Żyd wieczny tułacz (Sue, 1929)/Tom IV/Część czwarta/Rozdział IX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Żyd wieczny tułacz
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1929
Druk "Oświata"
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Juif Errant
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom IV
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IX.
WSPOMNIENIE.

Księżna, nic przez jakiś czas nie mówiąc, przypatrywała się kolejno z ukrytą nienawiścią i zazdrością tym dwom istotom, tak pięknym, tak młodym, tak w sobie nawzajem rozkochanym, tak szczęśliwym; nagle wzdrygnęła się, jakgdyby wielkiej wagi wspomnienie niespodzianie na myśl jej przyszło i na chwilę głęboko się zamyśliła.
— Mój kochany kuzynie, oto jest jedna z mych krewnych, o której ci już mówiłam, a której mam zaszczyt przedstawić cię... księżna Saint-Dizier...
Dżalma skłonił się.
— Księżna Saint-Dizier raczyła właśnie łaskawie zawiadomić mnie o wypadku, dla mnie jak najpomyślniejszym...
Niespodziewane przybycie Dżalmy musiało pewno zmienić jej pierwotne zamiary, gdyż księżna Saint-Dizier odpowiedziała z przymilającym uśmiechem, pod którym domyślać się było można ukrytej myśli:
— Martwiłoby mnie to bardzo, książę, gdybym miała pozbawić moją miłą i kochaną siostrzenicę przyjemności, oznajmienia mu wkrótce szczęśliwej nowiny, o której wspomina, a o której, jako życzliwa krewna... pośpieszyłam ją zawiadomić... Oto w tym przedmiocie pewniejsze wiadomości — i księżna podała jakieś papiery Adrjannie — które, spodziewam się, zupełnie ją przekonają o rzeczywistości tego, com jej powiedziała.
— Tysiączne dzięki, moja kochana ciotko — rzekła Adrjanna, biorąc papier z zupełną obojętnością — ta ostrożność, te dowody były zbyteczne; wiesz pani, że zawsze wierzę jej słowu... gdy idzie o jej dla mnie życzliwość.
Jakkolwiek nieświadomy wyrafinowanych zdrad, ubarwionych okrucieństw cywilizacji, Dżala, przez instynkt, czy też przez przeczucie, uczuł wstręt względem księżny Saint-Dizier.
Po chwili milczenia, księżna Saint-Dizier zabrała głos i mówiła słodziuchnym tonem:
— Mój Boże, nie uwierzyłbyś, książę, jak się ucieszyłam, dowiedziawszy się z pogłosek publicznych o jego szanownych uczuciach dla mej siostrzenicy, bo nie wie może o tem, książę, że mnie przez to uwalnia od wielkiego kłopotu.
Dżalma nic nie odpowiedział, ale ze zdziwioną miną i spojrzał na pannę de Cardoville.
Księżna, spostrzegłszy to nieme zapytanie księcia, odpowiedziała:
— Jaśniej to księciu wytłumaczę; słowem, pojmujesz, książę, że, będąc najbliższą krewną tej kochanej warjateczki... — i wskazała wzrokiem na Adrjannę — byłam mniej więcej odpowiedzialną w oczach wszystkich za jej przyszłość, tu właśnie książę w samą porę przybywasz z drugiego końca świata, aby szczerze zająć się tą przyszłością, która mię tak przestraszała...
I księżna, rzuciwszy szatańsko-złośliwy wzrok na Adrjannę, z miną wyzywającą czekała na jej odpowiedź.
— Słuchaj dobrze, kochany kuzynie, mej dobrej ciotki — odezwała się młoda dziewica, spokojnie się uśmiechając — od chwili, odkąd ta życzliwa krewna widzi tak ciebie i mnie, razem, szczęśliwych, dusza jej jest przepełniona radością. Proszę tylko być na chwilę cierpliwym... a sam osądzisz. — Potem dodała tonem bardzo naturalnym: — Nie wiem dlaczego, z powodu tego wylania się mej kochanej ciotki, bo to mały ma związek, przypominam sobie, co mówiłeś, mój kuzynie, o pewnych gatunkach żmij w twoim kraju, które częstokroć bezskutecznie kąsają, wyłamują sobie zęby, a sączącą się truciznę same połykają tak, iż same padają ofiarą trucizny, którą chciały wysączyć w innych...
Dewotka rzuciła nieubłaganym wzrokiem na siostrzenicę i rzekła zmieszanym głosem:
— Nie pojmuję celu tej historji naturalnej; a książę co na to powie?
