Śpiewnik kościelny/Coć Matko żeć okiem, łzy płyną potokiem
<<< Dane tekstu >>> | |
Tytuł | Coć Matko żeć okiem, łzy płyną potokiem |
Pochodzenie | Śpiewnik kościelny |
Redaktor | Michał Marcin Mioduszewski |
Data wyd. | 1838 |
Druk | Stanisław Gieszkowski |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały rozdział Pieśni postne II |
Indeks stron |
Coć Matko żeć okiem, łzy płyną potokiem?
Jakby brzmiące lutnie, tak płaczesz okrutnie.
Alboć to nie wiecie, że mi zamęczono me dziecię:
Najmilszego Syna, a małaż to żalu przyczyna.
Płakać ci nie trzeba, ponieważ ten z nieba
Wyrok był przed wieki, więc otrzyj powieki.
Ach cóż to za sprawy! Ojciec na Syna niełaskawy,
Syn jego kochany, został katom w ręce wydany.
Anieli płakali, a jednak przestali,
Widząc że ta strata, jest naprawą świata.
Widząc Ojca w niebie, już mają pociechę dla siebie,
Jam Syna pozbyła, w któregom w twarz Ojca patrzyła.
Nie tak Rachel łkała, chociaż żałość miała,
Kiedy jej krew lali, synaczkowie mali.
Większa moja szkoda, niż krew wylana przez Heroda,
Kto zna jej szacunek, lekce waży wszelki frasunek.
I Apostołowie, Mistrza kochankowie,
Jak się łez napili, serca ukoili.
Ci mąk nie widzieli, bo się z strachu wnet rozbieżeli,
Jam szła w Syna ślady, patrzyłam na żydów złych jady.
I ty Panno miła, wiem wszędzieś nie była,
Gdzie skryte ciemnice, lochy i piwnice.
Byłam gdy go wlekli, jakby jakie zwierze psy wściekli,
Jako go męczyli, jak nad robaczkiem się pastwili.
Słońce, miesiąc, skały, godzinę płakały,
Jaśniejszaś od słońca, ćmić się masz do końca.
Te płaczą bez oka, alboć Matka twardsza opoka?
Jak nie płakać tego, z pierwszym straciłam ostatniego.
Uspokój się proszę, niech ja żal twój noszę,
Przy smutnym pogrzebie, miej litość na siebie.
Nie będzie nic z tego, żal mi Synaczka serdecznego,
Cóżbym za sen miała, bacząc by mi kto nie wziął ciała.
I oczów nie stanie, na takie płakanie,
Noc — radzę Maryi, pójdźmy z kalwaryi.
Nie pójdę, będę łkać, choćby też pod krzyżem przez noc stać:
Nie pójdę od grobu, niech tu będzie oraz śmierć obu.
Masz Jana matuchno, prosi cię niziuchno,
Za syna ci służy, odejdź, nie płacz dłużej.
Bym była z metalu, serce musi pęknąć od żalu.
Mam Jana za dziecię, lecz mi smutku nie odradzicie.
Uspokój twe łkanie, Syn twój zmartwychwstanie,
Piłat się zawstydzi, przelękną się żydzi.
Ja wierzę twej mowie, i nie omylisz się w twem słowie:
A zanim to będzie, serce się od żalu rozsiędzie.
Uśmierz żale Pani, radość jest w otchłani,
Anny, Abrahama, Jakóba, Adama.
A cóż mnie tam z tego, gdy Syna nie widzę żywego:
Ale jak sierota, patrzę na nagiego, sromota!
Moja to przyczyna, wydarła ci Syna,
Jam to winien temu płaczowi srogiemu.
Oj, ty, ty! nie przeczę, czem ze mną nie płaczesz cłowiecze,
Zkądbym ulgę miała, bym płaczących grzesznych widziała.
Udziel łez Maryja, będę płakać i ja,
Niech wykapną oczy, łza z Bogiem jednoczy.
Pięknać to ochota, gdyby długo trwała ta cnota,
Ale żal u ciebie, długi jak błysnienie na niebie.
Przy tobie zasiędę, wiecznie płakać będę,
Przepadnij wesele, Bóg mój umarł w ciele.
Ach mój skory sługo, pokażesz odmianę niedługo,
Nie dotrwasz ostatka, ja płaczliwa zostanę matka.
Zasłona w kościele, pada się w sztuk wiele,
Tyś nasza zasłona, padasz się jak ona.
Me serce miecz płata, gdy umiera Bóg Syn Pan świata,
Żałość łamie kości, boleść targa wszystkie wnętrzności.
Próżno usiłuję, nie wyperswaduję,
Któż uśmierzy troski, chyba wyrok Boski.
Uśmierzyć żal może, kto mi z Synem w grobie da łoże,
Gdy to będzie w skutku, już na ów czas będzie po smutku.