<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Sieroszewski
Tytuł 12 lat w kraju Jakutów
Wydawca Drukarnia Fr. Karpińskiego
Data wyd. 1900
Druk Drukarnia Fr. Karpińskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Ilustrator Wacław Sieroszewski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Rys. 134. Jakucka „kärgän" (z amgińsko-leńskiej płaskowyż., z fot.).
XVII. Rodzina

Prócz zwykłej rodziny (kärgän) istnieje u jakutów rodzina rozgałęziona, odpowiadająca rzymskiej familii. Nosi ona dziwną, starożytną nazwę „ie—usa“ ród macierzysty[1]. Ale prócz nazwy nie ma nic wspólnego z rodem macierzystym Etrusków, Delawarów, Moheganów. Liczy pokrewieństwo tylko w linii ojcowskiej i wklucza nawet bardzo odległe stopnie, nawet owych legendowych „sy(g)“, przez co utożsamia się zupełnie z rodem ojcowskim. Natomiast, wbrew nazwie, usuwa z swego grona całkowicie krewnych matki i nawet ojciec matki nie jest członkiem „ie — usa". Rażące sprzęciwieństwo nazwy i treści objaśnić można tylko niezwykłym przykładem socyologicznego metamorfizmu. Mineralogia przytacza wypadki, kiedy próżnia opuszczona przez wypłukany lub też wytopiony minerał, zostaje zapełniona przez inny minerał, krystalizujący się jednak według odcisku swego poprzednika. Należy przypuszczać, iż istniał niegdyś u jakutów ród macierzysty, że pobity i wyparty następnie z życia przez ród ojcowski zniknął lecz zostawił swą nazwę pewnej odmianie organizacyi zwyciężskiej. Powód dlaczego nazwę tę zachowała właśnie familia, znajdujemy w niewolniczem pochodzeniu rodziny jakuckiej i poligamii. Poligamia wśród jakutów przetrwała do bardzo niedawna; kozacy — zdobywcy znaleźli ją w pełnym rozwoju. Otóż „ie—usa“ rodem macierzystym zwano potomstwo oddzielnych kobiet—żon, które łączyło się w jeden ród ojcowski (aga usa) pochodzeniem od tego samego mężczyzny. Tak objaśnia te nazwy podanie, zapisane przezemnie w Namskim ułusie. Potwierdza ono przypuszczenie, że niegdyś jakuci liczyli pokrewieństwo tylko po kądzieli, czego dowody zostały przytoczone w poprzednim rozdziale w nazwach i legendach poszczególnych grup rodowych. Jednocześnie ściślejsze badanie jakuckich pojęć krewniaczych przekonało mię, że według nich członkowie „aga usa“ niekoniecznie są krewnymi z „krwi i ciała“ (kau-ät’-uruta), a członkowie „ie usa“ nimi być muszą. W rzeczywistości „ie usa“ są to z typu te same „aga usa“, tylko mniejsze, ściślejsze, związane świeżą pamięcią o wspólnym, rzeczywistym przodku.
Krewniactwo jakuci oznaczają wyrazem „uru“. Ale „uru“ znaczy jednocześnie: wesele, pokrewieństwo małżeńskie warunkowe, więc wreszcie — koło rodowego wiecu. Aby zaznaczyć pokrewieństwo istotne dodają „z krwi i ciała“ (kan-ät’-uruta). Dodatek wskazuje, że pojęcie ostatnie wypłynęło z ogólnego „uru“ (rodowego koła) podobnie jak nazwy barw zielonych i niebieskich powstały w jakuckim języku równolegle z nowem wrażeniem wzrokowem z pierwotnego „küoch“ przez dodanie „küoch“ trawy (ot) lub „küoch“ nieba (chałłan). Pojęcie „uru“ jest szersze od „ie-usa“; do „uru“ zaliczają jakuci krewnych przez małżeństwo: teścia, teściowę, szwagrów... Do „ie-usa“ należeć mogą tylko członkowie ojcowskiego rodu, a z obcych tylko matka która do (aga usa) ojcowskiego rodu z pochodzenia nie należy i praw rodowych nie ma. Każda jakucka „ie usa“ ma obecnie osobną nazwę, zwykle rosyjską, otrzymaną ongi przy chrzcie od ojców chrzestnych, rozmaitych kozaków, kupców i urzędników. Są więc „ie-usa“: Winogradowy, Winokurowy, Pokatiłowy, Syromiatnikowy, Slepowy i t. d. Wiele rodzin jednak zachowało w pamięci i swe stare jakuckie przezwiska. Mówili mi więc, że ród ojcowski „Bötügöt“, naslegu Chatynaryn składa się z czterech rodów macierzystych: „Chobochtoch“, „Köktach“, Sügachördach“ „Arky“. Familie te noszą oficyalnie zupełnie inne nazwiska. Ród macierzysty Kobelew, z tegoż naslegu, z ojcowskiego rodu „Böczak“, niegdyś zwał się „Małachan“; ród macierzysty Noskowych, z ojcowskiego rodu Dżarba, naslegu „Bötüń“ nazywał się „Ychar“, Winokurowy z rodu „Ködökän“ naslegu „Kusaganyał“ tworzą ród macierzysty „Mołochnej“ i t. d. Wiele kobiet z trudnością zatrzymuje w pamięci swe rosyjskie nazwy i w rozmowie stale używa starych jakuckich imion.
