Żywot człowieka poczciwego (Rej, 1881)/Księgi wtóre/Rozdział IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Żywot człowieka poczciwego |
Wydawca | Księgarnia Polska |
Data wyd. | 1881 |
Druk | Druk. I Związkowa |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały utwór |
Indeks stron |
A gdy my już przebrnęli stany a urzędy i powinowatości pospolite, już też pódźmy do poczciwego szlachcica, co jest powinien i jako się w swym stanie stanowić i zachowywać słusznie ma. Albowiem na tem wszystko należy, aby był żyw cnotliwym, poczciwym, pobożnym, a pomiernym swym żywotem, nikomu nie szkodliwym, a każdemu wiernym a prawdziwym. A to jest pewna a nieomylna rzecz, że stan takiego każdego, w jakimkolwiek przypadku będzie postanowiony, zawżdy kwitnąć musi, a zawżdy sławnym a ozdobnym okazać się musi. A jako o nim pismo powieda, iż zawżdy stanie między inszemi stany jako drzewo cedrowe na Libańskich górach, które osobniejszą zieloność i wonność dawa z siebie nad insze głuche a proste drzewa. A nigdy od żadnego wiatru poruszon nie będzie, a będzie zawżdy wdzięczny a znaczny między wszystkiemi innemi stany, nic się nigdy nie lękając onej starej przymówki świeckiej: Iż kto na się co czuje, mniema aby o nim wszyscy szeptali, jakoż to pospolicie bywa.
A tak jeśliżeś szlachcic, żywże poczciwie jako na szlachcica przysłuży. Boć to samo przezwisko szlachcic, zawżdy ten dekret na cię feruje, abyś się zachował jako szlachcic, aby cię nikt w niczem winować ani cię nietrefnie z jakich twoich nieforemnych przypadków strofować nie mógł. Jeśliżeś też stanu mniejszego, także aż do kmiotka, przedsię każdy stan, gdyż jakożkowiek zachowa powinność swoję poczciwą, pobożną, pomierną, a nic się nie unosi od przystojności swojej, jednostajne przywileje ma od Pana swego nadane, gdyż u niego braku niemasz, gdyż tam niemasz wymianki jeśli król albo wojewoda, ale zgoła Prorok powieda, iż sprawiedliwy człowiek zakwitnie w zebraniu pańskiem nie inaczej, jako gałąź palmowa kwitnie na drzewie swojem.
A wszakoż jeśli kto będzie ozdobion stanem szlacheckim jakoż się już to z dawna na świecie rozniosło, tedyć jeszcze nie to prawe szlachectwo, gdy cnotami nie będzie ozdobione, iż go tak zową, albo iż sygnet z jakim herbem na palcu nosi, albo gi na sznurze na szyi powiesi, albo iż się czerwonym albo zielonym woskiem pieczętuje, albo na wrociech nadobnych na tablicach herbów nawiesza albo przybija, albo iż się chlubi dziady, pradziady, albo inszemi przodki swemi, toć jeszcze mało na tem. I owszem jeślić się ty wyrodził z nich jakiemi wszetecznemi obyczajmi swemi, tedyby ich snać lepiej i nie wspominać, boś je już zelżył, a by byli żywi, barzoby się gniewali, iż się ich potomkiem zowiesz. A acz możesz być twarzą albo urodą do nich podobien, ale daleko obyczaje od nich różne. A nie wiem by się ciebie nie zaprzeli, abyś im co jako żyw w rodzie być miał.
Albowiem szlachectwo prawe jest jakaś moc dziwna a prawie gniazdo cnoty, sławy, każdej powagi i poczciwości. A kto to gniazdo tak zacne dobrowolnie sam przez się szkaradzi, jest podobien ku owemu śmierdzącemu dudkowi, co i sam śmierdzi, i gniazdo swe zawżdy zaplugawi, czego inszy żaden ptak nieczyni, i owszem je sobie zawżdy każdy chędoży. Albowiem na tych trzech rzeczach ten nazacniejszy klejnot należy: na zacności narodu zacnych przodków swoich, na rostropnem ćwiczeniu, a to nawięcej, gdy to jeszcze k’temu wszystko ozdobnie a z pięknemi przystojnościami umie na sobie okazać.
Albowiem patrz na one pogańskie króle i na inne zacne a sławne ludzie, jako stany swe umieli nadobnemi cnotami swemi pokrywać, i jako się o to pilnie starali. Aleksander wielki, Agezylaus, Agatokles, i inni cnotliwi królowie, gdy im pochlebce chcieli swym kosztem słupy z osobami ich kować, malować, albo wystawiać, tedy tego nigdy dopuszczać nie chcieli, powiedając, iż ten słup nikogo szlachcić nie będzie, jedno temu sławę uczyni, kto gi nadobnie ukował albo zfarbował. Ale prawe szlachectwo nie na słupie ani na żadnem malowaniu należy. A każdy stan który chce mieć wieczny słup swej pamięci, niechże go wykuje z cnót, a zafarbuje miłosierdziem, stałością, a sprawiedliwością, tedy to słupy są niedoczesne, a nigdy się obalić nie mogą, i owszem będą zawżdy aż do skończenia świata stały.
