Życia Zacnych Mężów z Plutarcha/Tymoleon
<<< Dane tekstu >>> | ||
Autor | ||
Tytuł | Tymoleon | |
Pochodzenie | Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym | |
Wydawca | U Barbezata | |
Data wyd. | 1830 | |
Miejsce wyd. | Paryż | |
Źródło | Skany na Commons | |
Inne | Cały tekst | |
| ||
Indeks stron |
Nim Tymoleon wysłany był do Sycylji, taki był stan kraju tego. Dyon gdy wypędził z Syrakuzy Dyonizyusza tyrana, ci którzy mu dopomagali do przywrócenia wolności miastu temu, zwaśnili się potem, i broń przeciw sobie podnieśli. Wkrótce zabity był Dyon, a kraj zostając w niezgodzie, był pod jarzmem wybawicielów : i do tego nakoniec przyszło, iż spustoszała Syrakuza; Sycylia zaś tak wojnami zniszczona była, że gdzie jeszcze zostały wsi i miasta, samych tylko łotrów były siedliskiem.
Po lat dziesięciu wszedł w kraj Dyonizyusz, i wypędziwszy Nipseusza, który był Syrakuzę opanował, wszedł w dzierżenie kraju. Wrócił się zatem do dawnego okrucieństwa i zbytków : co widząc obywatele, udali się do Icety króla Leontynów, aby ich z tak nieznośnego jarzma pomocą swoją oswobodził. Wtem Kartagińczykowie naszli kraj, przestraszeni mieszkańcy Sycylji wezwali ku obronie Koryntyany z powodu, iż byli ich osadą, a zatem jednymże z pierwiastków narodem; i to też im przekładali, iż szło o wspólną Grecyi całość przeciw coraz bardziej wzmagającej się potędze Kartaginy. Sprzeciwiał się takowemu sprzymierzeniu dawniej wezwany Icetas, zamyślając, pod pozorem obrony, Syrakuzę opanować, i z pomocą samychże Kartagińców władzę i państwo rozpostrzeć i stwierdzić.
Wysiani z Syrakuzy posłowie gdy stanęli w Koryncie, opowiedzieli żądania ziomków swoich. Przyobiecali pomoc Koryntyanie, a gdy naradzano się, kto miał być wodzem takowej wyprawy, jeden z pośród gminu mianował Tymoleona, i natychmiast lud go ogłosił.
Pochodził on z przodków zasługami znamienitych; wielkim był miłośnikiem ojczyzny, a przeto nieprzyjacielem samowładztwa. W wyprawach wojennych łączył odwagę z roztropnością, i choć już w lata podeszły, gdy szło o dobro kraju, rzezkość młodzieńczą okazywał.
Miał brata zwanego Tymofanes : ten nie był mu wcale podobien, pełen wyniosłości tego tylko pragnął, aby najwyższą władzę posiadł. Że zaś był w kunszcie rycerskim biegły, stawał na czele wojsk wielokrotnie, i nieraz dał pamiętne dowody waleczności swojej. Trafiło się raz, iż stoczywszy bitwę, gdy konia pod nim zabito, zostawał w oczywistem niebezpieczeństwie życia, ile że ci, którzy się przy nim znajdowali, pierzchnęli z placu, i on sam się tylko prawie został. Postrzegł to Tymoleon, i natychmiast przybiegł mu na ratunek, a zasłoniwszy puklerzem, nie oszczędzając samego siebie, wyrwał go z pośród nieprzyjaciół i uprowadził.
Obawiając się Koryntyanie nagłej, jak już byli doznali, napaści od sąsiadów, postanowili byli trzymać na żołdzie czterysta cudzoziemców, i w rząd je dali Tymofana. Ten rokując sobie z owych żołnierzy pomoc i wsparcie, otwarciej jeszcze niż przedtem, zmierzał do wykonania zamysłów swoich, nakoniec gwałtem posiadł najwyższą władzę.
