Śpiewy starego Jakóba/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Śpiewy starego Jakóba |
Część | I. To Niemiec |
Pochodzenie | Z niwy śląskiej |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze |
Data wyd. | 1902 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały cykl Cały zbiór |
Indeks stron |
I.
TO NIEMIEC.
Uczęszczał do szkoły ludowej, Co sprawiło mu wiele uciechy, Trzeba więc tych kresek uniknąć! Wykręcić tym kreskom przeklętym; A nienawidził Polaków,
|
- ↑ Na pierwszej stronicy dawniej używanego na Śląsku elementarza był obrazek, przedstawiający koguta. Stąd elementarz nazywany był «książką z kogutem».
- ↑ Głównym celem dawnej szkoły ludowej była nauka języka niemieckiego. Wszystko się do niej odnosiło i tak było urządzonem, aby ją wspierać i umacniać. Chłopiec, nauczywszy się jako tako czytać, uczył się następnie słów niemieckich, czyli wokabuł, potem zaś rozmów, czyli geszprechów. Skoro w geszprechach o tyle postąpił, że mógł na najprostsze pytania po niemiecku odpowiedzieć, obowiązany był, pod grozą kary, używać tylko języka niemieckiego. W tym celu wpisywano go równocześnie na signę. Była to mała drewniana tabliczka z rączką, w formie kijanki, powleczona białym papierem i zapisana nazwiskami tych wszystkich, którzy byli obowiązani mówić po niemiecku. Za każde słowo, przemówione po polsku, pisano kreskę na signie, a za każdą kreskę bito z końcem tygodnia t. j. w sobotę, rózgą po dłoni. Ten zaś, który miał najwięcej kresek, oprócz plag otrzymanych musiał nadto signę, uwiązaną na sznurku i przewieszoną na plecy, zanieść do domu i na nowo białym oblec papierem, aby ją następnie w poniedziałek oddać nauczycielowi. Można sobie wyobrazić śmiech i urągania współuczniów, które biedakowi towarzyszyły do domu. Była to największa kara i hańba, jaka chłopców spotkać mogła! Dziś signy niema, ale duch systemu, stawiającego język niemiecki na czele nauki szkolnej, przetrwał do dzisiaj, a gdzieniegdzie nawet ze spotęgowaną rozwielmożnił się siłą.
- ↑ Gdy się przypadkiem w szkole zebrali tylko tacy uczniowie, którzy obowiązani byli do rozmawiania z sobą po niemiecku, panowała zazwyczaj cisza, z tej prostej przyczyny, że tym językiem mówić nie umieli. Skoro jednak pojawił się taki, który nie był jeszcze obowiązany mówić po niemiecku, rzecz się natychmiast zmieniała. Obstępowali go dokoła i zaczęli rozmawiać z sobą — po polsku, używając go za pośrednika, lub niemego tłumacza, bo z nim po polsku wolno im było mówić. Np. Jan A. zwraca się do pośrednika i mówi: «Powiedz Pawłowi B., żeby mi oddał książkę». Zagadnięty w ten sposób ubocznie Paweł B. przystępował z kolei do pośrednika i odrzekł: «Powiedz Janowi A., że mu książki nie oddam, bo nie jest jego», i t. d. W ten sposób porozumiewali się wszyscy po polsku, nie przekraczając przepisu, nakazującego im rozmawiać z sobą po niemiecku; nie rozmawiali bowiem wprost ze sobą, ale pośrednio, przez owego niemego tłumacza, z którym po polsku mówić było im wolno. Jeżeli się jednak który pomylił i zamiast przez pośrednika, odezwał się po polsku wprost do współucznia, z którym powinien był mówić po niemiecku, natychmiast wołano: «Hat polnisch gesprochen» i dostawała mu się kreska na signie, wypłacana z końcem tygodnia — rózgą.
- ↑ Obowiązujące przepisy szkolne wymagają, aby dziecko zaraz w pierwszym oddziale wiejskiej szkoły ludowej nauczyło się 200 słów niemieckich.