Żyd wieczny tułacz (Sue, 1929)/Tom IV/Część trzecia/Rozdział XVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żyd wieczny tułacz |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1929 |
Druk | "Oświata" |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Juif Errant |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom IV Cały tekst |
Indeks stron |
Takie było widzenie Herodjady: Na szczycie wysokiej, gołej, skalistej, stromej góry wznosi się krzyż. Wielka figura Chrystusa na krzyżu wznosi się nad Kalwarją, wierzchołek góry jest płaski bezludny, rozległy; żadna nie okrywa go roślina. Chrystus wydaje się na krzyżu bladym przy obłokach czarno-błękitnych, które zewsząd zakrywają niebo i od horyzontu ku górze są coraz ciemniejsze, fioletowe... Zachodzące słońce rzuca na horyzoncie długie smugi złowieszczego... krwawo-czerwonego światła...
Jak tylko dojrzeć można okiem, dzika pustynia! nie widać śladu roślin... piasek, kamienie, jak odwieczne łożysko po wyschłym oceanie!
Śmiertelna cisza panuje nad tą dziką okolicą.
Tę Kalwarję pobudował wielkim kosztem pokutujący, wielki grzesznik; wiele on złego wyrządził innym ludziom... i żeby pozyskać odpuszczenie swych zbrodni, wyczołgał się na klęczkach i, zostawszy pustelnikiem, żył aż do śmierci pod tym krzyżem, ledwo tylko osłonięty słomianym dachem.
Słońce zachodzi i zachodzi... Nagle słychać, na spadzistości góry ku zachodowi, łoskot kamieni. Kamienie tę poruszyły stopy podróżnego, który, przebywszy równinę, od godziny już wchodzi, wspinając się na tę spadzistą górę. Tego podróżnego jeszcze nie widać, ale już słychać jego wolne, pewne kroki. Nakoniec... zdąża na szczyt góry, a wysoka jego postać odbija się na zachmurzonem niebie. Podróżny ten blady jest jak trup; przez wysokie jego czoło ciągnie się od jednej do drugiej skroni czarna smuga. To rzemieślnik z miasta Jeruzalem.
Rzemieślnik ten, rozbestwiony nędzą, niesprawiedliwością, uciskiem, nie mając litości nad mękami człowieka-Boga, dźwigającego krzyż, odepchnął go od swego mieszkania... krzycząc nań niemiłosiernie:
Idź... idź... idź...
I od owego dnia Bóg mściciel rzekł podobnież do rzemieślnika z miasta Jeruzalem:
Idź... idź... idź...
I on chodzi... chodzi wiecznie...
Nie ograniczywszy na tem swej zemsty, Stwórca chciał niekiedy przydać śmierć do kroków tułającego się mężczyzny, aby niezliczone grobowce były znakami jego wędrówki po świecie.
I przejęty gorzką rozpaczą, głęboką jak Ocean, rzemieślnik jerozolimski usiadł pod Kalwarją. W tej chwili ostatni promień zachodzącego słońca, przedarłszy się pomiędzy tumany chmur do horyzontu, rzucił na grzbiet góry, na Kalwarję, żywy blask, jak łunę pożaru. Wtedy żyd podparł ręką schylone czoło, rozrzucone powiewem wieczornego wiatru na głowie włosy zakryły mu bladą twarz; rozgarnąwszy ręką włosy z twarzy, wzdrygnął się z zadziwienia, on, którego już nic nie zdołało zdziwić. Chciwem okiem przypatrywał się długiemu kosmykowi włosów, które trzymał w ręce. Włosy te niedawno czarne jak heban... posiwiały. On także, podobnie jak Herodjada, zestarzał się. Bieg jego lat, i wstrzymany przed osiemnastu wiekami znowu się poruszył. Podobnie jak tułająca się żydówka, on także — mógł się spodziewać grobu. Rzuciwszy się na kolana, wzniósł ręce i twarz ku niebu... chcąc prosić Boga, aby mu wytłumaczył tę tajemnicę, która zachwycała go nadzieją. Wtedy pierwszy raz oczy jego zobaczyły Chrystusa na krzyżu, panującym nad Kalwarją, tak samo jak tułająca się żydówka wlepiła swój wzrok w granitową powiekę świętego męczennika.
— O! Zbawicielu!... — wołał żyd — mściwa ręka Twoja sprowadza mnie do stóp tego tak ciężkiego krzyża, który Ty dźwigałeś, zmęczony trudami. O! Chrystusie! gdy chciałeś zatrzymać się i odpocząć na progu mego biednego mieszkania i kiedy ja, w nielitościwej zatwardziałości, odepchnąłem Cię, mówiąc: „Idź!... idź!...“ otóż po mojem tułaczem życiu, jestem nareszcie przed tym krzyżem... i otóż nakoniec moje włosy bieleją. O! Chrystusie! jeżeli w twej boskiej dobroci przebaczyłeś mi już, jeżelim już stanął u kresu mej wiecznej podróży; Czyliż nareszcie Twoja niebiańska łaska obdarza mnie pożądanym grobowym spoczynkiem, który, niestety! dotąd przede mną stronił?... O! jeżeli łaska Twoja zstępuje na mnie... niechże także zstąpi na niewiastę, która równą mojej ponosi karę!... Miej także opiekę nad ostatnimi potomkami mego pokolenia. Jakiż los ich czeka? Panie, już jeden z nich, jeden tylko, którego zepsuło nieszczęście, zniknął z tej ziemi. Czy to dlatego zbielały moje włosy? Czy moja zbrodnia wtedy dopiero będzie zmazana, gdy na tym świecie nie pozostanie ani jeden potomek naszej przeklętej rodziny? Oh! powiedz... powiedz, Panie, czy uzyskam odpuszczenie z nimi? Czy będą ukarani ze mną?...
— | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — | — |
Po zmierzchu nastąpiła burzliwa, czarna noc... żyd modlił się ciągle, klęcząc u stóp Kalwarji.