<<< Dane tekstu >>>
Autor Edward John Hardy
Tytuł Świat kobiety
Rozdział Czy kobieta ma być odważną?
Wydawca Księgarnia Teodora Paprockiego
Data wyd. 1890
Druk Emil Skiwski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Waleria Marrené
Teresa Prażmowska
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XXVI.
Czy kobieta ma być odważną?
Wobec nagłego niebezpieczeństwa, zagrażającego jéj saméj, drogim istotom lub nawet obcym, kobietę porywa niekiedy nadludzka odwaga i wówczas, jak Grace Darling, gotową jest wykonać czyny, przed któremi cofają się ludzie znani z męztwa.
The Family Circle.

DDzielna mówczyni na meetingu względem praw kobiecych pytała, podnosząc długie ręce, podobne do śmig wiatraka: „Gdyby wszystkie kobiety w tym kraju powstały w całéj swéj liczbie i szły na wybory, chciałabym wiedziéć, coby je wstrzymać mogło?” Wśród chwilowéj ciszy, jaka nastała po tej oratorskiéj figurze, dał się słyszéć cichy głos: „Mysz.” Dziś już podobny żart nie ma racyi bytu, ale był czas, gdy słowa te miały swoje znaczenie.
W starożytności i w wiekach średnich czytamy o dzielnych niewiastach, od jakich stu lat przecież nastała moda niewiast wiotkich, lękliwych. Zdawało się, kobietom, iż udana trwoga czyniła je zajmującemi mdlały na widok myszy lub pająka, a spokojna krowa przejmowała je obawą. Teraz przecież doszliśmy do przekonania, iż odwaga, nietylko moralna, ale i fizyczna, przystoi zarówno kobiecie, jak mężczyźnie, i wcale nie zachwycamy się panną, która w chwilach nagłego niebezpieczeństwa traci przytomność umysłu. Kobieta powinna polegać na saméj sobie, nie wysuwać się na przód, nie szukać zaczepki, ale zaczepiona powinna umiéć się bronić, zbrojna spokojną odwagą. „Niezbyt dawno — pisze jedna Amerykanka — młoda moja przyjaciółka wysłaną została do Anglii, w celu wyuczenia się trudnéj gałęzi sztuki. „Czyż nie lękałaś się puścić Alicyi saméj tak daleko, kiedy potrzeba jej rady i opieki?” — pytała jedna z jéj krewnych. „Wcale nie — brzmiała odpowiedź, — Alicya jest osobą odpowiedzialną, wszędzie da sobie radę.”
Nie idzie wcale za tém, by poleganie na sobie przerodziło się w arogancyę, jak się to czasem zdarza. Tam jednak, gdzie istnieje prawdziwa odwaga, rzadko ją się spotyka.
Marek Twain pisze o pannie, która rzucała się na kamienie i wyboje przed szczekającym psem. Jeśli taka panna przechadza się z mężczyzną, a zdarzy się podobny wypadek, czepia się jego ramienia, zaklina, ażeby szedł w ten sposób, by zakrył przed nią groźnego nieprzyjaciela. Zdaje się, iż podobna lękliwość nie dodaje jéj uroku, nawet w oczach człowieka, do którego tuli się ze strachu.
