Zazulka/Rozdział siedemnasty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zazulka |
Wydawca | Wydawnictwo J. Mortkowicza |
Data wyd. | 1915 |
Druk | Drukarnia Naukowa |
Miejsce wyd. | Warszawa – Kraków |
Tłumacz | Zofia Rogoszówna |
Tytuł orygin. | Abeille |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Król Mikrus nie śmiał się długo. Kiedy wieczorem układał się na spoczynek, twarz, którą ukrył pod kołdrę, miała znowu wyraz bezbrzeżnego smutku i przygnębienia. Ciągle powracająca myśl o Jantarku ze Srebrnych Wybrzeży, więzionym przez Boginki Wodne, nie dała mu oka zmrużyć przez całą noc. Jakoż o świcie, kiedy Krasnoludki, żyjące w przyjaźni z dziewkami folwarcznemi, śpieszą do stajen, i doją krowy, podczas gdy dziewczęta wysypiają się pod ciepłą pierzyną, król Mikus był już w drodze do studni, zamieszkałej przez starego Wodnika.
— Wodniku — rzekł bez dłuższego wstępu — nie powiedziałeś mi jeszcze, co on tam robi, u tych Boginek Wodnych?
Poczciwy Wodnik spojrzał na króla Mikrusa, jakby podejrzewał, czy królowi nie zabrakło nagle piątej klepki. Niebardzo się jednak przeląkł domniemanego szaleństwa, bo było rzeczą pewną, że gdyby król Mikrus naprawdę zwaryował, to byłby waryatem dowcipnym, uprzejmym, łagodnym i miłym. Szaleństwo Krasnoludków jest równie ciche i łagodne jak ich rozsądek i pełne uroczej fantazyi. Mylił się jednak stary Wodnik. Król Mikrus był zupełnie zdrów na umyśle, o ile wogóle można mówić o zdrowiu umysłowem ludzi zakochanych.
— Pytam o Jantarka ze Srebrnych Wybrzeży — dodał po chwili król Mikrus, widząc, że starowina zapomniał zupełnie o istnieniu jego rywala.
Na to Wodnik pośpieszył ułożyć wszelkie szkła soczewki i zwierciadła w porządku tak skomplikowanym, że wydawał się największym bezładem i w jednem ze zwierciadeł ukazał królowi Mikrusowi oblicze małego Jantarka, takie, jakiem było w dniu, w którym Boginki wciągnęły go do kryształowej toni jeziora. A potem dzięki doskonałemu wyborowi i układowi szkieł odtworzył zakochanemu królowi w rozlicznych obrazach całe życie Jantarka od chwili, gdy Biała Róża obwieściła jego matce zgon rychły. Oto opis dosłowny tego, co pochylone nad szkłami Krasnoludki, ujrzały w rzeczywistych barwach i kształtach:
Uniesiony w lodowych ramionach Boginek Wodnych i pociągnięty w toń jeziora, uczuł Jantarek, że fale wodne zamknęły się nad jego głową. Niezmierny ciężar przytłoczył mu pierś i powieki. Zdawało mu się, że umiera. A jednak słyszał dookoła siebie pieśni słodkie jak pieszczota, rozkoszny chłód przenikał go na wskroś. Kiedy otworzył oczy, poznał, że jest w jakiejś grocie, której kryształowe kolumny mieniły się wszystkiemi barwami tęczy. W głębi groty, ponad tronem z alg i koralu unosił się baldachim z olbrzymiej konchy perłowej, grającej najpiękniejszemi barwami. Ale oblicze Królowej Wód miało tony przejrzystsze jeszcze niż kryształ i masa perłowa. Koralowe jej usta rozchyliły się uśmiechem na widok pięknego chłopięcia, prowadzonego ku niej przez niewiasty służebne, a oczy jej zielone długą chwilę nie mogły oderwać się od niego.
