Żaba (Wójcicki, 1922)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Kazimierz Władysław Wóycicki
Tytuł Żaba
Pochodzenie Klechdy, starożytne podania i powieści ludowe
Wydawca Zakłady Graficzne Wiktora Kulerskiego (Gazeta Grudziądzka)
Data wyd. 1922
Miejsce wyd. Grudziądz
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Żaba.

Książę możny miał trzech synów: dwóch z nich mądrych, trzeci głupi. Kiedy już podrośli w lata a pragnął, by się żenili, dał im łuki i powiedział:
— Jużeście, parobki moje, podrośli w latach i sile; czas już myśleć, by wam żony smutne dwory z weseliły, bym ja stary i nad grobem wnuki swoje zakołysał! Macie łuki, puśćcie strzały; a kędy która upadnie, tam znajdziecie sobie żony.
Najstarszy naciągnął luku i puścił strzałę z poświstem; ta upadła aż za lasem w ganku dworu cisowego: na tym ganku krasawica z złotym włosem przędła nici. Była to córka rycerza, co miał zamek, wiele dworów. I oddała mu swą rękę; stary książę zradowany, że się syn już ustanowił.
I młodszy naciągnął łuku, puścił strzałę białopiórę; ta upadła za strumieniem, aż pod lipą rozłożystą. Pod tą lipą czarnobrewa miód zgarniała na niecułkę. Była córą ziemianina: miał dwa dwory i niemałe; jeden z drzewa modrzewiowy, drugi z cegły murowany. I oddała mu swą rękę; stary książę się radował, że się drugi syn ożenił.
A najmłodszy z łukiem w ręku, chodził smutno zadumany. Kiedy nań nadeszła kolej, puścił strzałę nad jeziorem: ta upadła aż na drugim brzegu wody, pośród błota i wyżarów.
Porwał czółno, płynie spieszno, szuka strzały i znajduje — a tuż przy niej brzydka żaba wielkiemi patrzy oczyma. (Zob. obr. kol.)
Z początku jej się nastraszył; lecz pomnąc, co ojciec kazał, wziął tę żabę jak niewiastę i za żonę pojął sobie. Nie była to żaba, ale w żabiej skórze zaklęta królewna. I przywiódł do swego dworu, posadził na łożu; a dworzanom nakazał, by jej hołd składali. Siwy książę zasępiony, że syn jego pojął żabę.
Nadchodziły imieniny starej księżnej matki książąt. Więc synowe do pieczywa chleba żwawo się zabrały i upiekły chleb wyborny, rosły, biały, kieby mleko!
Patrząc na to, płakał rzewnie, że niema żony niewiasty, coby także potrafiła chleb tak piękny matce upiec. Widząc te łzy czuła żaba, przemówiła ku niemu słowy:
— Nie frasuj się, mężu luby, i ja chleb upiec potrafię.
I wnet siedem dziewic wyszło i upiekły więcej chleba, niźli dały dwie synowe. Młody książę zradowany nieść chleb każe swej czeladzi i statecznej księżnej matce, jak podarek od swej żony, u nóg kładzie i oddaje.
Wszyscy się dziwili, że chleb taki piękny; a nie piekła go żadna pani, jeno piekła żaba!

∗             ∗

Dwie synowe zadrościwe wnet zaczęły robić pasy, jako dary księżnie starej. Wyszyły je srebrem, złotem: wszystkich podziw obudzili. Patrząc na to młody książę, płakał rzewnie i zawodzi, że niema żony niewiasty, coby taki pas utkała. — Widząc te łzy czuła żaba, przemówiła ku niemu słowy:
— Nie frasuj się, mężu luby, ja ci pas piękny wyszyję; zaniesiesz go matce w darze.
I wnet siedm dziewic wyszło, i wyszyły pas bogaty, przetykany srebrem, złotem, dyamenty i perłami! Młody książę zradowany, niesie strojny pas bogaty i oddaje matce starej, jak podarek od swej żony.
Wszyscy się dziwili, że pas taki cudny, nietkała go żadna pani, jeno szyła żaba.

∗             ∗

Aż nadszedł dzień imienin uroczysty księżnej starej: dwie synowe przystrojone, już siedziały obok niej. A gdy się użalał smutno młody książę przed swą żoną, że obecną być nie może na tej uczcie w zamku matki:
— Idź sam naprzód! rzekła żaba, a jak padać deszczyk zacznie, powiedz, że się twoja żona rosą deszczu myć zaczyna; a gdy błyśnie, że się stroi; a gdy zagrzmi, że już jedzie.
Pełen radości, idzie do zamku i życzenia matce składa. Już zastawiono podłużne stoły i uczta zacząć się miała, aż deszczyk padać zaczyna. Spojrzał na okno i wyrzekł głośno:
— Moja się żona już myje.
Spojrzeli wszyscy i rzekli w duchu:
— Ot głupi! brednie nam plecie.
Zabłysło niebo: on znowu mówi:
— Moja się żona ubiera. I prędko zagrzmi, on rzekł z radością: »O moja żona już jedzie.
Wszyscy ciekawie patrzą w podwoje rychło się żaba ukaże, aż zamiast żaby prześliczna pani, strojna urodą i szaty, wchodzi i księżnej starej z pokorą do nóg upada. Książe z małżonką uradowani, przechwalają wybór syna: ten w radości, uniesieniu, biegnie co prędzej do swego dworu, lecz nikt powodu nie zbadał.
Przy stołach siedzą, jedzą i piją; dwie synowe z gniewem patrzą na urodę swej bratowej, goście wszyscy podziwiają krasotę młodej księżniczki.
Nagle biedna się zerwała, z krzykiem rozpaczy ucieka; a wtem wpada młody książę i z radością wykrzykuje:
— Jużem spalił tę skorupę brzydkiej żaby, co mi kryła wdzięki mojej ładnej żony.
— Bądź zdrów! rzekła, płonąc ogniem — już mnie więcej nie zobaczysz: miałam wkrótce wyzwolona wrócić, by żyć między ludźmi; a teraz znowu zaklęta, na długie wieki zostałam.
Ledwo wyrzekła te słowa, zniknęła jak mgła z przed oczu: próżno szukał młody książę swojej gładkiej krasawicy, próżno płakał i zawodził; już jej nigdy niezobaczył!






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Kazimierz Władysław Wóycicki.