Z niezmiernym żalem zapatrywał się na takowe bezprawie Tymoleon, i wszystkich, które tylko mógł wynaleźć, używał sposobów, iżby brata miłością wspólnej ojczyzny serce zmiękczył, i przywiódł do zrzeczenia się tyranji. Widząc zawiedzione nadzieje swoje, do ostatnich się sposobów udał, gdy inaczej wyrwać z jarzma ojczyzny nie można było. Zmówił się więc z Eschylem szwagrem brata, z Satyrem, inaczej zwanym Ortagorem, i wraz z nimi przyszedłszy na zamek, wyrzucał bratu gwałtowność, której przeciw własnej ojczyźnie użył, przekładał skażenie sławy, wzgardę potomności, niebezpieczeństwo stopnia; zgoła i wymową łagodną i prośbami najusilniejszemi pragnął zmiękczyć umysł jego. Ze wzgardą słuchał Tymofanes, napomnienia, a gdy je powtarzali ci, co przyszli z Tymoleonem, śmiał się z ich niebaczności i prostoty, nakoniec wpadł w gniew i zaczął czynić pogróżki : dał znak natychmiast płacząc Tymoleon, a towarzysze rzuciwszy się na tyrana, życie mu odebrali.
Gdy się wieść takowego zabójstwa po mieście rozniosła, wielbili jedni Tymoleona : ale ci, którym samowładztwo dogodne było, powstawali przeciw szkaradnemu bratobójstwu, przekładali matki wspólnej, żyjącej jeszcze, rozpacz, grozili nakoniec upadkiem państwu, jeżeli bogów rozgniewanych kara występnych nie przebłaga.
Przejmowały niezmiernym żalem takowe odgłosy Tymoleona; gdy zaś chcąc matkę ubłagać, z przeklęstwem od niej odrzucony został, pełen rozpaczy chciał sobie życie odjąć. Odwiedli go przyjaciele od wykonania takowego przedsięwzięcia; ale odtąd niespokojny i udręczony wewnętrznie, obrzydził sobie społeczeństwo wszelakie, i w odludności resztę życia przepędzić postanowił.
Przez lat dwadzieścia trwał w tem przedsięwzięciu, a gdy dowiedział się o tem, iż go lud wodzem do wyprawy Sycylijskiej mianował, nie chciał zrazu przyjąć włożonego na siebie ciężaru : podjął się nakoniec być wodzem tej wyprawy. Naówczas Teleklid, jeden z najznakomitszych obywalelów, powstawszy z miejsca swego, obrócił się ku niemu i rzekł : « Jeźli się dobrze sprawisz, uwierzymy żeś zgładził tyrana; jeźli zle, będziem wierzyć, żeś zabił brata. »
Obmyślając pilnie to, coby ku uskutecznieniu przedsięwzięcia służyć mogło, zaczął czynić zaciągi, i gdy wszystko już było w gotowości, i czas siadania na okręty nadchodził, przyszły listy do Koryntyan od Icety, w których odkrywała się przewrotność jego. Wkrótce albowiem dowiedziano się o tem, iż odmieniwszy przedsięwzięcie złączenia się z Koryntem, z Kartagińcami wszedł w przymierze z tą umową, iż gdy z ich pomocą, Dyonizego z Syrakuzy wypędzi, sam miejsce jego miał osiąść.