— Bądź pozdrowiony miły mój w krainie, gdzie nie dosięgnie cię żaden trud — rzekła wreszcie. — Nie dla ciebie żmudne ślęczenie nad książką i brutalne ćwiczenia bronią. Niechaj będzie zapomniane prostactwo ziemi i wszystko, co z nią związane. Od dziś życie twe upłynie jak baśń wśród pieśni, pląsów i wesołych zabaw z Boginkami Wodnemi. —
Rzeczywiście, dziewice o włosach zielonych nauczyły wkrótce Jantarka muzyki, tańców i mnóstwa zabaw. Czasem wiązały ponad jego czołem błędne ogniki, ozdabiające ich włosy. Ale chłopiec nie przestawał ani na chwilę myśleć o swej ojczyźnie i pośród zabaw i pląsów gryzł do krwi usta, hamując swe zniecierpliwienie.
Upłynęły lata, a Jantarek pragnął coraz goręcej wydostać się znowu na ziemię, na tę twardą ukochaną ziemię, ogrzewaną słońcem, ochładzaną śniegiem, tę ziemię, na której się cierpi, kocha, ziemię, na której pozostała Zazulka. W tych kilku latach chłopiec wyrósł i zmężniał, delikatny puszek począł złocić mu górną wargę. Znać z wąsami przybywało mu i odwagi, bo dnia jednego udał się śmiało do apartamentów Królowej i skłoniwszy się przed nią, rzekł:
— Przychodzę pożegnać cię, pani. Pragnę za łaskawem twem zezwoleniem powrócić do Zamku Żyznych Pól.
— Miły mój — uśmiechnęła się doń królowa — nie mogę udzielić ci pozwolenia, o które mnie prosisz, bo sprowadziłam cię do państwa mego, by z czasem uczynić cię mym oblubieńcem.
— Pani — odparł Jantarek wzburzony — nie godzien jestem tego zaszczytu.
— Grzeczność przemawia przez ciebie, Jantarze ze Srebrnych Wybrzeży. Prawdziwy rycerz nie czuje się nigdy godnym miłości wybranej swego serca. Jesteś jednak nazbyt jeszcze młodym, by znać całą swą wartość. Niech ci więc wystarczy zapewnienie, że pragniemy tylko twego dobra. Bądź powolnym swej damie, niczego więcej nie żądam.
— Pani! kocham Zazulkę, księżniczkę Żyznych Pól i nie chcę mieć innej damy poza nią!
Nagła bladość pokryła lica królowej, czyniąc ją jeszcze piękniejszą.
— Jak to? — krzyknęła groźnie — kochasz dziewczynę śmiertelną, jakąś prostaczkę Zazulkę? Jak możesz kochać coś tak ziemskiego i pospolitego?
— Nie wiem, ale czuję, że ją kocham.
— Niech i tak będzie. To przejdzie.
I Królowa Błękitnego Jeziora zatrzymała młodzieniaszka w rozkosznym swym pałacu kryształowym.
Ale Jantarek nie wiedział, czem jest kobieta i przypominał więcej Achillesa wśród córek Sykomeda, niż Tanhausera w zamku zaczarowanym. Toteż dniami całymi błądził wzdłuż murów kryształowego więzienia, szukając bezowocnie jakiejś szpary, którąby się mógł wymknąć. Ale wspaniałe i nieme państwo toni wodnej otaczało go szerokim mocnym pierścieniem. Poprzez przejrzyste ściany, widział rozwijające się anemony morskie i rozkwitające korale, a po nad delikatnymi madreporami i lśniącemi muszlami, purpurowe, złote i błękitne rybki zapalały jednem uderzeniem ogonka tysiące iskier. Na cuda te patrzył Jantarek obojętnie. Ale zwolna oczarowywany upajającym śpiewem Boginek Wodnych zapadał w odrętwienie, w którem topiła się jego wola, a dusza traciła moc i tężyznę.