Nazywają kobiety płcią słabą, ale to wcale niesłusznie. Nie było żadnéj słabości w heroicznéj Siostrze Miłosierdzia, o któréj niedawno dzienniki dawały następujące szczegóły:
W obecności całego francuzkiego wojska, znadującego się w stolicy Tonkinu, gubernator generalny przypiął krzyż legii honorowéj matce Maryi Teresie, przełożonéj Sióstr Miłosierdzia. Wojsko zebrane na głównym placu miasta otaczało wyniesienie, na którém znajdował się gubernator generalny ze swoim sztabem. Adjutant wysłany po zakonnicę znalazł ją w szpitalu, dodającą odwagi żołnierzowi, któremu miano ucinać nogę. Nie chciała odejść od niego przed skończeniem operacyi i dopiero wówczas udała się z adjutantem na plac, gdzie przyjął ją osobiście generał i poprowadził na wzniesienie wśród okrzyków żołnierzy. Generał przemówił w sposób następujący:
„Matko Maryo Tereso, mając lat dwadzieścia, zostałaś ranna kulą armatnią pod Bałakławą, w chwli, gdyś opatrywała rannych na polu bitwy. W r. 1859 odłam kartacza położył cię pod Magenta w pierwszych szeregach. Od tego czasu byłaś w Syryi, Chinach, Meksyku, narażałaś się na kule, miecze, lance, a jeśli nie zostałaś ranną, to nie było w tém twojéj winy. W r. 1870 znaleziono cię w Reishoffen pociętą szablami wśród stosu zabitych kirasyerów. Wszystkie te czyny odwagi uwieńczyłaś parę tygodni temu jednym z najbardziéj bohaterskich postępków, o jakich kiedykolwiek wspomniała historya. Granat wpadł do ambulansu, będącego pod twoją opieką. Każdéj chwili należało się spodziewać wybuchu, któryby nowemi ranami pokrył i tak już pokaleczone ciała, leżące na łóżkach. Aleś ty nad niemi czuwała — z uśmiechem wzięłaś w ręce granat i, uśmiechając się do rannych, którzy patrzyli na to z przestrachem, drżąc nie o siebie, lecz o ciebie, poniosłaś go na odległość osiemdziesięciu metrów. Kładąc go na ziemi, spostrzegłaś, że ma wybuchnąć, rzuciłaś się na ziemię; ujrzano cię całą we krwi, ale gdy ci pośpieszono z pomocą, podniosłaś się ze zwykłym uśmiechem, mówiąc: „To nic.” Zaledwie wyleczona z tych ran, powracasz do szpitala, w którym cię znaleziono.”
Podczas tych pochwał dobra zakonnica miała głowę skromnie spuszczoną, a oczy wlepione w krucyfiks, wiszący u jéj boku. Generał kazał jéj uklęknąć; dobywszy szpady, dotknął potrzykroć lekko jéj ramienia i przypiął krzyż honorowy do habitu, mówiąc drżącym głosem: „Nadaję ci krzyż walecznych, w imieniu narodu i wojska francuzkiego; nikt nań nie zasłużył większem bohaterstwem, ani życiem więcéj poświęconém służbie kraju i współobywateli. Żołnierze, prezentujcie broń!”
Wojsko salutowało, odezwały się bębny i trąby, jeden okrzyk wydarł się z piersi obecnych, wszyscy byli poruszeni, tylko matka Marya Teresa powstała z rumieńcem na twarzy i spytała: „Generale, czy już skończyłeś ze mną?” „Tak jest” — odparł. „To ja powrócę do mego rannego w szpitalu.”
Codzień kobiety spełniają bohaterskie czyny, o których nie wspominają dzienniki, a pomimo to, nie wyszukując ich specyalnie, znaléźć można wiele opisów podobnych. Oto jeden jeszcze na chybił trafił wybrany: „Hi! hi! — wołała głośno z przerażeniem gromada ludzi, spokojnie przed chwilą przechadzająca się po ulicach San Diego w Kalifornii. Powodem tych krzyków była trzoda dzikiego bydła, przepędzana przez miasto. Jak wiadomo, zwierzęta te są zawsze niepewne. Małe dziecko bawiło się na ulicy blizko miejsca, którędy trzoda przechodziła, gdy jeden z buhai, ogromny zwierz z rozłożystemi rogami, rzucił się ku maleństwu. Na domiar złego, poganiacz był pijany, i, próbując zawrócić zwierzę, spadł z konia. Wtedy to powstały ostrzegające krzyki obecnych, zrozumieli okropny los, grożący dziecku, od którego, zdawało się, iż nic już odwrócić go nie mogło. W téj właśnie chwili kobieta przechodziła ulicą, a hałas i krzyki odrazu zwróciły jéj uwagę. Zrozumiała jedném spojrzeniem niebezpieczeństwo dziecka i, nie namyślając się, skoczyła na opróżnione siodło; udało jéj się dogonić byka, któremu zarzuciła swój szal na głowę właśnie w chwili, gdy miał dosięgnąć ofiary. Wówczas, nie zsiadając z konia, podniosła dziecko i zawiozła w bezpieczne miejsce. Ten świetny akt odwagi wywołał ogólny poklask tych, co byli jego świadkami, a czytelnicy podzielą go niezawodnie. Czyn panny Lawrence, bo takie było nazwisko odważnéj kobiety, był nietylko bohaterski, świadczył o nadzwyczajnéj zręczności w konnéj jeździe, którą mało kto pochwalić się może.”