Wiadomości takowe nie zmieniły sposobu myślenia Koryntyan, i owszem wzbudziły w nich chęć ratowania Syrakuzanów. Puścił się zatem na morze z dziesięcią wojennemi statkami Tymoleon : i gdy do Włoch przypłynął, dowiedział się, iż Icetas zwyciężył Dyonizyusza, i opanowawszy większą część Syrakuzy, przymusił go do tego, iż się w zamku zawarł, mając przytem jeszcze w dzierżeniu tę część miasta, która się wyspą nazywała. Kartagińczykowie zaś za namową Icety, byli w pogotowiu na przybycie Koryntyan, chcąc im przystępu bronić. Jakoż wyprawili dwadzieścia galer do Regium, gdzie się znajdował Tymoleon : tam posły Kartagińców zastał, którzy mu opowiedzieli ugodę z Icetą, a zatem wspólne z nim żądania, aby się od brzegów Sycylji oddalił. « Gotów jestem przystać na żądania Icety, odpowiedział Tymoleon, ale nim się z okrętami mojemi oddalę, radbym to usłyszał w przytomności Regianów, obywatelów miasta stronom obudwóm przyjaznego. Wyciąga to po mnie albowiem własne moje bezpieczeństwo, iżby
przez to Regianie zostali przeświadczonemi, jako Koryntianie uczynili z swojej strony zadosyć temu, co Syrakuzom przyobiecali.
Obojętna takowa odpowiedź, dla zwłoki tylko czasu jedynie uczyniona była, a Regianie obwieszczonemi zostali o nieodmiennem przedsięwzięciu ratowania Syrakuzanów. Zgromadzono zatem lud w Regium, aby się w jego obecności umowa czyniła z Kartagińcami; i gdy czas schodził na przewlekłych roztrząsaniach, wyniknął się nieznacznie z pośród nacisku Tymoleon, i dopadłszy okrętów płynął do portu Sycylijskiego Tauromenium, gdzie od Andromacha rządcy tamtejszego z radością wielką przyjęty, za jego sprawą z obywatelami w przymierze wszedł : i od nich w odzieże, rynsztunki i żywność opatrzonym został.
Nierychło postrzegli Kartagińczykowie, iż Tymoleon Regium opuścił : wysłali zatem do Tauromenu jednego ze swoich, który tam przybywszy chciał pogróżkami odstręczyć od wspólnictwa z Koryntyanami Andromacha i obywatelów. A gdy wskazując rękę, i dłoń obracając, rzeki Kartagińczyk : « Tak będzie z waszem miastem, jeżeli nie odrzeczecie się Tymoleona, odpowiedział Andromach : tak i z wami się stanie, jeźli się stąd nie wyniesiecie.
Strwożył Icetę przyjazd Tymoleona, a Syrakuzanie w niezmiernej zostawali troskliwości, widząc część miasta swojego w ręku Icety, w zamku i wyspie Dyonizyusza, a Tymoleona, któremu nie dowierzali, w kraju. Przypominali sobie owe czasy, gdy Calippus i Farax, pierwszy Ateńczyk, drugi z Lacedemony, przybywszy pod pozorem oswobodzenia ich z tyrannji, gorsze jeszcze od tyranów jarzmo na nich włożyli. Sami tylko Adranitowie wysłali posły swe do Tymoleona wzywając pomocy : jednakże i pomiędzy nimi znajdowali się, jedni którzy szli za Icetą, drudzy, którzy trzymali z Kartagińcami.
Pośpieszył przywołany Tymoleon; co gdy także ze swojej strony uczynił Icetas, jakby za wspólną zmową w jednymże czasie stanęli pod miastem. Wiódł z sobą Icetas pięć tysięcy zbrojnego ludu, Tymoleon nie miał więcej nad tysiąc dwieście. Chcieli towarzysze i namiestnicy jego wypocząć nieco wojsku, ale się temu sprzeciwił, gdyżby takowa nieczynność, jakoby z trwogi pochodząca, mogła wznieść odwagę i zaufanie w nieprzyjacielu. Ucieszeni tem żołnierze jego czekali hasła, i gdy je dano, tak śmiało uderzyli na wojsko Icety, iż za pierwszym następem poszło w rozsypkę; trzysta na placu legło, nierównie więcej dostało się w niewolą; oboz z tem wszystkiem, co się w nim znajdowało, poszedł na zdobycz.
Skoro się wieść o takowem zwycięztwie rozeszła, ze wszystkich stron garnął się lud Sycylijski do Tymoleona : Dyonizyusz wzgardziwszy zwyciężonym Icetą poddał zamek Syrakuzy, i część przyległą miasta, którą dotąd na siebie był dzierżał.
