę nie postrzeżony, usiadam blisko,
I nie śmiem — o nie! jakiż okrutnik ją zbudzi,
Wróci ze snów niebieskich, z letargu marzenia,
Na świat, do złych ludzi?
O nie! — niech marzy, może o mnie marzy.
Przypatrzę się jej twarzy. —
Pomnę. Lubiłem niegdyś widowisko
Nieba wraz po zachodzie; lubiłem te cienia,
Półcienia, te barw, te zmian tysiące,
Co jak fala kwiatów na majowéj łące,
Co chwila inne, palą się, tleją i mroczą
Na niebios kole;
Nieraz w takiéj wędrówce nie uczułem chłodu
Spoźnionej nocy. I dziś tak ochoczo,
S taką roskoszą patrzę, szukam wschodu i zachodu
Myśli, na jéj twarzy, jéj czole.
Jak cicho musi bydź w jéj duszy!
Pewno żadne cierpienie,
Żadne przykre wspomnienie
Spoczynku błogiego nie zruszy.
Pewno myśl, jak pszczółka młoda,
Leci s kwiatu do kwiatu przez pamiątek błonie
Pić słodycze i wonie.
Bo tak luba, tak cicha
Melancholija s twarzy oddycha,
Taka na bladej twarzy pogoda!
Nie jest to owa bladość chorowita,
[137]
Martwa, co wschodzi na lica
Gdy życie, szczęście lub zdrowie przekwita;
Jestto promyk miłości księżyca,
Jestto kwiat duszy boskiej, tkliwéj,
Nie śniég burzliwéj.
Lecz skądze ta zmiana!
Rumieniec ledwie dostrzeżony z razu
Jak owe tło różowe na niebiosach zrana,
Nagle wystąpił na lica źwierciadła,
I wyraz życia wlał do piękności wyrazu;
Żywym, jasnym rubinem
Zapłonęły usta — i łza upadła.
Burzo serca! kroplaż to s twego obłoku?
Jakże z duszą tak czystą, s sercem tak niewinném,
W najzieleńszym życia roku,
Gdy świat jak łąka majowa
Szczęście i roskosz ci wróżą,
Kwiatów maju królowa
Nikniesz moja różo,
Złe owady cię kruszą!
Co ci? — Zbudziła się z zamyślenia;
Ah! trzeba było widzieć ją wtedy,
Tylko co po rozmowie myśli z duszą,
Jak luba nieprzytomność, jak powab uroczy,
Gdy łzawe, senne od marzenia
Podniosła oczy.
Ah! trzeba było słyszeć ją wtedy,
Jak każdy wyraz brzmiał mile!
S pełnym jéj głosu słuchem,
S pełnym jej wdziękow duchem
Wróciłem, chciałem zapisać tę chwilę,
Mało takich chwil w życiu!
[138]
Ścigałem w duszy rospierzchłe obrazy,
Lecz ich lub pióro moje niedościgło,
Lub skreślone świeciły jak kwiat na obiciu;
Co wrzało we krwi, w mozgu, to w wierszach wystygło.
O wrzące serce! o zimne wyrazy!