Ze wspomnień Kasztelanica/Przedmowa autora
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ze wspomnień Kasztelanica |
Podtytuł | przyczynek do historyi obyczajów, życia domowego i wychowania w końcu 18 w. |
Wydawca | K. Grendyszyński |
Data wyd. | 1896 |
Miejsce wyd. | Petersburg |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W powiecie Nieszawskim, na dawnych Kujawach znajduje się miejscowość zwana Płowce, osada prastara, sięgająca, jak świadczą wykopaliska, czasów jeszcze przedhistorycznych, znana zaś i wsławiona w dziejach naszych bohaterską bitwą i pogromem Krzyżaków przez króla Łokietka dnia 27 czerwca 1331 roku.
Pomimo pięciu i pół przeszło upłynionych wieków pamięć owych sławnych zapasów do dziś dnia przechowała się w podaniach miejscowego ludu. Na cmentarzu, gdzie był niegdyś kościół filialny i gdzie spoczywają prochy poległych z obu stron wojowników z roku 1331, wznosi się pamiątkowa figura z odpowiednim napisem i zawieszonym na niej z dawnego kościoła dzwonem, noszącym na sobie datę odlewu, rok 1352.
Płowce od dawnych już lat i wielu pokoleń należą do starej i zasłużonej rodziny Biesiekierskich; sam dwór jest siedzibą bardzo dawną, szczęśliwie i starannie zachowaną aż do naszych czasów. Jeden z przodków dzisiejszego posiadacza, jeszcze w przeszłym wieku założył w Płowcach cenną dziś i bogatą bibliotekę oraz zbiór dawnych zabytków i wszelkich pamiątek, odnoszących się do całej rodziny, przyczem zapisał i pewien fundusz wieczysty na utrzymanie owych zabytków i pomnażanie samej biblioteki.
Był tym fundatorem Antoni Dezydery Biesiekierski, Kasztelan Kowalski (z r. 1788), dziedzic Płowiec, Piołunowa, Plichowa, Grabi, Konecka, Pomarzan, Łatkowa i wielu innych, które pomijamy, człowiek posiadający nie tylko gruntowną naukę i wykształcenie, ale co więcej, odznaczający się rzadką prawością, cnotami obywatelskiemu a nadewszystko charakterem niezłomnym. Dowiódł tych zalet, jako poseł z województwa Inowrocławskiego na sejm delegacyjny w roku 1773, oraz w latach 1775 i 1776, będąc wybrany do ułożenia i zawarcia z Prusami rozbiorowego traktatu rozgraniczenia i uregulowania stosunków prawno-państwowych ekonomicznych i handlowych, gdzie łakomych a niesłusznych warunków, narzucanych przez Prusaków przyjąć i podpisać nie chciał, mimo gróźb króla Fryderyka II, że mu skonfiskuje dobra jego w odpadłych prowincyach leżące, mimo najsilniejszego też nacisku ze strony samozwańczego Marszałka sejmu, Adama Ponińskiego, który mu również groził, że go od wszelkich urzędów i zaszczytów odsądzi. Wytrwał jednak kasztelan niezłomnie do końca, pozwolił Prusakom zabrać dobra swoje: Witowice, Czołowo, Broniówek i Rokitki i protokółu nie podpisał. Nie mówiąc już o Rejtanie, Kimbarze, Korsaku i innych, na chlubę współczesnego społeczeństwa naszego, częstokroć przez dzisiejszych potomków, z dzisiejszego stanowiska sądzących, oskarżanego, pospieszamy dodać, że ten czyn szlachetny kasztelana Biesiekierskiego nie był też całkiem wyjątkowym i odosobnionym. Tenże sam kasztelan Biesiekierski w mowie swej zwróconej do zebranych stanów i króla na sejmie delegacyjnym w r. 1774 dnia 3 października przypomina zasługi Jana Aleksandra Kraszewskiego, regimentarza Partyi Wielkopolskiej jako współobywatela swego z województwa Inowrocławskiego, który, nie zważając wcale na zupełnie podobne pogróżki konfiskaty dóbr, zapowiedziane przez króla pruskiego przy rozgraniczaniu i wdzieraniu się Prusaków w granice kraju, poraził ich i rozgromił w kilku potyczkach pod Elblągiem i Kąpielą, gdzie i sam był ciężko ranny, za co mu król pruski skonfiskował leżące w zabranych prowincyach nietylko dwa starostwa, Pokrzywnickie i Kłodawskie, ale i dziedziczne jego majątki: Jordanów, Bochlewo i Tokary. Podobnych przykładów możnaby więcej wyliczyć.
Kasztelan Biesiekierski żonaty był dwukrotnie: 1 voto z Anielą hrabianką Zboińską, wojewodzianką Płocką, córką Ignacego, z której pozostało żyjących trzech synów i córka; 2 voto z Anielą Anną z Comesów na Lubrańcu Dąmbską, córką Jana, kasztelana Inowrocławskiego, generała inspektora armii, z której pozostało przy życiu synów pięciu; ogółem kasztelan miał dzieci dwadzieścia dwoje, lecz z tych trzynaścioro w młodości zeszło ze świata.
