Żyd wieczny tułacz (Sue, 1929)/Tom II/Część trzecia/Rozdział IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Żyd wieczny tułacz
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk "Oświata"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Juif Errant
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV.
POŻEGNANIE.

Bachantka zbiegła za garsonem ze schodów.
Przed bramą stała dorożka.
W niej zobaczyła Leżynago i owych mężczyzn, którzy przed dwiema godzinami stali na placu Châtelet.
Za przybyciem Cefizy mężczyzna wysiadł, spojrzawszy na zegarek, rzekł do Jakóba:
— Daję ci kwadrans czasu, mój przyjacielu; więcej nic dla ciebie nie mogę... potem... ruszamy... Napróżno byś próbował umknąć.
Jednym skokiem Cefiza znalazła się w powozie.
— Co to znaczy?... czego chcą od ciebie?
— Aresztują mnie za długi... — odrzekł Jakób ponuro. — Za ów weksel, który mi agent kazał podpisać... mówiąc, że to są tylko formalności... Rozbójnik!
— Ależ, dla Boga! ty masz u niego pieniądze; biegnijmy błagać go, aby cię pozostawił na wolności; on pierwszy zaproponował, że ci pożyczy pieniędzy. Ulituje się.
— Ulituje się... agent... lichwiarz.... nie marz o tem.
— Lecz w takim razie co... co robić? — lamentowała Cefiza, — nie masz więc żadnej nadziei? Ale przecież należy coś robić... On ci obiecał...
— Jego obietnice! widzisz, jak ich dotrzymuje — odparł Jakób z goryczą; — podpisałem, nie wiedząc nawet, co podpisuję; termin minął, ma prawo...
— Ale nie mogą cię długo trzymać w więzieniu!
— Pięć lat... jeśli nie zapłacę... A ponieważ nie będę mógł zapłacić nigdy, przeto sprawa jasna...
— Co za nieszczęście! — desperowała Cefiza, — a nic poradzić!...
— Słuchaj, Cefizo — rzekł Jakób wzruszonym tonem — od chwili, jak tu siedzę, o jednem myślę: co się z tobą stanie?...
— Nie troszcz się o mnie.
— Nie troszczyć się o ciebie... Cóż poczniesz bezemnie? Rzeczy nasze nie warte i dwustu franków. Marnowaliśmy pieniądze, nie zapłaciliśmy komornego. Winni jesteśmy za trzy kwartały... zostawiam cię bez grosza... Ja przynajmniej w więzieniu dostanę jeść... ale ty... z czego będziesz żyła?
— Sprzedam mój ubiór, rzeczy, połowę pieniędzy tobie prześlę, resztę zatrzymam; to na jakiś czas wystarczy.
— A potem?... potem?
— Potem?... ja sama nie wiem, zobaczę...
— Cefizo! teraz dopiero poznaję, jak cię kocham. Czy wiesz co nas zgubiło?... oto żeśmy zawsze sobie mówili: jutro jeszcze daleko; a teraz widzisz, że jutro nie za górami. Niezdolna do pracy, cóż poczniesz? Zapomnisz o mnie i...
Ze łzami, rzucając się mu na szyję, zawołała:
— Ja? miałabym cię zapomnieć... nigdy!
— Ale z czego żyć?... moja kochana Cefizo!
— Pomyślę... będę się starała, pójdę do siostry i z nią będę mieszkała... będę pracować... Nie wyjdę nigdzie, chyba tylko dla odwiedzenia ciebie. Za kilka dni agent, zastanowiwszy się, zażąda, aby cię wypuszczono; ja tymczasem przywyknę znowu do pracy... zobaczysz!... ty także weźmiesz się do roboty; będziemy żyli, ubogo wprawdzie, ale spokojnie... Jeżeli mnie kochasz, nie troszcz się; powtarzam ci, wołałabym sto razy umrzeć, aniżeli zapomnieć o tobie.
— Uściskaj-że mnie — rzekł Jakób ze łzami w oczach — wierzę ci... wierzę ci... przywracasz mi otuchę... i na teraz i na później... dobrze.
Jeden ze świadków komornika, zapukawszy do drzwiczek powozu rzekł do Jakóba:
— Śpiesz się, mój panie.
— A więc moja kochana... Nie powrócisz na górę?
— Och! nie, nie! — odrzekła Cefiza. — Czuję teraz odrazę do zabawy.
— Słusznie... Skończyłabyś tak, jak wiele nieszczęśliwych istot...
— Rozumiem cię — odrzekła Cefiza, rumieniąc się — ale wołałabym sto razy umrzeć, niż żyć w ten sposób.
— I miałabyś słuszność... bo w takim razie — dopomógłbym ci... umrzeć.
— Otrzyj-że oczy — zakonkludował Jakób.
W kilka minut potem dorożka potoczyła się ku mieszkania Jakóba, w którem miał zmienić ubranie, przed udaniem się do więzienia.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.