Na oznaczenie rodziny, składającej się wyłącznie z małżeńskiej pary oraz ich dzieci jakuci nie mają ścisłej nazwy. Najczęściej mówią „kärgän“[2]. Ale „kärgän“ jest to wyraz dość nieokreślony i znaczy właściwie — domownicy. Krajowcy dawali mi najrozmaitsze określenie „kärgän“. „Kärgän są to: ojciec, matka, dzieci, są to krewni (uru). Obcych nie nazywają „kärgän“, chyba z wielkiej przyjaźni, jak mówią brat, chociaż on i nie brat“ (Nam. uŁ, 1892 r.). „Kärgän — jest to ojciec, matka, żona, dzieci, są to ci wszyscy, co mieszkają razem w jednym domu. Nawet obcy robotnicy i współmieszkańcy — są „kärgän“ (Nam. uł., 1891 r.). Słyszałem jak „kärgän“ było używane w znaczeniu stołownika; w liczbę ich wliczano nawet chwilowo przytulonych biedaków „itimni“ i „kumułanów“. Rysem godnym uwagi jest, że syna, który zamieszkał oddzielnie, jakuci nie zaliczają do „kärgän“; tymczasem synowiec, wnuk, wnuczka, wychowanek, skoro mieszkają razem i razem pracują, to nawet, gdy odejdą na chwilowy zarobek są uważani za „kärgän“.
Obrządki weselne, podania opiewające porywania żon, wskazują na niewolniczy początek jakuckiej rodziny. Są nawet bezpośrednie tego ślady — „Czachar“, starożytny wyraz, znaczył to gamo, co teraz „kärgän“. Nazwa to przykra, ludzie płaczą od niej... Dobry gospodarz jej nie powie... Tylko raz słyszałem jak bogata Łukina w gniewie nazwała domowników „czachardar“! (liczba mnoga) (Nam. uł., 1891 r.). „Czachar, czachardach“[3] są to ci, co obowiązani dla ciebie pracować, są to niewolnicy (kułuttar liczba mnoga od „kułut“). Teraz zamiast „czachar“ mówią „kärgän“ (Nam. uł., 1891 r.).
W „kärgän“ młodzi podwładni są starszymi, a za głowę uważany jest ojciec, w braku jego starszy brat, starszy syn, rzadziej wdowa, energiczna, rządna niewiasta. Sióstr i ciotek, nawet niezamężnych, nie spotykałem w tej roli. Obyczaj na to nie pozwala. „W rodzinie głową jest starszy, ale przedewszystkiem ojciec“ (Bajagant. uł., 1885 r.) „W rodzinie głowami są ojciec i matka, ojciec więcej, matka raniej. Gdy niema ojca, a matka młoda albo głupia, to stryj“ (Wierch. uł., 1881 r.). „Ojciec jest panem, co chce, to robi. Zechce, wszystko rozda, zechce — straci, nawet dzieci własne sprzeda obcym za robotników“ (Nam. uł., 1890 r.). Taką dają jakuci odpowiedź na pytanie o władzę ojca; taką jest wytyczna spółczesnej rodziny jakuckiej. Ale rzeczywistość często przeczy ideałom. Tylko poddaństwo kobiet przeprowadzone jest dość ściśle, reszta zależy od okoliczności. Często wprawdzie zdarzają się wypadki, że ojciec, starszy brat, stryj gwałtem wydawali za mąż lub żenili młodszych członów rodziny, że wynajmowali ich do robót i zapłatę brali sobie, że zabierali im rzeczy... Wiem o wypadku, że ojciec zabrał jedyną siekierę i łódkę dorosłego syna, sprzedał siano skoszone przezeń, a ten tylko wzdychał i skarżył się na swój los nieszczęśliwy (Koł. uł., 1883 r.). W innem miejscu rodzice sprzedali ośmioletnią córeczkę przejezdnemu urzędnikowi[4] (Borog. uł., 1884 r.). Częstokroć słyszałem i byłem świadkiem złego obejścia się starszych z młodszymi, bicia żon, dzieci