Zwierciadło morza/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Zwierciadło morza |
Wydawca | Dom Książki Polskiej Spółka Akcyjna |
Data wyd. | 1935 |
Druk | Drukarnia Narodowa w Krakowie |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Aniela Zagórska |
Tytuł orygin. | Mirror of the Sea |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
I niech tak wszystko trwa krótkich dni parę.“
Zaoczenie lądu i oderwanie się od brzegu nadają rytm życiu marynarza i dziejom statku. Od lądu do lądu — oto najzwięźlejsze określenie dla ziemskich losów okrętu.
Oderwanie się od lądu nie jest tem, za co je mógłby uważać ród szczurów lądowych. Termin „zaoczenie lądu“ łatwiej zrozumieć: marynarz dostrzega ląd — to kwestja bystrego oka i jasnej pogody. Oderwanie się od brzegu nie jest wyjściem statku z przystani, tak jak zaoczenie lądu nie może być uważane za jednoznaczne z zawinięciem do portu. Ale w oderwaniu się od brzegu jest pewna cecha odrębna: ten termin oznacza nietyle etap morskiej podróży, co określoną czynność pociągającą za sobą szereg innych, a mianowicie dokładną obserwację niektórych lądowych znaków orjentacyjnych przy użyciu kompasu.
Zaoczony ląd — czy to będzie góra osobliwego kształtu, czy skalisty przylądek, czy też obszar piaszczystych wydm — ogarnia się z początku jednem spojrzeniem. Dalsze rozpoznanie nastąpi w swoim czasie; lecz w zasadzie dobre czy złe zaoczenie lądu zawarte jest w pierwszym okrzyku: „Ląd!“ Natomiast oderwanie się od brzegu jest przedewszystkiem obrzędem nawigacyjnym. Zdarza się że statek opuścił przystań już od pewnego czasu, że od szeregu dni znajdował się na morzu — w najpełniejszem znaczeniu tego słowa; a jednak póki wybrzeże, które opuścił, pozostało widzialne, okręt minionych dni zdążający na południe nie rozpoczął był jeszcze rejsu w pojęciu żeglarza.
Oderwanie się od brzegu nie następuje w chwili kiedy ląd znika z oczu, lecz w momencie ostatniego fachowego rozpoznania lądu przez marynarza. Jest to techniczne „żegnaj“, tak odrębne od uczuciowego. Odtąd marynarz skończył już z brzegiem za rufą swego statku. Sprawa ta dotyczy osobiście marynarza. To nie statek odrywa się od brzegu lecz marynarz, z chwilą gdy nakreślił ołówkiem na białej przestrzeni mapy podróżnej pierwszy drobniutki krzyżyk oznaczający pozycję statku, otrzymaną zapomocą krzyżowych pelengów; każdego dnia podróży pozycja statku w południe musi być oznaczona takim samym drobniutkim krzyżykiem na tejże mapie. A krzyżyków tych może się znaleźć sześćdziesiąt, osiemdziesiąt, czy tam ile, na szlaku okrętu od lądu do lądu. Największa ich liczba w ciągu mego marynarskiego żywota doszła do stu trzydziestu — od stacji pilotów przy Sand Heads w zatoce Bengalskiej do latarni morskiej na wysepkach Scilly. Była to zła podróż...
Oderwanie się od brzegu, ostatni fachowy rzut oka na ląd, bywa zawsze dobry lub przynajmniej dość dobry. Bo nawet jeśli pogoda jest zła, nie obchodzi to wiele statku, przed którym cała przestrzeń morza stoi otworem. Natomiast zaoczenie lądu może być dobre lub złe. Okrążamy ziemię z myślą o jednem jej miejscu. Wśród wszystkich krętych tropów, które kurs żaglowca zostawia na białym papierze mapy, statek ma zawsze na celu jeden drobny punkt — czy to będzie mała wysepka na oceanie, czy pojedynczy przylądek na długiem wybrzeżu kontynentu, czy latarnia morska na urwistym brzegu lub poprostu spiczasty kształt góry, niby mrowisko unoszące się na wodach. Lecz jeśli się ujrzy brzeg w kierunku oczekiwanym, wówczas zaoczenie lądu jest pomyślne. Mgły, zawieje, sztormy pędzące chmury i deszcz — oto nieprzyjaciele dobrych zaoczeń lądu.