Ze studiów nad faszyzmem/III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ze studiów nad faszyzmem |
Pochodzenie | Czasopismo prawnicze i ekonomiczne, 1929, z. 1-12 |
Wydawca | Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W italskim faszyźmie odróżnić należy dwa elementy: entuzjazm narodu i pracę nad jego nowem zorganizowaniem. Pierwszy element nie da się oczywiście przenieść do żadnego innego państwa, wytwarza go bowiem urok, jaki wywiera Mussolini, i charakter italskiego narodu. Inaczej jest z pracą nad nowem zorganizowaniem narodu. Ztąd mogą czerpać inne państwa naukę i wzory. Czy faktycznie tak będzie, zaczekać należy na skutki tych reform, dotychczas bowiem wszystkie te reformy są w toku i nie mogły się jeszcze okazać skutecznemi w praktyce.
Jeśli tak jest, to jakąże istotę ma prąd, który w innych państwach nosi nazwę faszyzmu, a które nie mają swojego rodzimego Mussoliniego. Muszą te objawy w różnych państwach mieć coś wspólnego, a do italskiego faszyzmu zbliżonego, jeżeli chętnie posługują się nazwą zrodzoną w Italji. Wspólną jest przedewszystkiem przyczyna, wywołująca te prądy. Jest nią upadek parlamentaryzmu. Wspólnym jest także środek, którym się ten prąd posługuje, a którym jest nacjonalizm. Upadek parlamentaryzmu wiedzie z konieczności do takiej lub innej dyktatury. Nacjonalizm zaś okazuje się jedynym sposobem rozbudzenia szerokich warstw, wobec tego, że nie nadeszły jeszcze czasy pomyślne dla religijnego apostolstwa, a bolszewizm jest właśnie tym wrogiem, którego owe prądy pragną zwalczyć. Przypatrzmy się bliżej tym różnonarodowym faszyzmom. Uczynimy to jednak nie na tle historycznego przedstawienia odnośnych procesów w różnych państwach, ale na tle pewnych ogólnych uwag.
Jeżeli się mówi o przesileniu, nawet bankructwie myśli państwowej nowożytnej, to zupełnie fałszywem jest sądzić, że przyczyną tego jest »polityka« wogóle lub stronnictwa polityczne. Przyczyna tkwi w wadliwości instytucyj państwowych opartych na konstytucjach, które zostały zbudowane wedle poglądów nie odpowiadających dzisiejszym faktom. Rewolucja francuska walczyła przeciwko ancien régime i dla przeprowadzenia swoich postulatów dobierała odpowiednie argumenty i tworzyła odpowiednie teorje. Temi teorjami żyjemy dotychczas. Ale dziś są nowe potrzeby, nowe postulaty, wymagają też nowych teoryj, a w następstwie nowych instytucyj. Tego zadania nie może nikt inny spełnić, jak właśnie tylko polityka. Istota jej bowiem właśnie polega na tem, żeby nadawać kierunek życiu związków ludzkich, aby wynaleść sposoby zharmonizowania jednostki z całością. Naród, który niema polityki, żyje bez kierunku, a więc żyje w anarchji. Jeżeli więc słyszy się, że jednem z haseł faszyzmu jest »precz z polityką«, »precz ze stronnictwami politycznemi«, — to rozumieć to można tylko w ten sposób, że pragnie się usunąć od działalności państwowej tych, którzy pod płaszczem »polityki« uprawiali swoje własne interesy, a nie szukali, jakeśmy wyżej istotę polityki określili, zharmonizowania jednostki z całością. Naiwnie, bo dosłownie, wziął te hasła panujący dzisiaj w Hiszpanji prąd. Usunął wszystkich dotychczasowych polityków, ale usunął wszystkich, a więc nietylko oprawiających własne interesy, ale i prawdziwych polityków, dlatego tylko, że brali udział w dotychczasowem życiu publicznem. Że zaś sam Primo de Rivera, jak to publicznie przyznał, sztuki rządzenia uczył się w kasynie garnizonowem, przeto brakuje Hiszpanji całej tej drugiej części faszyzmu, którą tak twórczo rozwija Mussolini, brakuje jej nowej organizacji i unormowania tej organizacji. Wytworzył się też tam dziwny stan: Primo de Rivera oczekuje wniosków o zmianie konstytucji od narodu, ale w narodzie przytłumił wszystkie głosy, które są zdolne powiedzieć coś o tej zmianie. Zapewne projekt zrodzi się znowu w jakiemś kasynie garnizonowem.
