Życie Mahometa/Rozdział XXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Życie Mahometa |
Pochodzenie | Koran (wyd. Nowolecki) |
Wydawca | Aleksander Nowolecki |
Data wyd. | 1858 |
Druk | J. Jaworski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Anonimowy |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Korzystając z zawieszenia broni, po bitwie pod Ohud, Abu-Safian niezmordowany wróg Mahometa, wszedł w konfederacją z plemieniem Gatafan, z kilku koczującymi ludami, oraz z żydowskiém pokoleniem Nader, wygnanem z siedzib przez Mahometa. Z upływem roku gotował się ciągnąć połączonemi siłami wynoszącemi do dziesięciu tysięcy zbrojnego ludu na Medynę.
Mahomet wcześnie uwiadomiony o tém, a nauczony smutnym dniem pod Ohud, nie chciał wyruszyć w polo na jego spotkanie, obawiając się tajemnych nieprzyjaciół w Medynie, Abdalli-Ibn-Obby i obłudników.
Tymczasem wzięto się żwawo do obwarowania miasta.
Salman pers, radził by głęboką przed murami wykopano fossę. — Mahomet usłuchał mądréj téj rady.
Dziejopisowie wspominają o wielu cudach, kopaniu fossy towarzyszyć mających.
Pewnego razu jednym koszem daktyli nasycił prorok tłum ludu. — To znów tysiąc robotników nakarmił mięsem jednego jagnięcia i bułką owsianego chleba. Oskard którym łamał skałę sypał iskry, które oświecały Yemen, pałac cesarski w Konstantynopolu i rezydencję Szaha perskiego w Ispahan.
Ledwie że ukończono przekop, gdy się na sąsiednich wzgórzach zjawił nieprzyjaciel.
Zostawiwszy Ibn-Omm-Maktuma zaufanego wodza w mieście, wyszedł Mahomet na czele trzech tysięcy ludzi, na spotkanie wroga, i sprawił swe szyki do boju, mając ów głęboki rów przed sobą.
Abu-Safian sunął się ku niemu zawzięcie, znalazłszy jednak szeroką fossę w drodze, przywitany gradem strzał cofnął się w nieładzie i opodal rozłożył obozem. Korejszyci zajęli dolną; Gatafanie górną część doliny.
Czas jakiś trzymały się oba wojska zdała na oku, niepokojąc się wzajemnie pociskami z proc.
Tymczasem doszła wieść do uszu Mahometa, iż plemie żydoskie Beni‑Koraida w przyjaźni z nim żyjące w tajemne z Abu‑Safianem weszło stosunki.
Położenie proroka było rozpaczliwe; niedostawało mu żołnierza, by obsadzić cały przekop a zarazem zabezpieczyć miasto od zdradzieckiego napadu Żydów. Zwołał więc radę wojenną i wzniósł na niej przekupienie Gatafanitów trzecią częścią zbioru daktyli. Na co odezwał się Saad‑Ibn‑Moad dzielny wódz Awsyów; „Czy nam wolę Allaha, czy twój własny oznajmiasz pomysł? Gdyby to była wola Allaha niezasięgałbym waszej rady” odrzekł prorok, „widzę was otoczonych ćmą wrogów, staram się przeto osłabić ich siły.” „Proroku Boży! zawołał Saad, gdyśmy jednych z Gatafanami czcili bałwanów nie dawaliśmy im darmo daktyli naszych, musieliby dobrze nam wprzód zapłacić; mamyż im je teraz podarować, gdyśmy poznali prawdziwą wiarę, ciebie uznali za wodza? Nie, na Boga chcą naszych daktyli, muszą je zdobyć orężem.”
Dzielny Saad wkrótce dał dowody mężnego serca. Oddział jazdy Korejszytów, w którym był Akrema i Amru wuj Chadidży wynalazłszy miejsce gdzie fossa była węższą, rozpuściwszy konia przesadził na drugą stronę. — Tu pyszniąc i natrząsając się, wyzywali Korejszyci nieprzyjaciół do walki.
Wyzwanie przyjął Saad‑Ibn‑Moad, Ali i kilku jeszcze walecznych. Ali godził na Amru; zwarli się na rumakach, zwarli pieszo aż porwawszy się za bary, runęli obaj na ziemię. — Ali powstał bez tchu oblany krwią wroga, Amru nie wstał już więcéj.
Teraz bój zawrzał ogólny; wielu z obu stron padło, wielu raniono, a między innemi Saada‑Ibn‑Moada. Wreszcie pierzchli Korejszyci a zwróciwszy rumaki jęli przesadzać fossę. Koń Nawfal‑Ibn‑Abdalli zdradził jeźdźca w skoku, zwalił go w rów.
Gdy go nieprzyjaciele zasypali gradem kamieni począł wołać by ze szlachetniéjszym przyszli orężem. Słysząc to Ali z bułatem w ręku zeskoczył w fossę — trupem położył Nawfala, a połączywszy się z towarzyszami ścigał uciekających i włócznią zranił Akremę.
Potyczkę tę, bitwą przekopu nazwano.
Mahomet mimo odniesionych korzyści obawiając się mierzyć z nieprzyjacielem w otwarłem polu, wystał do obozu sprzymierzeńców Rueima nawróconego Araba z plemienia Gatafanitów, by rozsiewał tajemnie niezgody między niemi.
Rueim udał się nasamprzód do swych dawnych przyjaciół Korajdytów.
„Co za szaleństwo!” „mówił mieszać się w kłótnie Korejszytów. Zważcie tylko, jak dziwnem jest położenie wasze. — Jeźli oni zostaną pobici to dość im cofnąć się do Mekki i nie lękać się nic więcéj.