Niezmiernie pracowity i pilny w pełnieniu obowiązków służby publicznej, przez długie lata przesiadywał kasztelan najwięcej w stolicy, raz lub parę razy tylko do roku zjeżdżając na czas jakiś na wieś dla lustracyi szeroko rozrzuconych majątków; dopiero w starszych latach osiedlił się już stale w pięknie urządzonej rezydencyi swej głównej w Płowcach.
W bogatej bibliotece i zbiorach tam nagromadzonych znajdują się notaty ś. p. Antoniego Biesiekierskiego, wnuka już kasztelana, a syna Wincentego, kasztelanica, urodzonego z Dąmbskiej, w których Antoni spisał niemal dosłownie opowiadania ojca swego, czyli wspomnienia jego z lat dziecinnych i młodzieńczych. Jest to ze wszech miar ciekawy obraz obyczajów z końca zeszłego wieku, życia domowego, zwłaszcza zaś wychowania. Pod tym ostatnim względem zasługują na szczególną uwagę. Jakkolwiek bowiem tryb wychowania dzieci Kasztelaństwa i na owe czasy należał zapewne do nielicznych wyjątków, tak się nam wszelako dzisiaj dziwnym wydaje, że gdyby nie całkowita pewność relacyi, trudnoby i uwierzyć w coś podobnego.
Pospieszamy jednak dodać, że wyszli z owej niezwykłej metody wychowawczej ludzie nie tylko prawdziwie godni szacunku, zacni i ukształceni, ale i rzeczywiście zasłużeni w społeczeństwie i niepospolici; wszyscy znani byli z gorliwości w służbie obywatelskiej, nadto Stanisław i Ludwik odznaczyli się w wojsku. Ferdynand zaś uczony i erudyt, historyk i etnograf, agronom i ekonomista, którego wiele prac drukowały pisma współczesne, pozostawił jeszcze po sobie kilkaset arkuszy rękopisów, odnoszących się do nauk mających związek z prawem, ekonomią i administracyą, gdzie szczególnie z benedyktyńską pracą zebrany dział bibliograficzny ma wartość niepospolitą[1]. Co zaś rzeczą jest najdziwniejszą, że gdy tryb wychowania nie zdawał się sprzyjać silnemu zawiązaniu się miłości rodzinnej, niemniej jednak rozwinęła się ona w całej pełni i takiej sile, iż znanym i powszechnym świeciła przykładem.
Dla tego też owe wspomnienia Kasztelanica wraz ze wstępnemi kilku słowami ś. p. Antoniego Biesiekierskiego podajemy czytelnikom. Uporządkowaliśmy je tylko i oczyścili z niejakich usterek językowych i innych w obrobieniu literackiem, bez najmniejszego wszelako naruszania charakteru i toku opowiadania.
Nim jednak przystąpimy do relacyi Kasztelanica opowiadanej przez jego syna, nie od rzeczy będzie przytoczyć też jeszcze, dla dopełnienia, pewne szczegóły ciekawsze, odnoszące się tak do rodziny samej, jako i do życia Kasztelana, znajdujące się w rękopisach wyżej wspomnianego przez nas uczonego Ferdynanda Biesiekierskiego.
Znajdujemy tu naprzód zajmującą wiadomość nieznaną, że dziad Kasztelana, Andrzej Biesiekierski, skarbnik Bydgoski, rotmistrz chorągwi pancernej uczestnicząc w wyprawie króla Jana III pod Wiedeń, jeden z pierwszych wpadłszy do obozu Kara Mustafy sam osobiście porwał ów sławny sztandar proroka i on to go wręczył królowi.
Cały rynsztunek rycerski, który w Wiedeńskiej wyprawie służył Rotmistrzowi, jak: hełm, kirys, naramienniki, rękawice, etc. stalowe, złotem nabijane, jak pisze Ferdynand »zdobiły ścianę w jednej z komnat dworu w Zagajewicach (na Kujawach) u Antoniego B. Łowczego Inowrocławskiego, syna Rotmistrza, ze czcią przechowywane w rodzinie, lecz wraz ze dworem zniszczył je ogień w roku 1804«.
Po tymże Rotmistrzu Andrzeju w zbiorach Płowieckich złożony był pamiątkowy bogaty różaniec z liczby tych, które papież Innocenty jedynasty przesłał był starszyźnie rycerskiej, uczestniczącej w odsieczy Wiedeńskiej, oraz rzadki i cenny medal, wybity na pamiątkę rozbicia muzułmańskiego obozu[2].