Wysłał natychmiast zwyciężca do odebrania zamku Euklida i Telemaka ze czterystą żołnierzami, i zastali w nim zostających na straży dwa tysiące, rynsztunków dostatek wielki i skarby niezmierne. Oddał to wszystko Dyonizyusz Koryntyanom, i sam kryjomo, bojąc się zasadzek Kartagińskich, udał się do obozu Tymoleona.
Widzieć było naówczas postać upokorzoną krnąbrnego i wzniesionego niegdyś dumą pana Sycylji, posiadacza skarbów nieocenionych, i groźnego mocą wszystkim sąsiedzkim narodom.
Przyjął go z ludzkością nieuniesiony szczęsnym losem zwyciężca, i ciesząc łagodną rozmową, zatrzymał czas niejaki przy sobie, potem na powracających okrętach do Koryntu odesłał. Tam Dyonizyusz resztę wieku mniej godnym przeszłego stanu sposobem przepędził; w najpodlejszem albowiem gminu prostego społeczeństwie czas trawił, na biesiadach, pijaństwie i innych podłych zabawach. Przypisywali to niektórzy gnuśności i nieczułości, inni pomięszanemu rozumowi; byli i tacy którzy mniemali, iż to przez roztropność działał, gdyż podając się ku wzgardzie, ubezpieczał własne życie, któreby może było w niebezpieczeństwie, gdyby jakowe podejrzenie na niego paść mogło. Jakoż nie zawsze się tem, czem był zwierzchnie, okazywał : gdy mu albowiem wymawiano, iż nie umiał korzystać z nauk Platona, którego miał niegdyś na dworze, rzekł : « Albożto nie dowód, iż tak skromnie los mój znoszę! » Wszedł był do niego jeden z obywateli, i w progu strząsł płaszcz, tak jak u tyranów zwyczajnie czyniono na okazanie, iż pod nim broni nie masz. Uśmiechnął się na to Dyonizyusz, i oddając żart za żart rzekł « Uczyńto lepiej, jak będziesz wychodził. » W dalszym przeciągu życia tego nieszczęśliwego monarchy, przybył do Koryntu sławny ów ojciec Alexandra Filip, i kazał przywołać do siebie na ucztę Dyonizego; między innemi rozmowami gdy się go pytał : jak mógł znaleźć czas pisać tragedye? « Wtenczas rzekł, gdy inni królowie trawili go na ucztach. »
Jeźli los Dyonizyusza był nader nieszczęśliwy, nadzwyczajną w tymże czasie zwać można pomyślność Tymoleona, gdy w przeciągu dni pięćdziesiąt, nieprzyjaciół zwyciężył, Syrakuzanów oswobodził, i samego ich tyrana do ojczyzny swojej odesłał.
Skoro powzięli wiadomość Koryntyanie o tem, co się w Sycylji stało, wyprawili nieodwłócznie, na wsparcie Tymoleona, dwa tysiące żołnierzy pieszych i dwieście jazdy. Ci gdy przybyli do Turyum, widząc iż Kartagińczykowie brzegów strzegli, postanowili czekać pory zdalnej, a tymczasem szli na pomoc Turyanom przeciw ich sąsiadom w Brucyi, i tak się nadała wprawa, iż miasto ich stołeczne opanowali, po otrzymanem w kilku potyczkach zwycięztwie.
Jeszcze się utrzymywał w Syrakuzie Icetas, i wielokrotnie przypuszczał szturm do zamku : tak go zaś wkoło opasał, iż nie mogli posiłkować swoich tam zamkniętych Koryntyanie. Nie dość mu było na tem, zamyślał życie Tymoleonowi odebrać : wysłał więc do jego obozu dwóch, którym najbardziej ufał, żołnierzy, obiecując im wielką nagrodę, gdyby mu życie odjęli. Znaleźli oni porę do tego, właśnie kiedy czynił ofiary bogom : i już jeden z nich broń był zamierzył; gdy w tym punkcie w głowę mieczem raniony padł, a zabójca trzymając miecz dobyty przedarł się przez gmin i uciekał. Dogoniony zeznał, iż odjął życie zabójcy ojca swojego : to słysząc wspólnik jego, padł do nóg Tymoleonowi, i zeznał, jako z naprawy Icety na zabicie jego zesłanemi byli. Darował go życiem, cudownie wyzwolony od śmierci Tymoleon, a lud tym go bardziej czcić odtąd począł, im oczywiściej był przekonanym, jak prawego męża bogowie strzegą.
