Zmartwychwstanie (Tołstoj, 1900)/Część pierwsza/XLI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zmartwychwstanie |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Biblioteka Dzieł Wyborowych |
Data wyd. | 1900 |
Druk | Biblioteka Dzieł Wyborowych |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Gustaw Doliński |
Tytuł orygin. | Воскресение |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Niechludow myślał, że za pierwszem widzeniem odnajdzie dawną Kasię. Ale dawna Kasia znikła bezpowrotnie, została tylko Masłowa. I to go przerażało. Tem gorzej, że ta Masłowa nietylko nie wstydziła się obecnego położenia swojego, ale przeciwnie, jakby szczyciła się niem. A przecież to jest rzeczą zupełnie naturalną. Dla każdego człowieka, który coś czyni, coś działa, nieodbicie potrzebnem jest to przeświadczenie, że działalność jego ma pewną wartość i pożytek. I jakiekolwiek byłoby stanowisko człowieka, ten człowiek taki wyrobi sobie pogląd na ogólne życie ludzkie, że jego działalność osobista wyda mu się i celową i dobrą.
Sądzą pospolicie, że złodziej lub zabójca, uznając takie zajęcie za niegodziwe, powinien się wstydzić swego postępowania. Dzieje się zupełnie inaczej. Oni właśnie profesyę swoją uważają za dobrą. Złodziej będzie przechwalał się swoją zręcznością, zbrodniarz swojem okrucieństwem.
Nas to dziwi dlatego, że takich ludzi jest niewielu, a my przecież nie należymy do ich grona i fachu.
Taki pogląd wyrobiła sobie i Masłowa.
Jej pogląd na świat gruntował się na tem, że główną szczęśliwością wszystkich bez wyjątku mężczyzn, tak starych jak i młodych, generałów, gimnazistów, wykształconych i głupich, jest stosunek z kobietami, do których mają pociąg zmysłowy.
A choć udają, że są czem innem zajęci, to w rzeczywistości tylko tego jednego pragną.
Ona jest kobietą ponętną, może zadowolnić lub nie zadowolnić męzkie życzenia, a więc jest istotą potrzebną i wiele wartą. Całe jej przeszłe i teraźniejsze życie stwierdzało podobne; zapatrywania.
Przez całe dziesięć lat, począwszy od Niechludowa i starego stanowego, a kończąc na dozorcach więziennych, wszędzie, gdzie się znalazła, czuła i widziała, że mężczyźni jej pożądają. Takich, coby jej nie pragnęli, nie spotkała dotąd. Dlatego cały świat wydawał jej się zbiorowiskiem ludzi, którzy wszelkiemi sposobami: podejściem, gwałtem, pieniędzmi, oszustwem, czyhali tylko na to, aby ją zdobyć dla siebie.
Tak Masłowa rozumiała życie. Nie uważała się przeto za jakąś ostatnią, ale przeciwnie, za znaczną figurę.
Nie chciała przeto za nic w świecie wyjść z tego koła, które właśnie dawało jej odpowiednie znaczenie i stanowisko. Gdyby Niechludow wprowadził ją w świat inny, to w tym świecie straci wiarę w siebie i w swoją wartość.
Dlatego odpędzała daleko wspomnienia pierwszej młodości i owe niewinne stosunki z Niechludowem.
Obecna pogarda świata kazała wykreślać to wszystko z pamięci, co było niegdyś, choć owe wspomnienia leżały gdzieś skryte na dnie duszy, może spoczywały tam nietknięte, ale były tak zatarte, tak zasklepione, jak czerwie w pszczelnym ulu, aby nie zepsuły owocu długich trudów, aby do roboty szeregu lat nie było żadnego dostępu. Więc i dzisiejszy Niechludow nie był tym człowiekiem, którego kochała niegdyś miłością podniosłą i czystą, ale ot takim zwykłym bogatym panem, z którego należy skorzystać, z którym mogłyby być tylko takie stosunki, jak ze wszystkimi, co zadowolenia swych pożądań szukają.
— Nie powiedziałem tego, co najważniejsze. Nie powiedziałem, że się z nią ożenię. Nie powiedziałem, a uczynię to — myślał Niechludow, podążając i innymi do wyjścia.
Dozorcy znów rachując, klepali wszystkich, dłonią po plecach. Ale on już tego nawet nie zauważył.