i t. d. Ale i młodzi, nieraz, gdy mogą, pozwalają sobie krzywdzić starszych. Dorośli synowie często biją staruszków rodziców, nawet zdarzyło się, że żona poszturgiwała chorego, okaleczonego męża i otwarcie trzymała w domu kochanka (Koł. uł., 1883 r.; Nam. uŁ, 1888 r.). Córka jedyna, dorosła w domu robotnica — nie słuchała zupełnie rodziców, odmówiła wyjścia zamąż i jawnie hulała z parobczakami (Kołym. uł., 1883 r.). Gdzieindziej starzy rodzice, nominalni właściciele gospodarstwa, nie śmieli sprzedać funta masła, garstki siana, ani kupić cokolwiek bez pozwolenia dorosłego syna. Stosunkami rodzinnymi rządzi powszechne w środowiskach dzikich prawo podporządkowania słabych silnym. Idylle rodzinne są tu rzadkie jak wszędzie. „Nietylko nie szanują, źle karmią, nie słuchają ale często wymyślają i biją starszych. Na własne oczy widziałem jak biją jakuci rodziców... Biją bogaci, biją biedni, biją szanowni i podrzędni, biją ojców i matki“... opowiadał mi młody chłopak z rodu Bötüget (Nam. uł., 1892 r.). Młodzież często drwi sobie ze starców: „Dziwak stary, zaślepieniec zwrócony w tył, robiący na wywrót“... mówi przysłowie (Nam uł., 1892 r.). W bajkach trafiają się często zabawne opisy starców: „z bielejącymi na skroni włosami, ze szpakowato-pstrymi włosami na ciemieniu, z wielobarwnymi włosami rosnącymi z nosa, z rozczochraną brodą, mówiący basem pan-gospodarz“ (Nam. uł., 1891 r.). Ze zgrzybiałymi starcami jakuci zwykle obchodzą się bardzo nieludzko. Przedewszystkiem starają się odebrać im resztki mienia; następnie, w miarę jak starcy dziecinnieją, obejście z nimi staje się coraz gorsze. Nawet w zamożnych domach spotykałem żywe mumie, chude, pomarszczone, ledwie przykryte łachmanami, czasem zupełnie nagie, kryjące się po ciemnych kątach; tylko gdy w jurcie niema nikogo prócz dzieci, wyłażą pogrzać się przed kominem, pozbierać okruchy pożywienia lub wyrwać dziecku naczynie od jadła, aby wylizać je samemu. Bywały wypadki, że dzieci wyganiały rodziców na żebraczkę i to niezawsze pod naciskiem niedostatku. W 1882 r., w Wierchojańsku, zmarła w polu stara teściowa jednego z tamtejszych bogaczy. Ród (aga usa) nie mógł zmusić zięcia aby żywił starą, gdyż ona należała do innego rodu, a dobrowolnie bogacz tego robić nie chciał. Tojon Winokurów, członek Namskiej „uprawy“ nie mógł nigdy pogodzić się z swym ojcem, starym Nechenem i wciąż się z nim procesował. Starzec obwiniał syna przed zebraniem rodowem, że go źle żywi, że go nie odziewa, że go nie szanuje, że źle się z nim obchodzi. Syn twierdził, że „stary jest głupi, rozrzutny, gdera, że wszystko, co dostaje natychmiast rozdaje obcym, że je za dużo i t. d. zebranie kilkakrotnie nakazywało Winukurowowi obchodzić się z ojcem łagodnie i dostarczać mu, wzamian za oddziedziczony majątek, określoną ilość mięsa, mąki, masła, taru, herbaty, cukru. Syn obiecywał, ale nie spełniał przyrzeczeń, a żądał aby ojciec przeniósł się do niego na mieszkanie. Stary lękał się, nie chciał i chodził po okolicy o żebranym chlebie, aż umarł nagle w polu (Nam. uł., nasleg Chatyryk 1891 r.).
