Żabusia (dramat, 1903)/Akt I/Scena V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gabriela Zapolska
Tytuł Żabusia
Podtytuł sztuka w trzech aktach
Część Akt I, Scena V
Pochodzenie Teatr Gabryeli Zapolskiej
Wydawca Redakcya Przeglądu Tygodniowego
Data wyd. 1903
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały Akt I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała sztuka
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

SCENA V.
MILEWSCY, MARYA, BARTNICKI.

Milewski. Żabcia w domu?

Bartnicki. Wyszła.

Milewski. Tem lepiej. Prawda, babciu, sprawimy jej niespodziankę (wchodzą do pokoju).

Milewski. Dzień dobry pannie Maryi!

Marya. Dzień dobry.

Milewski (niosąc doniczki). Oto są hjacenty i fijołki, które kupiliśmy dla Żabusi. Fiołki parmeńskie wyhodowane w kraju, pachną cudownie. Powąchaj, zięciu... No dobrze! dobrze! nie wtykaj tak nosa, bo kwiaty połamiesz...

Milewska. Czy jeszcze do herbaty nie nakryte? Mój Boże, Żabcia wróci ze spaceru i herbaty nie zastanie. Franciszko! Franciszko!...

Milewski. Chciałem kupić nicejskie, ale zapachu nie miały.

Milewska (do Franciszki wchodzącej z lewej). Dalej! obrus! serwetki! samowar!

Milewski (do Bartnickiego). Cóż w biurze?

Bartnicki. Nic, wszystko po staremu.

Milewski. Robota ciężka?

Bartnicki. Dziadzio żartuje. Cały dzień gada się, panie tego, o polityce.

Milewski. To źle, trzeba pracować, cóż z tego... biuro na to jest, na pisanie.

Bartnicki. Kiedy niema co pisać.

Milewski. To pisz listy do żony... do Żabci, ale pisz, bo się rozpróżniaczysz do reszty. I tak utyłeś, wyglądasz jak radca. Prawda, panno Maryo?

Marya. Przeciwnie... ja znajduję, że mój brat zmizerniał...

Milewski. Z pani wieczna przekora. Nie to, co nasza Żabcia. Jej powiedzieć czarno, ona zaraz „czarno, dziadziu, czarno“, ja znów biało, ona „biało, dziadziu, biało“. Anioł, nie kobieta, rodzicom się nigdy nie sprzeciwi a panna Marya to zaraz ciur, ciur, ciur, jak mały kogutek (z umizgiem). Taka śliczna panienka i taka sekutnica! (Marya się odsuwa). Rozgniewałem panią, przepraszam pokornie, ale proszę darować mnie staremu... Cofam sekutnicę, niech będzie... kapryśnica śliczna kapryśnica... Cóż jeszcze się gniewulki?

Marya (z ironią). Nie, panie, nie gniewulkam się wcale.

(Odchodzi w głąb).


Milewski (do Bartnickiego). Tetryczeje... jak Boga kocham, tetryczeje, trzeba zamąż wydać, bo wiesz... stara panna już coś... tego!... Ja się znam na tem!

(Przechodzi niańka i niesie na tacy filiżanki, Milewski ogląda się na żonę i szczypie niańkę w łokieć).


Niańka. O Jezu! co też to starszy pan wyrabia?

Milewska. Co się stało?

Milewski. O mało nie upuściła filiżanek z ręki. W sam czas jej dopomogłem...

Bartnicki (śmiejąc się do Milewskiego). Hi! hi! a to dziadzio kłamie...

Milewski. Bo muszę! (głośno). Wie babcia co? ustawiemy doniczki przed talerzem Żabci i przykryjemy serwetą. Jak wróci będzie miała niespodziankę.

Milewska. Tak! tak! doskonała myśl.

Bartnicki. Czy Franciszka przyniosła dla pani cytrynę?

Franciszka. Naturalnie. Jeszcze żebym czego dla pani zapomniała!

(Wszyscy zbliżają się do stołu i zajmują miejsca).


Milewski. Gdzie też ona poszła w taki deszcz, w taką wichurę?

Milewska. Czy aby wzięła kalosze? Franciszka! Czy pani wzięła kalosze?

Franciszka (biegnąc do przedpokoju). Nie, kalosze stoją tutaj.

Milewski. A, mój Boże, Żabusia się przeziębi.

Milewska. To wina Jana. Dlaczego pozwoliłeś jej wyjść bez kaloszy!

Milewski. Tak, dlaczego pozwoliłeś wyjść Żabci bez kaloszy?

Franciszka. Czemu pan puścił panią przez kaloszy?

Bartnicki. Nie wiedziałem, jak Boga kocham, nie wiedziałem.

(Dzwonek).


Wszyscy. Żabusia!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Gabriela Zapolska.