O owym medalu przechowywanym, jako najcenniejsza pamiątka w ozdobnem, odpowiedniem puzderku, opowiadano nam, że jeden z rodziny, podobno sam właśnie P. Ferdynand B. przywiózł go był z Płowiec do Warszawy dla okazania go kilku zaciekawionym archeologom. Oglądano go też z wielkiem zajęciem, a po odejściu gości, kiedy gospodarz miał go już schować i zajrzał do pudełka, okazało się ono — próżnem! Oczywiście ktoś z archeologów nie mniejszy miał pociąg do starożytności, jak sławny uczony Tadeusz Czacki do starych ksiąg i rękopisów.
W roku 1792 dnia 8 września w dobrach swoich Ludzick na Kujawach pisze Ferdynand Biesiekierski o Kasztelanie »miał on ukontentowanie wyprawić swym rodzicom złote wesele po ich przeżyciu w przykładnem małżeństwie lat pięćdziesięciu«. IMP. Jan Biesiekierski, Podkomorzy Inowrocławski urodzony w r. 1720 liczył na ten czas lat 72 i był jeszcze dość rzeźwy, tylko pani Podkomorzyna, Wolska z domu, schorowana i podupadła już była na nogi i wożono ją w krzesełku. Na tę rzadką uroczystość zebrała się cała rodzina, wnuki, mnóstwo sąsiadów i przyjaciół, oraz domownicy i rezydenci — z tych dwaj, Stanisław Miaskowski i Antoni Dąbrowski w czasie składanych powinszowań podali Podkomorzemu uroczyście na srebrnej tacy list od króla treści następującej:
»Z rozrzewnieniem czytałem list WPana pod datą 10 Augusti do mnie pisany[3]. Dobre dla mnie życzenia WPana i godnej Jego małżonki odbieram jako błogosławieństwo Boskie przez cnotliwe ręce przykładnych małżonków, którzy z łaski Nieba tak rzadkiej długowieczności doczekali. Dziękuję WPaństwu za te przychylnego Ich serca dla mnie oświadczenia, życzę Wam z duszy, abyście jeszcze długiego swego wieku przeciągiem, przyjaciół i krewnych byli przykładem i pociechą, a mianowicie temu godnemu synowi Waszemu JPanu Kasztelanowi, którego cnót i obywatelstwa, jako prawdziwie użytecznych Ojczyźnie uprzejmie winszuję WPaństwu.
»Co wyraziwszy wszelkich Wam z serca od Boga życzę pomyślności«.
W Warszawie, d. 5 7bris 1792 roku.
Kasztelan w roku 1795 usunął się w zacisze domowe i zamieszkał w Płowcach; zdawało się, że już zawód publicznego życia skończył, wszelako po ustanowieniu Księstwa Warszawskiego lubo w podeszłym był wieku, nie odmówił swego udziału w pracach dla dobra ogółu pożytecznych, gdy go powołano na urząd Prezesa Komisyi Centralno-likwidacyjnej. »I tu — pisze Ferdynand Biesiekierski — dał przykład jak urzędnik prawy i zajęty tylko dobrem publicznem, o swojem własnem zapomina«. Sam bowiem posiadał bonów francuskich na przeszło 200,000 złotych z procentami za wycięte drzewo w lasach dóbr jego Grabie, użyte do fortyfikacyi i mostów Torunia. Pretensyi swoich jednak nie przedstawił dlatego właśnie, że sam był prezesem owej Komisyi likwidacyjnej; gdy zaś z urzędu tego ustąpił, wszelkie fundusze na ten cel przeznaczone były już wyczerpane.
Umarł Kasztelan Antoni Dezydery Biesiekierski w roku 1818 dnia 10 listopada w Płowcach, mając lat 75, otoczony czcią powszechną, ciesząc się najserdeczniejszem przywiązaniem swych synów, którzy lubo przyrodni, a tak dziwnie surowo wychowani, w miłości dla ojca i między sobą za najpiękniejszy wzór i przykład stawiani być mogli. Testament też jego pełen najwznioślejszych myśli, rad i wskazówek dla synów, znany był w szerokich kołach obywatelstwa, i w najdrobniejszych szczegółach świątobliwie a zgodnie przez spadkobierców uszanowany.
Kajetan Kraszewski.
- ↑ Patrz Większa Encyklopedya Orgelbranda T. III. fol. 542.
- ↑ Medal ten robiony był przez Gdańszczanina Jana Höhne (młodszego), wyobraża Wiedeń oblężony, nad nim półksiężyc rozdzierany przez dwóch orłów koronowanych, z napisem w górze: Nec luna duabus — niżej zaś: Vienna liberta. A. MDCLXXXIII. D. XII Sept. Z drugiej strony popiersie króla Jana III z laurowym wieńcem na głowie i z napisem w otoku: Joannes III. D. G. Rex Poloniarum.
- ↑ Tym listem złożył urząd Podkomorzego na ręce Króla, jako przyciśniony wiekiem, a na dowód przytoczył, że właśnie 50 lat pożycia z małżonką obchodzić będzie.