Beduini schronią się w głąb swych pustyń przed zemstą Mahometa, na was tedy wywrą wrogi cały gniew swój. — Nim połączymy się z Korejszytami, niech wam poprzednio poprzysięgną, dadzą zakładników, że nie odejdą od murów miasta nie skruszywszy poprzednio Mahometan.”
Udał się następnie do Korejszytów i Beduinów ostrzegiijąc ich o zakładnikach, których Żydzi żądać będą by ich wydać w ręce nieprzyjaciół.
A ziarno niezgody tak rozsiane wkrótce wydało owoce. Abu‑Safian wydał Korajdytom rozkaz, aby byli gotowymi do jeneralnego nazajutrz szturmu.
„W dzień jutrzejszy jako w Sabat” odpowiedzieli Żydzi „bić się nie możemy.” Prócz tego żądali zakładników.
Korejszyci i Gatafanie nie wątpiąc dłużéj o zamierzonéj zdradzie, bali się szturm przypuścić mając Żydów z tyłu.
Gdy tak bezczynnie obozowali pod murami Medyny, nadeszła straszna nawałnica. — Wicher pozrywał im namioty, ulewa pogasiła ognie, wśród huku piorunów i łysku błyskawic rozeszła się wieść iż Mahomet ściągnąwszy na nich czartowską sztuką burzę, gotował się uderzyć na nich całemi siłami.
Przestrach i pomięszanie ogarnęły sprzymierzeńców. Abu‑Safian próżno siląc się na przywrócenie porządku, dosiadł z rozpaczą w sercu wielbłąda i wydał liaslo odwrotu.
Sprzymierzeni spiesznie opuścili obóz, jedni dążąc do Mekki, drudzy do siedzib w pustyni.
Abu‑Safian zapalony gniewem napisał do Mahometa list, w którym wyrzucał mu niecne krycie się za rowem, oraz zapowiedział wkrótce drugą jak pod Ohud bitwę.
Po rozproszeniu napastników, wziął się prorok do ukarania zdradzieckich Korajdytów, ci zamknęli się w swojéj warowni.
W końcu przyeiśnieni głodem, błagali dawnych przyjaciół swych Awsytów, by im pośredniczyli u Mahometa. Awsyci prosili proroka by im udzielił kapitulacją, na tychże samych co Beni Kajnakom warunkach. Po chwili namysłu, los ich zdał prorok na sąd Saada, naczelnika Awsytów. Korajdyci pomnąc na łączącą ich przyjaźń, radośnie przystali na to. Siedmiuset okuto w kajdany i poprowadzono do Medyny. Niebaczni nie spodziewali się losu jaki ich czekał. Saad‑Ibn Maad cierpiący na ranę otrzymaną w potyczce Przekopu, biorąc ich związek z korejszytami za jedyny powód wszystkiego złego, pałał dla całego plemienia nieubłaganym gniewem.
W oznaczonym dniu wsadzono go z trudnością na osła, podparto skórzanemi poduszkami i poprowadzono na plac sądu. „Nim wydam wyrok, rzekł, przysięgnijcie mi poprzednio, że poprzestaniecie na nim.” Chętnie zgodzili się na to Izraelici. Wyrok był następny, mężczyzn pościnać, niewiasty i dzieci zaprzedać w niewolę, mieniem podzielić się.
Żydzi stanęli jak piorunem rażeni; nie było jednak dla nich ratunku. Zawleczono ich na plac publiczny, odtąd zwany Rynkiem Koraidytów, gdzie pokopano głębokie doły. Pierwszy padł książę ich Hojai‑Ibn‑Aktaeb, resztę wymordowano po nim. Saad przytomny rzezi pasł oczy srogim tym widokiem; z zbytniego rozdrażnienia nerwów, otworzyły mu się rany i wkrótce umarł.
W zamku Korajdytów znaleziono zapas oszczepów, grotów pancerzy i rozlicznej broni, wszystko to wraz z mnogiemi trzodami wielbłądów i owiec wpadło w ręce Mahometan. W podziele łupów pieszy żołnierz brał jeden, jezdny zaś trzy działy, dwa za konia, jeden za siebie.
Piątą część zdobyczy przysądzono Mahometowi. Najdroższym łupem w oczach proroka, była Ryhana córka bogatego Symeona; wdziękami przewyższała wszystkie inne dziewice swego plemienia.
Mahomet pomnożył nią swój harem.
Historycy muzułmańscy przypisują ciężką chorobę na którą podówczas zapadł prorok czarom żydów. Obwiniają czarnoksiężnika żydowskiego z gór, oraz córki jego biegłe w sztuce szatańskiéj; ulepił on małą figurkę Mahometa z wosku; okręcił kilku włosami proroka i przeszył jedenastu szpilkami, następnie zrobił jedenaście węzłów na cięciwie od łuku dmuchając na nie, obmotawszy nią figurkę, cisnął wszystko w studnię.
Pod wpływem tego potężnego zaklęcia gasł widocznie prorok, wreszcie anioł Gabrjel przybył mu w pomoc i odkrył powód choroby. Zbudziwszy się posłał natychmiast Alego do studni, w któréj znaleziono fatalną, figurkę. Gdy ją przyniesiono do łoża Mahometa, odmówił nad nią dwa ostatnie rozdziały Koranu.
Po téj modlitwie wstał prorok z łoża zdrów jak nigdy.
Sentencje te amutelami przezwane, za skuteczne uważane są, przeciw czarom i gusłom.
W ogóle, w ostatniéj potrzebie okazał się Mahomet wahającym.
Widząc się wewnątrz i zewnątrz zagrożony od nieprzyjaciół ucieka się do zdania Saada‑Ibn‑Moada, człowieka podrzędnych zdolności. A niecny postępek z żydami i rzeź Korejszytów, krwawą stanowi kartę jego dziejów.