[110]ŚWIECZNIKI CHRZEŚCIJAŃSTWA.
Z powodu obrazu Henryka Siemiradzkiego.
Oto jest Rzym Cezarów na szczycie swej chwały,
Potężny władca świata, dumny, okazały!
Greckie dłuto w posągów go przystraja krocie;
Płoną kadzidła Tyru na Ofiru złocie;
Kwiecą się różnowzore Sydonu makaty
Pod ulewnym potopem pereł z Guzaraty.
Iberja śle mu srebro — kryształowe czary.
Fenicya — Syrakuza swe boskie nektary —
Indje swoją słoniową kość — Swewów wybrzeże
Bursztyny — a Kerassos swe owoce świeże —
Nubia, Libja, Germania, Galia niewolników —
Ateny swych sofistów, poetów, muzyków;
Świat cały spieszy złożyć dumnej świata pani
Romie, miastu Cezarów, bogactwa swe w dani,
I droższe ponad wszystkie skarby — krasawice,
Których uśmiech czaruje, i palą źrenice,
A pocałunek boską napawa rozkoszą,
A uściski namiętne — w niebiosa unoszą!
[111]
Wśród półnagich bachantek, z czarą wina w dłoni,
Senatorowie w wieńcach róż z Poestum u skroni;
Rzekłbyś rój korybantów pjanych lub histrjonów,
— To potomkowie Brutów, Grachów i Scypionów!
Ci, których ojców zwano „królów zgromadzeniem“,
Pijani rozbrat wziąwszy z wstydem i sumieniem,
Przyklaskują szalonym wybrykom Cezara:
„Patria? dźwięk tylko próżny! Libertas? czcza mara!
Jus? virtus? — marne słowa? silni słabszych gniotą;
Dziś użycie jest wiarą, — rozpusta jest cnotą,
A prawem jest tyrana tylko wola święta,
Który rozkował żądze ciał, a duchy pęta,
I odarłszy z swobody lud, dumnie mu ciska,
Jak głodnemu szczenięciu kość — „chleb a igrzyska!“
Tłum rozkoszą pijany okrzyk grzmiący wznosi:
„Evoe Dyonizos!“ — Chór poetów głosi
Łaskawość rządów pana, co hojnie otwiera
Źródła łask swych za wzorem Bachusa-Sotera:
„I jestże coś nad faleru z piwnicy Cezarów,
Co na dnie naszych skrzy się rozkosznie puharów?
Nad łakocie Nerona stołu, i bakalie?
Nad cyrkowe igrzyska, i nad bachanalie?
Nad oczy onych Menad — aż łzawe rozkoszą?
Nad te piersi, co burzą żądzy się podnoszą?
Nad te usta, co same całunków się proszą?“
„„Jest!““ odpowiada chrześcijan drużyna. „„Jest wiara!
Jest miłość, jest nadzieja! Jest serca ofiara!
[112]
Jest prawda, która słońcem zabłyśnie dla świata!
Jest braterstwo, co w każdym człeku widzi brata!
Jest wolność, co urąga gwałtom i przemocy!
Jest sprawiedliwość, gwiazda przewodnia wśród nocy!
Jest duch ludzki, co gwieździ się tęsknotą w niebie!
Jest w człowieku żar boski! jest zaparcie siebie!
Jest ducha panowanie nad ciałem! jest męztwo!
Jest bujne ziarno ofiar — a przy nich zwycięztwo!““
I pobladł dumny Cezar na swojej stolicy,
I urwali swą piosnkę pjani biesiadnicy,
Przerażeni śmiałością. — Wytrzeźwiona tłuszcza
Czary do ust niesione z drżących rąk wypuszcza.
Mściwy tyran zawoła: — „Na śmierć chrześcianie!
Chcieli przyświecać światu, więc niechaj się stanie:
Wszak bluźnili rozkoszy; niechże za tę zbrodnię
Zuchwalce ci zaświecą nam jako pochodnie!“
I stało się jak kazał.
Męczenników ciała
Spłonęły jak pochodnie, lecz myśl ich przetrwała.
Rzucone ziarno ofiar nie ginie, lecz wschodzi;
Bunie się pleni prawda, która świat odrodzi.
Patrz! oto z łzawem okiem, tam, zakuty w zbroi,
Gladjator zapatrzony w te pochodnie, stoi.
Może już tych świeczników palących się blaski
Oświeciły mu duszę promieniami łaski!
[113]
Patrz! obok tanecznica z lyrą Feba w ręku,
Wpatruje się w tych ludzi, ginących bez jęku
Za prawdę, co świat pragnie odrodzić miłością;
— Ona już chrześcijanką stała się — litością! —
Ci dwoje — to rzucone przez „pochodnie“ ziarna!
A więc — ofiara żadna nie jest w świecie marna!
— Daremnie oczy zamknąć sili się świat stary;
Darmo się w swej wściekłości miotają Cezary,
Kusząc się ludzkość gwałtu skrępować łańcuchem;
Do was należy przyszłość, o święte ofiary,
— Bo zwycięża ten zawsze, kto jest bielszy duchem!
1878.
Zwrócono uwagę moją na podobieństwo wiersza tego z prześlicznym wierszem
p. Gomulickiego, napisanym z tego samego powodu. W istocie podobieństwo obydwu tych wierszy jest bardzo wielkie, tłumaczy się ono jednak tożsamością tematu, i jest najlepszym dowodem niepospolitych zalet obrazu, który dwóch autorów do tego samego nastroił kamertonu, i podsunął im tok myśli zupełnie prawie jednaki. Być jednakże bardzo może, iż czytałem wiersz p. Gomulickiego zaraz po jego pojawieniu się, t. j. na kilka miesięcy przed przybyciem obrazu Siemiradzkiego do Lwowa, że przy wybornej mojej wierszów pamięci zachowałem jego wrażenie w umyśle, i że potem gdy obraz ujrzałem, wrażenie to odezwało się we mnie bezwiednem już echem.