Widząc Icetas, iż mu się zamysł jego nie nadał, przywołał ku swojej pomocy Magona, który liczną Kartagińską flotę pod Syrakuzy przywiódł, i wysadziwszy naląd sześćdziesiąt tysięcy wojska, sam osiadł w tej części miastu, którą jeszcze dotąd Icetas miał w swojej mocy. Osadzeni w zamku Koryntyanie chociaż w małej liczbie mężnie się bronili, ale zaczęło im braknąć na żywności, a sposobu dostania jej nie było; niekiedy przedzierały się przez port obsadzony statki z żywnością, które z Katany Tymoleon posyłał, ale rzadko się to trafiło, a niedostatek wyżywienia coraz bardziej uciskał. Żeby jednak i stąd oblężeni nie mieli wsparcia, wszelkiemi sposobami zapobiegał Magon, a tymczasem przygotowywał się do szturmu, chcąc koniecznie zamku dostać, choćby i z największą swoich stratą. Wiedzieli o tych zamysłach oblężeni, i gdy im się zdawało razu jednego, iż mniej czujnemi byli Kartagińczykowie w strażach swoich, uczynili wycieczkę za przywództwem Leona rządcy zamku, i tak im się nadała, iż wielką klęskę ponieśli oblężeńcy, i ustąpić musieli z części miasta, zwanej Achradyna, którą natychmiast Koryntyanie zajęli i ludem swoim osadzili. Znalazł Leon wielką zdobycz i żywności dostatek, i postanowił tam się zostać, złączywszy część miasta zyskaną z zamkiem.
W niebytności Icety i Magona stała się ta wycieczka.
Gdy powrócili z Katany, widząc miasto opanowane, opuścili je, a w tymże właśnie czasie zatrzymane pod Turyum wojsko Koryntyan idące swoim na pomoc, przybyło do Regium. Hanon wódz Kartagińców, który miał im bronić przejścia przez morską ciaśninę, rozumiejąc iż jeszcze w Turyum zamknięci siedzą, umyślił okręty swoje, ku zastraszeniu garnizonu w Syrakuzie, zbroją grecką, niby na Koryntyanach zdobytą ustroić; przybrał tedy w wieńce majtki, i puścił się do Syrakuzy z tą myślą, iż gdy postrzegą zdobycz współbraci oblężeni, stracą nadzieję i poddadzą się.
Gdy się takową dziecinną chlubą zatrudniał, Koryntyanie upatrzywszy sposobną chwilę, wyszli z Turyum, znalazłszy wolną ciaśninę przebyli ją, i na ląd Sycylji wysiedli. Złączyli się wkrótce z Tymoleonem, który niezmiernie takowem zdarzeniem ucieszony wiodł ich do Messeny; tej dostawszy szedł ku Syrakuzie, nie mając więcej nad cztery tysiące.
Dowiedziawszy się o przybywającym na odsiecz Syrakuzie Tymoleonie Magon, wsiadł na okręty, i do Kartaginy popłynął mimo prośby i usiłowanie Icety, który lubo opuszczony, czekał przecie na przybycie Koryntyan, i sposobił się do odporu. Przyszło do bitwy, Tymoleon na trzy części podzieliwszy swoich, natarł z impetem na nieprzyjaciela, i zupełne zwycięztwo otrzymał; wszedł zatem z tryumfem do Syrakuzy, i miasto posiadł.