Mniejsze nierównie wrażenie czyni co chwila zetknięcie się z zarazami różnego rodzaju, niż wystąpienie przeciw kulom nieprzyjacielskim, a jednak kobiety, jako dozorczynie szpitalne, narażają się ciągle na większe niebezpieczeństwo, niż te, jakie grożą na polu bitwy. Doktór William Farr z biura statystycznego twierdzi, iż w piętnastu wielkich szpitalach stolicy śmiertelność pomiędzy dozorczyniami przenosi o 40 procent śmiertelność ogółu kobiet, a na podstawie tych danych profesor Erichsen powiedział w jednéj ze swych przemów: „Zwiększona o 40 procent śmiertelność znaczy, iż ze stu umierających dozorczyń czterdzieści żyłyby jeszcze długie lata, gdyby obrały mniéj niebezpieczne zajęcie. Śmiertelność 40 na 100 jest daleko większą, niż śmiertelność na polu bitwy od kul nieprzyjacielskich. Połowa dozorczyń umiera wskutek zaraźliwych gorączek, nabytych przy spełnianiu swych obowiązków. Dodać jeszcze do tego należy kalectwa, utratę zdrowia, jeśli nie życia, z powodu niedostatecznego snu, nadmiernego wytężenia muskułów i nerwów, przykrych wrażeń, braku świeżego powietrza i t. p. wypadków.”
Jest tu może nieco przesady, a jednak generał Gordon twierdził, iż wszystkie niebezpieczeństwa i niepokoje, jakie przechodził, niczém są w porównaniu z tém, co znosić musi dozorczyni przykrego chorego. Według la Rochefoucauld, prawdziwa odwaga zależy na spełnianiu bez świadków tego, coby się uczyniło w obliczu całego świata. Gdyby tak było rzeczywiście, rodzaj odwagi kobiecej byłby wyższy od wszystkich innych, bo zwykle widownią jéj są domowe ściany, nie zaś miejsca publiczne.
Jeśli zaś męztwo, które śmie, i męztwo, które znosi, jest jedno i toż samo, kobiety także mają w niém wyższość. Zapominamy zbyt często, iż potrzeba nieraz większéj odwagi, ażeby cierpliwie cierpiéć, niż dobrze czynić, i lekceważymy pierwszą, jako należącą wyłącznie do tak zwanej płci słabéj.
Panuje ogólne mniemanie, iż w czasie paniki, np. w czasie pożaru teatru, lub zatopienia okrętu, kobiety są bardziej przerażone i łatwiéj tracą głowę. Wątpię przecież, by tak było rzeczywiście. Pewien Amerykanin, który niejednokrotnie znajdował się wśród podobnych katastrof na morzu, mówi, iż zwykle tchórzostwo mężczyzn przyczynia się do przerażenia kobiet i pobudza je do krzyków, które zwiększa okropność chwili. Gdy kilku ludzi obdarzonych krwią zimną przemówi do kobiet, uspokoi je zwykle. W podobnie krytycznych chwilach gdyby ludzie nie tracili panowania nad sobą, szanse wyratowania się byłyby daleko większe. Tymczasem samolubna oraz gwałtowna żądza wydobycia się z niebezpieczeństwa najczęściéj powoduje zgubę.
W opisie rozbicia Kent’u w r. 1825 czytamy o pełném odwagi i godności zachowaniu się dwóch pań w tak okropnéj chwili. Kiedy oświadczono kobietom, zgromadzonym na pokładzie, iż nie było już żadnéj nadziei ocalenia, a śmierć zbliżała się szybka i nieunikniona, jedna z nich padła na kolana, złożyła ręce i zawołała: „Chociaż w ten sposób przyjdź Panie.“ I zaraz zwróciła się do obecnych, ażeby razem czytać Pismo święte. Siostra jéj z równym spokojem wyszukała odpowiednie psalmy i czytały je obie głośno, przeplatając modlitwą.
Ileż kobiet spaliło się żywcem z powodu, że ze strachu, w chwili zajęcia się płomieniem, straciły głowę. Gdyby która z was, czytelniczki, znalazła się w tém położeniu, cóżby uczyniła? „Zadzwoniłabym gwałtownie” — odpowie jedna, przywykła do ciągłéj usługi służącéj. „Pobiegłabym po wodę” — zawoła druga. A inna znów: „Obwinęłabym się w dywan lub kołdrę.” Otóż w podobnym wypadku należy, zamiast dzwonić i szukać tego, czego niéma pod ręką, rzucić się na ziemię i tarzać po niéj, dusząc ogień. W ten sposób stłumi go się lepiéj, niż każdym innym sposobem. Gdy się stoi, ogień szerzy się daleko szybciéj, co stwierdzić nawet można na zapalonym papierze, który płonie lepiéj trzymany do góry, niż poziomo; tak samo dzieje się z człowiekiem.