Siripius dworzanin jeden w Atenach powiedział Solonowi onemu zacnemu filozofowi: Byś nie był Ateńczykiem, tedy byś ty był gdzie indziej prostym chłopem, jedno iżeś rodem z Ateny, tedy cię to oszlachciło. Powiedział mu Solon. Pewnie bych też był Siripiusem, iżby mnie to nic nie pomogło do oszlachcenia mego. A ty też dobrze byś był i Ateńczykiem, przedsię byś był Siripiusem, a takżećby też nic nie pomogło. Znacząc to, iż nie naród, nie miejsce szlachci człowieka, jedno cnota a obyczaje. Bo też podobno pan Siripius musiał być nieprawnie dobrze skutnerowanej cnoty.
Cycero on zacny w Rzymie gdy miał poswarek z Salustiusem, tedy mu powiedział Salustius, żeś ty z lekkiego domu powstał, a niedawno, a chcesz się zemną równać, a wiesz jako ja z dawna z wielkiego narodu idę. Powiedział mu Cycero: Iż jeszcze ja tak wolę, iż mój dom niedawno powstał, a przez mię jeszcze lepiej będzie ozdobion a oszlachcon. Ale twój acz dawno powstał, ale barzo schodzi, a przez cię jeszcze bardziej ohydzon i oszpecon.
A tak nie toć jest szlachectwo: zacność narodu, piękna uroda, wspaniała postawa, wywieszone herby, wszystkoć to są jako jagody na głogu, chociaj się pięknie czerwienieją, ale smaku w nich żadnego niemasz, a głóg przedsię drapie. Ale kto się ozdobi cnotą, pięknem na wszem umiarkowaniem; poczciwemi postępki, nadobnemi a ozdobnemi sprawami, ten jest jako szczep pięknie uszczepiony, który z siebie nadobne jagódki a wdzięczne owoce zawżdy podawać może. Albowiem jako on mistrz który uczył Achillesa, gdzieteż tam był drugi uczeń u niego Tersytes, nadobne o tem wierszyki napisał, gdy się Achilles poczynał okazować w cnotach, w pięknych obyczajach, mając się już ku pięknym sprawam a ku dzielnościam. A Tersytes był leniwy, plugawy, ospały, a wszystko w kącie siedział, tedy tam o nich tak napisał:
Iż wolałbych zawżdy aby Tersytes urodził Achillem,
Niż Achilles Tersytem który kąta pilen,
Wolałbych by wół urodził jelenia pięknego,
Niż by jeleń urodził wołu leniwego.
A wszakoż też kto będzie tym szlachetnym klejnotem szlachectwem, chociaj i dobremi cnotami osadzony, tedy mu tego trzeba między inszemi przypadki pilnie przestrzegać aby w nim jaka szara pyszka nie urosła. Albowiem by się też o tem nic nie pisało, by też o tem nigdy nikt nic nie czytał, tylko patrząc na darmohardego chłopa, każdy ten przypadek u siebie snadnie omierzić może, bo się jest czemu i podziwować, i pośmiać, i pokarać, i pomiarkować, i pohamować.
A zwłaszcza gdy jeszcze k’temu hardy a ubogi, to już tego z dawnych przypowieści bożym nieprzyjacielem zwali. A patrz jedno na jego postawy, jeśliże się niemasz czemu i pośmiać i podziwować, a on idzie nawieszawszy dziwnych pstrych chobotów około siebie, na ludzi nie patrzy tylko sam na się pogląda, cień upatruje, spluwa choć mu nie trzeba, rękawicę z tej ręki na której sygnet zejmie a w drugiej ją dzierży, kaszle, krząka choć mu się niechce, z kamyka na kamyk stąpa, kroku strzeże aby go nie zmylił, na pachołki się ogląda jeśli je ma. Owa cokolwiek pocznie, to wszystko ku sprosnemu a głupiemu chłopu a mało nie ku szalonemu barzo podobno. A jeśli też już gdzie na miejscu między dobrymi towarzyszmi usiędzie, tedy jeśli co mówi, to już z oną przewłoką, z oną postawą, z onem przekęsowaniem słówek, z onem rzkomo zająkowaniem, aby tak rozumiano iż z rozmysłem mówi. Paznokcie ogląduje, czapki poprawuje, a łotrowie mu siedząc pochlebują, i jeden na drugiego poglądają, a barzo go snadnie na wszystko przywiodą, iż im szynkuje, albo musi posłać po co jedno każą.
