[41]ŚNIEŻNA PANI
Widziałem ją w srebrzystej bieli,
Od chaty szła do chaty —
Przed nią się puch leciuchny ścieli,
A za nią rosną kwiaty...
I narosło ich milijony, 5
Zasiały całą ziemię —
A ja spoglądam na wsze strony
I od podziwu niemię...
Błyszczą ogniami dyjamenty,
Kryształy i opale — 10
Błękitne ku nim firmamenty
Zniżyły się omdlale...
I w upojeniu, i w uścisku
Legły na puchy, na łabędzie —
A taki wielki spokój wszędzie, 15
Jakby w zaklętym uroczysku.
Wśród tych obłocznych, jasnych wiszy,
Po białym z gwiazd posłaniu
[42]
Chodziła śnieżna pani w ciszy,
W anielskim zadumaniu... 20
I dziś ją widzę... Wiatr ją pędzi
Od chaty wciąż do chaty —
Pozmiatał sprzed niej puch łabędzi,
Pozrywał za nią kwiaty.
A gdy się biała jej zasłona 25
Stargała niby przędza —
Widzę, jak idzie załzawiona,
Skostniała, zimna Nędza...
Kraków, [18]97.