<<< Dane tekstu >>>
Autor Fergus Hume
Tytuł Zielona mumia
Wydawca Lwów: Księgarnia Kolejowa H. Altenberga; Nowy Jork: The Polish Book Importing Co.
Data wyd. ok. 1908
Druk Kraków: W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Lwów, Nowy Jork
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. The Green Mummy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XVII.
Przypadkowy zbieg okoliczności.

Random tak był zdziwiony tą gwałtowną napaścią, że zatrzymał się w progu nie wchodząc do środka. Zdawał się być jednak raczej ubawiony niż zastraszony, a wyraz jego twarzy utwierdził Archibalda w przekonaniu o jego niewinności.
— O kim mówisz profesorze? — zapytał w reszcie.
— Sam pan wiesz dobrze, że o tobie — odparł zgryźliwie Bradock.
— Cóż znowu? Nic nie rozumiem! Może ty Hope wytłómaczysz mi o co chodzi.
— Hope nie może panu powiedzieć nic takiego o czem byś sam nie wiedział. — Nikczemność pańska wyszła na jaw!
Random zmarszczył brwi.
— Słuchaj pan — rzekł do profesora. — Wiek pana i stanowisko, a zwłaszcza znane dziwactwo każą mi wiele panu wybaczyć. Dziś jednak posunąłeś się pan za daleko i odpowiesz mi za to.
— Posłuchaj Random! — rzekł Hope — ja ci wszystko wyjaśnię.
Tu opowiedział pokrótce dziwaczne oskarżenia Herveya.
— A więc to tak? — zawołał oburzony młodzieniec — i panowie wierzycie temu?
— Ja nie — odparł gorąco Archie.
— A pan profesorze?
— Sam nie wiem, co mam myśleć — odrzekł profesor.
— A więc — rzekł zimno Random — teraz ja żądam wyjaśnienia, i nie wyjdziesz stąd panie Bradock póki mi ich nie udzielisz.
To mówiąc, zamknął drzwi na klucz i sam usiadł naprzeciw niego.
— Teraz mów pan, jakie dowody masz przeciw mnie?
— Oto jeden — zawołał Bradock, rzucając na stół rękopism.
— Cóż to jest?
— Kopia dokumentu należącego po Don Pedra.
— Rozumiem — rzekł Random — chcesz pan twierdzić, że wiedziałem o istnieniu szmaragdów?
— A skądże pan masz ten rękopism?
— Nie mam pojęcia, jak się tu znalazł, wiem tylko, że widzę go po raz pierwszy.
— Może to Don Pedro zostawił go u pana — podsunął Archie.
— Nie sądzę, Don Pedro nie rozstawałby się tak łatwo z dokumentem, do którego jest tak przywiązany.
— Kapitan Hervey twierdzi — mówił dalej Bradock — żeś pan rozmawiał z Boltonem w dzień morderstwa.
— Niema w tem żadnej tajemnicy — odparł Random — proponowałem mu odprzedanie mumii dla Don Pedra di Gajangos, ale on odmówił, twierdząc, że profesor nie zechce się jej pozbyć.
— Groziłeś mu pan podobno w razie gdyby nie spełnił twego żądania.
— To mi nawet na myśl nie przyszło.
— Hervey jednak słyszał jak pan mówiłeś do Boltona, że będzie żałował jeśli zatrzyma mumię, i że nie będzie już nigdy bezpieczny.
Ku wielkiemu zdziwieniu Hopa, Random przyznał, że wyrzekł istotnie te słowa, wyjaśnił to jednak w następny sposób:
— Don Pedro opowiadał mi, że uważanym jest w swojej ojczyźnie za jedynego potomka królewskiej rodziny Inkasów, to też wierni jego stronnicy wiedzą o istnieniu mumii, i gorąco pragną powrotu jej do Limy. Gdyby się dowiedzieli, że świętość ich znajduje się w niepowołanych rękach, wyprawiliby niezawodnie kilku z pośród siebie do Europy ażeby ją odzyskać. W razie oporu ci fanatycy nie cofnęliby się nawet przed morderstwem, byle zdobyć na nowo ukochanego fetysza. To był właśnie powód dla którego ostrzegałem Boltona.
— Ależ w takim razie rzecz wyjaśnia się sama przez się. Widocznie to Indyanie, musieli zamordować Boltona — rzekł Hope.
— To niemożliwe — zaprzeczył Random. — Indyanie nie wiedzieli jeszcze, że mumia znajduje się w jego rękach.
— A czy widziałeś Boltona po spotkaniu waszem na pokładzie »Nurka«?
— Ależ tak — odpowiedział z całą swobodą Random — przechadzając się wieczorem po wybrzeżu, obaczyłem Boltona w oknie hotelu i zamieniłem z nim kilka słów. Potem zaszedłem jeszcze do restauracyi hotelowej, gdzie jadłem kolacyę, jednocześnie zaś dowiedziałem się, że Bolton wyprawia mumię wczesnym rankiem, a sam podąży za nią trochę później.
Potrzebowałem tych szczegółów dla Don Pedra i tegoż dnia jeszcze odjechałem do Londynu, skąd miałem mu je telegrafować. Gdym powrócił, kradzież i morderstwo były już faktem dokonanym. A teraz kiedy wam już wszystko powiedziałem, czy wierzycie w moją niewinność?
— Ależ tak — zawołał Bradock, wstając — jestem przekonany, żeś pan tu całkiem czysty i przepraszam za niesłuszne posądzenia.
— Co do mnie, ani przez chwilę nie podejrzywałem cię — upewnił Hope.
— Dziękuję wam — rzekł Random, ściskając ich ręce i odprowadzając do drzwi.
Gdy wyszli, Frank usiadł zamyślony patrząc na rękopism.

— Podrzucono mi widocznie ten papier — rzekł do siebie. — Tylko wróg śmiertelny mógł popełnić taką niegodziwość.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Fergus Hume i tłumacza: anonimowy.