Dżalma nic nie odpowiedział; oparty łokciem o kominek rzucał wzrok coraz bardziej ponury i przenikliwy na księżnę; mimowolna nienawiść dla tej kobiety wzmagała się w jego sercu.
— Ach! moja kochana ciociu — rzekła Adrjanna — porzućmy te niedorzeczności. Wypowiedz nam więc, kochana ciociu, te przyjemne uczucia, jakie w niej wzbudza widok naszego szczęścia.
— Dobrze, moja miła siostrzenico; najprzód winszuję kochanemu księciu, że przybył z głębi Indyj, aby zająć się tobą... w zupełnem zaufaniu... Zamknąwszy oczy.. zacny nabab... tobą, biedne dziecko, którą musiano zamknąć, jako warjatkę (ażeby przystojnie nazwać twoje rozpasanie), wiesz dobrze, z powodu pięknego chłopca, którego znaleziono ukrytego u ciebie... ale dopomóż mi... Czyżbyś już miała zapomnieć nawet jego nazwisko? tego bardzo pięknego chłopca, poetę, niejakiego Agrykolę Baudoin, którego znaleziono w kryjówce przy twym sypialnym pokoju... haniebne zgorszenie, o którem cały Paryż mówił... tak, kochany książę nie zaślubisz kobiety nieznanej.. Moją siostrzenicę zna cały Paryż.
I gdy na te słowa niespodziewane, zgrozą przejmujące, Adrjanna, Dżalma i Garbuska, lubo różnemi powodowani uczuciami, zamilkli przez chwilę ze zdziwienia, księżna, nie uważając już za rzecz potrzebną ukrywać swej piekielnej radości i swej triumfującej złości, zawołała zerwawszy się, zaczerwieniona, z iskrzącemi oczyma, obróciwszy się do Adrjanny:
— Tak, wzywam cię, abyś mi zaprzeczyła, czy musieliśmy zamknąć cię pod pozorem obłąkania? czy znaleziono u ciebie owego rzemieślnika, twego kochanka, ukrytego w twym sypialnym pokoju?
Na to szkaradne oskarżenie, twarz Dżalmy przezroczysta i żółta jak bursztyn, nagle zbladła i zsiniała, jak ołów; fizjognomja stała się w tej chwili tak groźną i dziką, iż Garbuska zadrżała z przestrachu. Młody Indjanin stracił przytomność i wolę, opanował go wściekły, mimowolny szał, czuł w sobie niesłychane wzburzenie. Byłby zabił księżnę za to, że obwiniała Adrjannę o zdradę, zabiłby Adrjannę, gdyż można ją było podejrzewać o tak szkaradny postępek, Garbuskę, gdyż była świadkiem oskarżenia; nakoniec targnąłby się na siebie samego, aby nie przeżyć tak okropnego zawodu. Lecz... o cudo!... jego zakrwawiony, pomieszany wzrok napotkał spojrzenie Adrjanny, spojrzenie pełne godności, spokojne i pogodne, i natychmiast, jak ciemność przed światłem słońca, tak zapamiętała wściekłość znikła, jak błyskawica z twarzy Indjanina... Tak więc, obmierzła intryga księżnej Saint-Dizier rozbiła się o pełen godności i szczerości wyraz oblicza panny de Cardoville.
Indjanin, usiadłszy na kobiercu, przy stopach panny de Cardoville, w postawie, pełnej wdzięku i uszanowania, oparł brodę na dłoni i pogrążony w milczeniu, uwielbieniu, zaczął w cichości przypatrywać się Adrjannie, która ku niemu nachylona, uśmiechając się, uszczęśliwiona przyglądała mu się z tak rozkochanem upodobaniem, jakgdyby nie było przy niej duszącej się z zawiści dewotki. Księżna Saint-Dizier, zgryziona, złamana, wymówiwszy kilka ledwie zrozumiałych słów, drżącym ze złości głosem, a potem zupełnie straciwszy przytomność, śpiesznie podeszła ku drzwiom. A w tej chwili Garbuska, obawiając się jakiej zasadzki, jakiego spisku, lub jakiego chytrego szpiegostwa, postanowiła wyjść za księżną aż do powozu. A gniew księżny Saint-Dizier, gdy spostrzegła, że za nią idzie i pilnuje Garbuska, wydał się w oczach panny de Cardoville tak komicznym, iż nie mogła wstrzymać się od głośnego śmiechu; przy odgłosie więc tej pogardliwej uciechy, wściekająca się się ze złości i rozpaczy dewotka opuściła dom, w który spodziewała się wnieść smutek i boleść.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: anonimowy.