Pierwszy krok, który uczynił, zmierzał ku swobodzie, przykazawszy albowiem stanąć przed sobą obywatelom, dozwolił im zburzyć zamek i twierdzę tyranów. Przyjęli ten rozkaz, jak wyrok nieba, i zniknął zamek i twierdza. Na miejscu siedliska samowładztwa postawiono ratusz, a przy nim gmachy publiczne, gdzie obrady i schadzki ludu odprawiać się miały.
Po tylu zamięszaniach i oblężeniach wytrzymanych spustoszałe były Syrakuzy; a zbyt obszernemu miastu zbywało na mieszkańcach. Chcąc je zaludnić Tymoleon, pisał do Koryntu, żądając u starszyzny, aby zezwolili mieszkańcom, którzyby dobrowolnie chcieli osiadać w Syrakuzie, i opuścić dawne siedliska swoje. Konieczna albowiem potrzeba wymagała tego, iżby miasto zaludnione było, zwłaszcza iż Kartagińczycy nową gotowali wyprawę nierównie liczniejszą od pierwszej.
Gdy przeczytano listy, iż żądania Syrakuzanów obwieszczone zostały, z ochotą lud na osadę zezwolił : wysłano zatem do sąsiedzkich państw, na miejsca gdzie się publiczne igrzyska odprawowały, listy wzywające do Syrakuzy oswobodzonej z jarzma, z upewnieniem, iż ktokolwiek przenieść się tam będzie chciał, Koryntyanie biorą na siebie przewóz i zabezpieczenie w podróży.
Wszędzie gdzie tylko takowe ogłoszenie uczyniono, wielbiono czułość i szczodrobliwość Koryntyan; wkrótce nowa osada do liczby dziesięciu tysięcy przyszła; i gdy się w okolicy Koryntu zgromadzili, wyprawiono ich do Sycylji, gdzie zastali już wielu innych przychodniów.
Twierdzą wspołeczni pisarze, iż w niedługim przeciągu czasu liczba się powiększyła do sześciudziesiąt tysięcy.
Chcąc rzecz porządnie ku większemu użytkowi kraju i zdziałać, rozdzielił naprzód Tymoleon w równej mierze grunta między przychodnie, ażeby na pierwszym zaraz wstępie każdy wiedział miejsce osadzenia, i poznał ziemię ku przyszłej uprawie. Domy które pustkami stały, tak w Syrakuzie, jako i innych pobliższych miastach, sprzedał, i zebrał stąd talentów tysiąc. Ta summa użyta była na zapomożenie ubogich osiadaczów. Wraz z domami sprzedawano sprzęty tyranów i ich posągi, jako pamięci niegodnych, wyjąwszy jednego tylko z pomiędzy nich Gelona, który dla spraw swoich cnotliwych powszechnie był szanowanym, i pod Himerą sławne niegdyś zwycięztwo nad Kartagińcami otrzymał.
Powstała z ruin Syrakuza, i wskrzeszony została, rzec można, od Tymoleona, zwłaszcza gdy zniósł z niej podlące jarzmo. Nie dość na tem mając, chciał resztę Sycylji podobnąż Syrakuzom uczynić; szedł więc przeciw tyranom. Najpierwszy uległ Icetas, i w Leoncyum osieść musiał. Leptyn tyran Apollonji podobnegoż losu doznał, i do Koryntu za towarzysza Dyonizemu był posłany; pomniejsi inni dobrowolnie się z władzy nieprawej wyzuli.
Że stan każdy prawami stwierdza się i ubezpiecza, przyłożył się do ich układu, a ku tym doskonalszemu zamysłu takowego wypełnieniu, dobrał sobie wspólników Cefala i Dyonizyusza, których na jego żądanie przysłano z Koryntu, ażeby wraz z nim około tak zbawiennego dzieła pracowali.