Z tego stanu apatji i obojętności wyrwała go dopiero znaleziona przypadkowo książka oprawiona w skórę świńską przybitą gdzieniegdzie wielkimi gwoździami z miedzi. Księga ta dostała się do Kryształowego Pałacu po rozbiciu się okrętu, a treścią jej były różne przygody dzielnych rycerzy, którzy dla chwały i zdobycia serca wybranych dam, przebiegali świat cały, zwalczając olbrzymów, mszcząc krzywdy, broniąc wdów i sierot w imię sprawiedliwości, honoru i piękności. Jantarek bladł i rumienił się z zachwytu, wstydu i gniewu, czytając tę cudowną książkę.
— I ja będę rycerzem! — wykrzyknął wreszcie — i ja przebiegnę świat cały od końca do końca i karać będę nikczemnych, a wspomagać uciśnionych w imię honoru i pani serca mego Zazulki, księżniczki Żyznych Pól.
I serce jego wezbrało takim męstwem, że z mieczem obnażonym rzucił się w krużganki Kryształowego Pałacu. Białe postacie Boginek Wodnych umykały przed nim i nikły jak srebrne fale jeziora. Ale królowa nie ulękła się rozjuszonego młodzieńca. Utkwiła w nim tylko chłodne spojrzenie wielkich zielonych źrenic.
Jantar rzucił się ku niej:
— Zdejm czar, którym mnie opętałaś! — krzyknął w największem uniesieniu. — Otwórz mi drogę na ziemię. Chcę walczyć w słońcu, jak walczą rycerze! Chcę wrócić tam na ziemię, by cierpieć, kochać i żyć. Wróć mi prawdziwe życie i prawdziwe światło. Wróć mi cześć rycerską. Inaczej zginiesz niegodna!
Królowa z uśmiechem potrząsnęła głową. Była spokojna i piękna, jak nigdy. Jantar rzucił się na nią i z całej siły ugodził ją w pierś. Ale miecz jego rozprysnął się na drobne cząstki, dotknąwszy świetlanej piersi Królowej Wód.
— Dzieciaku! — rzekła.
I skinąwszy na służbę, rozkazała zamknąć go w lochu położonym poniżej pałacu. Był to wielki lej kryształowy, dokoła którego nieustannie krążyły rekiny, rozwierając raz po raz potworne szczęki zbrojne w potrójne rzędy kończastych zębów. Zdawało się, że najlżejsze ich poruszenie rozbije cienką ścianę, toteż Jantar nie mógł nawet w nocy zmrużyć powiek ani na chwilę.
Podstawa tego dziwnego leja opierała się o skaliste sklepienie najodleglejszej i najmniej uczęszczanej groty państwa Krasnoludków.
Oto co król Mikrus i stary Wodnik ujrzeli przez swoje szkła czarodziejskie. W niespełna godzinę wszystkie lata spędzone przez Jantarka u Boginek przemknęły przed ich oczami z największą ścisłością. Kiedy widowisko to przerwało się wreszcie po odtworzeniu ponurego obrazu w lochu, stary Wodnik począł mówić do króla Mikrusa przewlekłym głosem Sabaudczyków, pokazujących dzieciom latarnię magiczną.
— Pokazałem ci królu Mikrusie, wszystko co widzieć pragnąłeś, a że wiedza twa jest doskonałą, nic więcej dodać nie potrzebuję. Niewiele mnie to obchodzi, czy to co ujrzałeś, sprawiło ci przyjemność. Wystarcza mi, że odtworzyłem prawdę. Wiedza nie służy gwoli niczyjej uciechy, gdyż wiedza jest nieludzka. I nie prawda, ale poezya pociesza i czaruje. I dlatego poezya potrzebniejszą jest od nauki. Idź do domu, królu Mikrusie i każ sobie zaśpiewać piosenkę.
Król Mikrus bez słowa jednego opuścił studnię starego Wodnika.