Ale miły bracie czem się ma pysznić ta nędzna mucha? Izaż nie także człowiek jako i inny, a jeszcze w onych swoich obyczajoch sprośniejszy niźli inny? Izaż się nie tak rodzi jako i inny? Izaż nie tak mrze i nie także w ziemi zgnije jako i inny? Jeśli go pstrociny albo perfumy do tego unoszą, zawżdy się poczciwi tego chronili i za to się wstydali. Sewerus cesarz rzymski zawżdy w szarej sukni chodził, jednegoż krawca, jednegoż kucharza, jednegoż barwierza zawżdy chował, a powiedał iż mi nic po dwu, kiedy mi to jeden odprawić może. Ale jako za niego rzeczpospolita stała, jako się cnoty z niego i dobre obyczaje mnożyły, to już tam o nim szerzej historye świadczą. Agatokles on zacny król iż był zduńskiego narodu, zawżdy garnek gliniany kazał na służbie między srebrem stawiać, i z niego pijał, by pomniał na stan swój, a iżby go pycha nie unosiła. I gdy dobywał jednego miasta mocnego, kiedy nań wołali szaleńcy z muru: Zduńczyku, maszże garnce co imi będziesz swym żołnierzom płacił? nic go to nie ruszyło, nadobnie im odpowiedział, iż nie mam garnców, ale wami im miasto garnców będę płacił. I także się stało, bo zawżdy Bóg tłumi hardego a podwyższa pokornego.
A nakoniec niewiem by się Pan na który inny grzech surowiej gniewał, jako na tę sprosną pychę. I anioły z nieba oń zmietował, i króle możne zawżdy oń niszczył, tępił, w niewolą zaprzedawał. Zrzucił Roboama, zrzucił Baltazara, zrzucił Aswerusowę żonę, zrzucił Nabuchodonozora rozum mu odjąwszy, tak jakochmy już o tem i mało wyżej słyszeli. I Aleksander wielki póki się skromnie a poczciwie zachował, póty świat posiadł, a skoro się w pychę podniósł, a w opilstwo podał, tak iż go już bogiem zwali, tak natychmiast marnie zginął, i w niwecz się potem państwo jego także dla pychy a niezgody prędko obróciło.
A na żadne pisma srożej nie wołają jako na ten obrzydły i u Boga i ludzi grzech. Izaż Jakób święty nie woła, iż się Pan zawżdy sprzeciwi hardemu, a pokorne zawżdy upatruje na ziemi i na niebie. Izaż takiego sam Pan nie zowie trawą do czasu zieloną, która k’wieczoru ma uschnąć, a w sprosny stóg ma być wrzucona. Izaż nie wie gdzie bogacza pysznego pagrzebiono? Azaż nie wie co się Faraonowi stało? Izaż nie widzi, iż pyszny tylko chodzi do czasu jako kur upstrzony z postawami swemi, alić po chwili aby gi jastrząb do lasa wlecze, aby gi szpetnie w kotle skubą. A tak poczciwy człowiek ma się strzedz tego sprosnego grzechu, jako najadowitszego wrzodu a szkodliwego sobie.
A wszakoż szlachcicowi poczciwemu, który już będzie umiał uskromić szarą a niepotrzebną pychę w sobie, nic mu nadobna wspaniałość pomiernie ozdobiona nie wadzi, która ma być jako krzystał przeźroczysta, nic do siebie ani wszetecznego, ani nieuczciwego nieprzypuszczając, która się zawżdy w poważnej i rostropnej myśli ciągnie jako piękny płomień ku górze. A wszakoż jako w każdej rzeczy także i w tej zwłaszcza trzeba strzedz nadobnej a uważonej pomiary, gdyż to mędrcy zawżdy onym łacińskim wierszykiem naprzedniejszą cnotą zwali: Modus omnium est pulcherima virtus; gdyż każda rzecz nazbyt wysilona zawżdy szkodliwa bywa. I koniowi na zawodzie gdy mu wolno wędzidła puszczą, a iż się wysili, tedy czasem ledwie kłusem do kresu przybieży. I zboże wysilone nigdy plenne nie bywa.
A wszakoż też widamy owę zapadłą a nikczemną myśl, iż się też ni nacz dobrego nie przygodzi, gdy chłop siedzi jako kozieł z zawieszoną brodą, a ni o czem dobrem nie myśli, jedno tylko jako kozieł o kapuście, a tylko tych lekkich rzeczy a tych jedno co przed sobą widzi, a które się oczom podobają, pilnuje, iż też już tam każda wspaniałość upaść musi, już ponuro między ludźmi ozdobnymi chodzić musi. A nacudniejszy koń gdy go szpetną a zdrapaną gunią zakryją, tedy i oszpetnieje, i nie tak dobrej myśli będzie. Także też myśl wspaniała człowieka poczciwego gdy będzie brudną ponurością a tępością pokryta, także też szpetnieć i znikczemnieć musi. A wszakoż każda rzecz to napiękniesza, która bywa piękną pomiernością na wszem nadobnie ozdobioną.