Łakomy Stasio
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Łakomy Stasio |
Pochodzenie | zbiór powiastek Niespodzianka |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1890 |
Druk | St. Niemiera |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
ŁAKOMY STASIO.
Mały Staś, jak wszystkie dzieci, lubił przysmaczki, ale też nie zawsze uważał, jakimby je dostać sposobem; jużto, choć wiedział, że mama tego nie lubi, prosił ją i uprzykrzał się, żeby mu koniecznie co do zjedzenia dała; to przypochlebiał się służącej, często nawet zamieniał z innemi dziećmi zabawki, a nawet książeczki swoje na łakotki.
Raz mama dała mu koszyczek ślicznych winogron, mówiąc:
— Mój Stasieczku, idźże przez ogród aż do dworeczka, w którym ciocia mieszka, oddaj jej ten koszyk odemnie; ale idź grzecznie, prędko i ostrożnie, a zobaczysz że tego żałować nie będziesz.
Staś wziął koszyczek i poszedł ogrodem, ale ogród był długi, a po obu stronach ulicy gięły się śliwkowe drzewa pod ślicznemi węgierkami, renklodami i mirabelami. Stasiowi aż ślinka do ust podchodziła na widok owoców, ale pamiętny przestrogi matki, szedł grzecznie i prędko. Wkrótce jednak zdało mu się, że się zmęczył nieco, szedł więc wolniej, przypatrując się śliwkom i myśląc: przecież patrzeć, to nic nie szkodzi. W połowie ulicy zwiesiła się gałązka, i jakby na pokusę Stasiowi, na samym jej końcu błysnęła dojrzała renkloda. Staś stanął, i nie myśląc wiele, wyciągnął rączkę, zerwał renklodę, i wnet tylko pestka upadła na ziemię. Renkloda była smaczna, Staś zapragnął drugiej, ale druga rosła wyżej; trzeba było podskoczyć, a z koszyczkiem to trudno: postawił zatem koszyk na ziemi, i uczepiwszy się gałęzi, chciał zerwać soczysty owoc; ale i cóż ztąd?... lubo na gałązce renklody bezpiecznie bujały, dla Stasia za słaba to była podpora; gałąź się urwała, i mały łakotniś padł na wilgotną ziemię. Nie stłukł się, bo miękko było, ale niebieska sukienka całkiem się zabłociła: ani sposób iść tak do cioci.
Stasio żałując, że nie usłuchał mamy, poszedł smutnie w boczną ulicę, i usiadł sobie w altanie, myśląc: Poczekam trochę, a jak sukienka wyschnie, wykruszę błoto i pójdę dalej.
Siedzi, czeka, a tymczasem pogląda na winogrona, które sobie z koszyczkiem na stole postawił. Jak też ciocia kontenta z nich będzie! myśli sobie: bo też muszą być przedziwne... Ach, gdyby je skosztować? ale nie, już i tak z tą renklodą źle zrobiłem.
To myśląc, Stasio schwycił koszyczek i wybiegł z altany, żeby czemprędzej odnieść; ale sukienka jeszcze nie wyschła, Staś szedł pomału, a łakomstwo tymczasem szeptało mu do uszka: «Skosztuj tylko jednę jagódkę, przecież nikt nie pozna.» Stasio po jednym przypadku powinien się był strzedz łakomstwa i nieposłuszeństwa, ale zapomniał o wszystkiem: sięgnął do koszyczka a wyjąwszy najmniejsze gronko, poniósł je do ust.
— Ach, mój Boże! — krzyknął nagle. Okropny ból uczuł w języku, wypuścił grono, przelękniony biegł już co sił do cioci, otworzywszy usta, bo mu język puchł i bolał go ciągle:... i nic dziwnego, w winnem gronie, którego Staś chciał skosztować, ukryła się osa, i siedziała właśnie w tem ziarnku, które biedny chłopczyna wziął w buzię.
Przybiegłszy do cioci, Staś z bólu i przelęknienia nic mówić nie mógł, ale ciocia zobaczywszy spuchnięty język i koszyk owoców, domyśliła się wszystkiego; wyjęła mu żądło, które złośliwa osa wypuściła, dała mleka z miodem: ale nie tak prędko ból ustał. Staś ani mówić, ani jeść nie mógł, a tymczasem do cioci zbiegła się gromadka dzieci z sąsiedztwa; zastawiono stoły ciastem, śmietaną, owocami, bo dobra ciocia chciała Stasiowi miłą sprawić niespodziankę, zapraszając na ten dzień pokryjomu małych jego przyjaciół. Każdy pożałowawszy trochę małego łakomca, wziął się do jedzenia i zabawy, on tylko jeden siedział smutnie w kąciku, patrząc na wesołość drugich, i przyrzekał sobie, że nigdy więcej łakomym nie będzie. I dotrzymał też słowa, bo ile razy chciał skosztować czego kryjomo, przypominał sobie osę i czemprędzej zamykał usta, by go nowe nie spotkało nieszczęście.