Oto przykład odwagi i przytomności, jaką okazała młoda dziewczyna. Ubrana w lekką, wieczorową suknię, zapragnęła dostać książki z najwyższéj półki, stojącéj na komodzie w jéj sypialnym pokoju; postawiła więc świecę na rogu komody, a sama zapomocą krzesła stanęła na komodzie. Nie wyrachowała jednak dobrze objętości spódnic, które się od świecy zapaliły. Nagle pokój cały rozjaśnił się żywym blaskiem i zrozumiała z przerażeniem, że to ona oświetliła go w ten sposób. Wiele bardzo dziewcząt byłoby z krzykiem wybiegło z pokoju i spaliło się na śmierć, a może i na ratujących zapaliło odzienie; ona tymczasem, rachując na siebie jedynie, postąpiła daleko rozumniéj: skoczyła na ziemię i położyła się na niéj, a natychmiast płomienie, których gorąco czuła już na szyi, przygasać zaczęły. Mówiła potém, iż miała zamiar obwinąć się w dywan leżący na ziemi, ale nie miała na to czasu, bo suknia paliła się ciągle, nawet gdy już leżała. Nie straciła jednak ani na chwilę zimnéj krwi, nie podniosła się, ażeby zadzwonić lub wzywać pomocy, ale dusiła ciągle ogień, dopóki nie przygasł zupełnie. Wszystko to stało się tak szybko, iż chociaż suknia się cała spaliła, jednak białe spódniczki nie zostały przez ogień dotknięte. Jest to dowodny przykład, iż najlepszym sposobem zażegnania niebezpieczeństwa jest odwaga i przytomność.
Nasze babki wychwalały rozkosze domowego ogniska i cichego przy niém życia, ale dziś mężatki i panny przenoszą nad nie przyjemności zadomowe, którym oddają się niemal na równi z mężczyznami. Istnieją jednak wykwintne kobiety, lękające się długich przechadzek, słoty, tyle przynajmniéj co przeciętna Francuzka, tylko takie usposobienie nie jest dziś rzeczą modną. Dziś panny jeżdżą konno, przeskakują płoty i rowy, grają w krokieta, w lawn tennis, łowią ryby i jeżeli nie strzelają same, towarzyszą polowaniom swych męzkich przyjaciół po moczarach i zaroślach. Ma to swoje dobre strony. Kingsley twierdzi, iż silny wiatr wschodni hartuje dzielnych Anglików, a my dodamy, iż to życie na świeżém powietrzu, oddane ćwiczeniom ciała, niekiedy zaprawnym niebezpieczeństwem, wyrabia dzielne, nieustraszone kobiety, gotowe także stoczyć walkę z losem. Powiedziano jest, iż „mężczyzna powinien pracować, a kobieta płakać,” lecz praca, zarówno jak łzy, przypada w naszych twardych czasach w udziale kobietom. Wszystko więc, co je przyucza i zbroi do ciężkiéj walki życia, jest dla nich korzystném.
Nikt nie zaprzecza, iż odwaga cywilna tak samo potrzebną jest kobiecie, jak mężczyźnie. Bez téj odwagi niema charakteru. Potrzeba jéj, ażeby mówić prawdę i działać wedle prawdy. Kobieta, która nie ma odwagi powiedziéć, iż środki nie pozwalają jéj na stroje i na życie, jakie inni prowadzą, będzie goniła za pozorami i w czynie, jeśli nie w słowie, dopuści się fałszu. Miéć odwagę swoich przekonań, miéć odwagę oprzéć się pokusie, przystoi zarówno pannie i dojrzałéj kobiecie, jak mężczyźnie. Wierzcie mi, dziewczęta: ażeby w niektórych okolicznościach postąpić jak należy, potrzeba większéj odwagi, niż ażeby rzucić się na działa nieprzyjacielskie, a choć w nagrodę nie czeka was krzyż zasługi na tym święcie, otrzymacie w innym koronę sprawiedliwości. W walce życia zarówno potrzeba mężnych kobiet, jak mężczyzn. Oto odpowiedź na pytanie: czy kobiecie potrzebna odwaga?







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edward John Hardy i tłumaczy: Teresa Prażmowska, Waleria Marrené.