Jeszcze przebywali Kartagińczykowie w twierdzach, które dawniej byli pobudowali : żeby więc i z tej dziczy zupełnie kraj oczyścić; wysłał naprzeciw nim część wojska swego Tymoleon pod sprawą dwóch wodzów Dynarcha i Demarata; ci z wielu miast wygnali już zasiedziałe to plemię, pokonali wojska czyniące odpór, i niezmierną zyskawszy zdobycz, powrócili do Syrakuzy.
Nie długo korzystała z pokoju, zaczynająca się odradzać Sycylia. Ukazały się pod Lilibeum Kartagińców zbrojne okręty, rachowano ich dwieście, a szło za niemi z żywnością tysiąc, mając oprócz tego wszelkie sposobne do rozmaitych wojskowych spraw rynsztunki i bronie. Siedmdziesiąt tysięcy Kartagińców wysiadło na brzeg z tym zamiarem, aby z całej Sycylji wygnać przybyłych Greków. Że zaś dla rozdzielenia sił niedobrze im się pierwej powodziło, postanowili wodzowie tej wyprawy Amilkar i Azdrubal iść całą mocą przeciw Syrakuzie i Tymoleonowi. Wieść przybycia Kartagińców strwożyła Syrakuzany : ledwo się z nich trzy tysiące znalazło do boju, a z trzech tysięcy cudzoziemców, którzy byli na żołdzie, tysiąc w pierwszem postępowaniu odstąpiło Tymoleona, reszta zostawała w trwodze, jakoby ją na rzeź pewną prowadził już zdzieciniały starzec. Nieuważał na takowe mowy Tymoleon, i coraz postępując ku nieprzyjacielowi, położył się obozem naprzeciw ich wojsku, niedaleko brzegów rzeki Krymezy. Nazajutrz gdy już okazywały się zorze, mgły rozrzedzać poczynały, odkryła się niezmierna rozległość stanowisk nieprzyjacielskich; ruszyli się z nich o wschodzie, i zaczęli przeprawiać przez rzekę, którą byli zasłonieni.
Szły naprzód wozy zbrojne czterokonne, nabitemi u osi kosami straszne, za niemi dziesięć tysięcy piechoty przybranej w zbroje ze śklniącemi przerażającym blaskiem tarczami hufiec to był samych Kartaginy obywatelów przybrany strojno, świetny w rynsztunki. Następowały za niemi hurmem dzikie sprzymierzeńców zgraje, bez żadnego porządku z strasznym wrzaskiem i wyciem; dopiero po nich roty cudzoziemców w porządnych szykach.
Postrzegł Tymoleon, iż przeprawa przez rzekę dzieliła ich wojsko; wziął stąd dobrą otuchę, i rozkazał Demaratowi : aby z jazdą którą przywodził, wpadł na przeprawiających się, a coraz odnawiając takowe wpadnienia; nie dawał im sposobności do porządnego szyku, sam zaś spuściwszy się ze wzgórków, Sycylijskie wojska rozstawił na skrzydłach, a z Koryntyanami stanął we środku.
Natarł Demarat na wozy zbrojne : ale że ich do razu złamać nie mógł i dostać się w półki nieprzyjacielskie niemi zasłonione; okrywszy się puklerzem krzyknął Tymoleon na swoich, aby szli za nim. Czuli na głos wodza mężnego, i jakby wskroś nadzwyczajną
jakowąś zczerstwieni mocą, ozwali się ochoczo; w tem kazał odstąpić jezdzie, i z boków natrzeć, sam zaś ścisnąwszy piechotę tak, iż tarcza stykała się z tarczą, kazał trębaczom dać hasło, i rzucił się na Kartagińców. Wytrzymali pierwszy zapęd : ale gdy przyszło na szable, gdzie kunszt mocy dopomaga, a w tymże czasie przypadła burza; blaskiem łyskawic, ulewą deszczu, piorunów trzaskiem przerażone tłumy, mięszać się i cofać poczęły. Widząc to Grecy, pełni nadziei, iż niebo im sprzyja, jeszcze żwawiej nacierali, a zatem naczelne hufce gdy się zmięszały, reszta wojska w rozsypkę poszła.