Najfatalniejszym błędem jest apoteoza gwałtu, ocenianie wartości polityki tylko wedle skutku, bez względu na jej stosunek do moralności. »Czysta« polityka, t. j. polityka nielicząca się z moralnością, jest tylko myślową izolacją. W życiu niema takiej izolacji. Polityk musi się liczyć z wszystkiemi czynnikami składającemi się na życie związku społecznego. »Czysta« polityka, t. j. polityka uprawiana bez względu na moralność, mogłaby się udać tylko w społeczeństwie nie posiadającem moralności. Wszędzie indziej musi być polityką złą, bo nie liczyłaby się z jednym z najpotężniejszych czynników życia narodowego, jakim jest właśnie moralność. To też najpoważniejsze wątpliwości budzić musi wznowiony kult Macchiavelli’ego przedewszystkiem w Italji. Referat Helmuta Franke’go o faszyźmie niemieckim (w »Internationaler Faschismus«, herausgegeben von Dr. Carl Landauer und Dr. Hans Honegger, Karlsruhe 1928) pozostawia wrażenie uwielbienia dla gwałtu czyli — jak zdaje się za Spenglerem w Niemczech się mówi — krwi, instynktu, nie hamowanych rozumem popędów.
W Niemczech, we Francji, ale i w innych państwach, literatura dopatruje się faszyzmu w stronnictwach, które pod pozorem faszyzmu dążą do innych celów, rzekomo z faszyzmem nie mających nic wspólnego, lub na odwrót dopatruje się faszyzmu w stronnictwach, które oficjalnie mają inne cele w swoich programach. Możliwe to jest wtedy, jeżeli istotę faszyzmu widzi się w jednym jakimś określonym elemencie, na przykład w dyktaturze, ubezwładnieniu lub usunięciu parlamentaryzmu, w tak zwanem państwie korporatywnem i w tym podobnych cechach, a nie uważa się faszyzmu za kierunek, prąd, manifestujący się na zewnątrz w rozmaity sposób, ale mający to we wszystkich państwach jednakowego, że jest wyrazem niezadowolenia z dotychczasowych insrytucyj państwowych, że jest szukaniem nowych rozwiązań tych wszystkich problematów, które na państwach w obecnej dobie tak straszliwie ciążą. Rudolf Breitscheid (w »Neue Freie Presse« z dnia 15 czerwca br.) mówi, że monarchiści niemieccy nie przyznają się wprawdzie otwarcie do faszyzmu, ale niestrudzenie rozwijają plany, przez które wpływ reprezentacji ludowej ulegałby coraz to większemu obniżeniu. Żądają naprzykład dyktatury budżetowej, udzielenia prezydentowi rzeczypospolitej takiego stanowiska, jakie ma prezydent Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, stworzenia drugiej izby na wzór angielskiej izby lordów lub amerykańskiego senatu. Żądają tego wszystkiego, mówi Breitscheid, w nadziei, że koroną tego dzieła będzie przywrócenie monarchji. Bardzo ostrożnego zbadania wymagają także analogiczne objawy we Francji. Kto czyta referat p. R. Rohden’a o faszystowskich motywach we francuskiem ethos państwowem (w cytowanej wyżej książce o międzynarodowym faszyźmie) lub artykuł p. Lucien Dubech’a (w »Przeglądzie współczesnym« z czerwca br.) o nacjonalistach francuskich, ten dostrzeże, jak bardzo komplikują się owe motywy faszystowskie z dążeniami monarchistów, a przez to, czy mimo wszystko, z akcją katolików. Potrzebaby dokładnej analizy, aby te wszystkie elementy wyodrębnić i każdemu właściwe miejsce i rolę wyznaczyć.
Rozglądając się po Europie z tego punktu widzenia, który nas tu interesuje, zadajemy sobie ciągle pytanie, czy to szukanie nowych dróg, którem jest wedle naszego zdania faszyzm, zakończy się znalezieniem tej nowej drogi. W ojczyźnie faszyzmu, w Italji, nie rozwiązano ani ekonomicznego problemu rozdziału dóbr, ani problemu politycznego większości, na którym polega parlamentaryzm, ani wreszcie problemu społecznego walki klas. Faszyzm italski ignoruje poprostu te kwestje. Pozostaje reforma polegająca na ustroju korporatywnym. Ale wedle mojego zdania nie może spełnić swojego zadania, bo nie daje zawodom tak zorganizowanym prawdziwego samorządu, a jest tylko nową, dalszą, szerszą formą organizowania narodu przez rząd i dla rządu.
Wszystkie te refleksje nie osłabiają jednak faktu, że faszyzm italski wydobył na wierzch i zaprzągł do pracy potężną energję narodu. Formy, w które się te energje dzisiaj wlewają, ulegną z pewnością różnym zmianom, ale, jeżeli wojna nie przewróci rozpoczętego dzieła i nie zniszczy wydobytych urokiem Mussoliniego sił narodowych, to nie byłaby uzasadnioną obawa, że Mussolini nie znajdzie form rozwiązujących problemy, które na razie tylko usuwa. Jest to bowiem mąż stanu, który z włoskim gestem i z włoską teatralnością, z wrodzoną sobie i swemu narodowi namiętnością łączy niezwykłą trzeźwość i — czego dzisiaj najwięcej potrzeba — twórczość.