Zwycięztwo to zawołane wzniosło sławę Tymoleona nad wszystkich jemu współczesnych wodzów; ustanowiło wolność Sycylji, Korynt okryło sławą. Posłał tam zdobyte z nieprzyjaciół łupy; i pozawieszano je w świątnicach z lakowym ku wiecznej pamiątce napisem : « Koryntyanie pod wodzem Tymoleonem, oswobodziwszy z jarzma tyranów i Kartaginy Sycylią, łupy na nieprzyjaciołach zdobyte bogom ku ofierze poświęcili. »
Gdy powrócił do Syrakuzy, na pierwszym wstępie wygnać kazał owych tysiąc cudzoziemskich żołnierzy, którzy go byli odstąpili zaraz na początku wyprawy.
Zostawał jeszcze w dzierżeniu nieprawej władzy Mamerkus tyran Katany : bojąc się nieszczęsnej i dla siebie kolej, przyzwał Kartagińców, i natychmiast dostawili mu okrętów siedmdziesiąt pod wodzem Giskonem, mając zaciężnych z Grecyi żołnierzy. Ten gdy przybył do Messyny, żołnierzy których tam był ku straży Tymoleon osadził, w pień wyciął. Icetas ocucony przybyciem Kartagińców zebrał lud, i ruszył się ze swojej zaciszy; ale nie długo trwała wyprawa jego. Z pierwszem spotkaniem rozgromił Tymoleon zebraną naprędce zgraję; i gdy się do Leoncyum schronił Icetas, przystawili go tamtejsi obywatele, a z nim jego syna Eupolema i rządcę wojska Euthyma. Tyran śmiercią wraz z synem ukaranym został; tenże los spotkał Euthyma nieprzyjaciela szczególnego Koryntyan, lecz męża wielkiej waleczności. Mamerkus sprowadziciel Kartagińców pokonany, w niewolą wzięły, oddany Syrakuzanom na sąd, równie jak Icetas, śmiercią ukarany został; a Kartagińczycy powracając do domu, stratę i wstyd z wyprawy przynieśli.
Resztę dni życia chwalebnego strawił Tymoleon na łonie przysposobionej ojczyzny swojej, której swobody, a więc szczęścia sam był sprawcą. Za zgodą powszechną dany mu był najozdobniejszy dóm w Syrakuzie, gdzie w zimie przemieszkiwał; drugi albowiem miał sobie dany za miastem z ogrodem i winnicą, gdzie wiejskiego życia słodyczy wraz z żoną i dziećmi, które z Koryntu sprowadził, używał.
Znalazła się jednak okoliczność, która zdała się zmienić na czas tak słodkie chwile; śmieli go potwarzyć przed ludem niektórzy obywatele, jakoby pieniądze ze skarbu na swój pożytek obrocił. Powstał lud przeciw potwarcom, i nie chciał, aby się stawił; ale Tymoleon uczynił zadość obżałowaniu, wysłuchał oskarżycielów, mimo oczywistość ich fałszu, a gdy przyszło dać odpowiedź, obróciwszy się do ludu rzekł : « Dziękuję bogom, gdy widzę, iż prośby moje są wysłuchane : są zaś ò Syrakuzanie, gdy w tej zostajecie porze, iż
wolno jest każdemu z was to mówić, co mu się podoba. »
Stracił był wzrok przy schyłku życia, a naówczas gdy się lud zgromadzał, przywożono go na wózku ku radzie skoro się tylko zdaleka ukazał, powstawały okrzyki radosne; te gdy się uspakajały, on głos zabierał, otwierał zdanie swoje, zawsze dążące ku dobru powszechnemu, i gdy się zabierał na powrót, odprowadzał go lud cały z błogosławieństwem do domu jego.
Umarł w zgrzybiałej starości : obchód uroczysty sprawił mu naród, i coroczną pamiątkę igrzysk ku czci jego wyznaczywszy, wspaniałym go nagrobkiem uczcił.