W przeszłości nie było lepiej. W bajce „Głupiec“ (Akary) najmłodszy syn, rozumny i dzielny bohater, łapie w sidła starą matkę, bije ją kijem, co wśród słuchaczów wywołuje wielką wesołość. W ołąho, „Könczö-Bögö“ bohater tego imienia zjawia się u rodziców: „gniewny, zachmurzony, zmusza krzyczeć miejsca wysokie, zmusza szumieć podziemia... Nie wszedł do domu, wsunął bat niespokojny do środka, po nad kłodą okna i dom rozwalał, ruszał, aż ten popękał i począł świecić szparami“... Uspokaja go nie ojciec lecz matka przypomnieniem, że ona nosiła go przecież pod sercem dziewięć miesięcy, że w mękach wydała go na świat, że wychowała małego, wy karmiła słabego pieszczocha...“ Był czas kiedy zabijano starców. — „Skoro kto pozwolił ojcom umrzeć własną śmiercią, to wyśmiewali się zeń: — psie czarny, coś oddał ojca na zjedzenie złemu! — mówiono“ (Bajagan. uł., 1855 r.). „Niegdyś synowie zabijali rodziców. Zwabią ich do lasu nad głęboki, umyślnie wykopany dół, zepchną i żywcem zakopią. Czasami starcy jeszcze na tyle byli mocni, że wyskakiwali z dołu i uciekali; wtedy w pogoń puszczano za nimi strzały“,.. (Nam. uł., 1890 r.) „Takich niekiedy silnych zabijać chcieli, że gdy ci przerażeni, domyśliwszy się o co chodzi, chowali się w chlewach, chwytając oburącz słupów lub ławy, to trzeba było psuć budynki, aby ich wywlec ztamtąd“... (Nam. uł., 1891 r.). „Dawniej starców grzebano żywcem. Ubierano ich w najlepszą odzież, wyprowadzano do lasu, gdzie był zawczasu wykopany dół i spychano na dno. Zabijano nieraz takich czerstwych, że wyskakiwali i uciekali. Wówczas strzelano do nich z łuków. Niekiedy stara matka wylękła, chowała się do chlewu, chwytała się za słupy i kołki. Musieli ją ztamtąd synowie wojownicy przemocą wywłóczyć do lasu i zrzucać przez kolana głową do dołu“ (Nam. uł., 1891 r.). Z tych czasów pochodzi pewnie przysłowie: „żyje dobrze jak człowiek bogaty, co ojcu łeb skręcił!“ (Nam. uł., 1892 r.). Jeszcze gorzej zachowują się jakuci w bajkach i w życiu ze starszymi braćmi, ciotkami i stryjami. W ołąho „Bohater Szumny i bohater Wściekły“ młodszy brat zabija starszego. W podaniu o rozbójniku Mańczarym, ten ucieka z domu, pali stóg siana i staje się rozbójnikiem tylko dlatego, że go brat starszy uderzył (Koł. uł., 1882 r.). W bajce „Akary“, bohater przychodzi do domu ciotki, popełnia cały szereg psot, wreszcie zabija jej dziecko i męża. W życiu jeszcze gorzej. Przemoc, ucisk, głodzenie do dziś panują w rodzinie jakuckiej i jakby świadczą o niewolniczem jej pochodzeniu. Widziałem wprawdzie jak 70-letni starzec jakut bił kijem 40-letniego syna, zupełnie niezależnege gospodarza, ale stary jeszcze posiadał znaczny majątek, a syn był chciwy (Bajag. uł., 1886). Że często przeważa wpływ rodziców i starszych w rodzinie, pochodzi to ztąd, iż w większości wypadków są oni w pewnej dobie, w otoczeniu swem fizycznie najsilniejsi, oraz że majątek do nich należy. W gospodarstwach dużych, opartych po części na kapitałach, handlu i najemnikach wpływ rodziców właścicieli znacznie się wzmaga i przedłuża; władza wypada im z rąk tylko w wieku zgrzybiałym, wskutek zupełnego upadku sił, ale zwykle śmierć ich wcześnie zaskoczy. W gospodarstwach należycie dostatnich ale jakuckich, t. j. opartych wyłącznie na hodowli bydła, wymagających ciągłej troski i osobistego dozoru, władza przechodzi w ręce syna znacznie wcześniej. W gospodarstwach małych, w rodzinach ubogich, żyjących z pracy rąk, przejście władzy do młodszych pokoleń odbywa się jeszcze szybciej. Żadne morały i nakazy rodowe nie są zdolne wstrzymać tego naturalnego procesu. Młodzież zapomina o ubiegłych troskach rodziców: „Czym prosił go o życie?“ mówili mi nieraz cynicznie. „Co mi zrobią? Wezmę i pójdę do miasta, do kopalń złota albo najmę się do bogacza... Od niego nie odbiorą... Niech szukają, żądają... Będą mieli kłopot... A bydło tymczasem bez dozoru zmarnieje, dobytek rozkradną obcy. Dawniej bywało: źli okazali się rodzice — brał chłopak łuk i strzały i odchodził szukać sobie doli... a starzy zostawali osieroceni“... wypowiadał swe poglądy jeden z takich krnąbrnych młodzieńców (Nam. uł., 1891 r.). Rodzice jakuccy doskonale rozumieją swą zależność od dzieci:
„My nie mamy tak jak wy na południu „banków“, gdzie pieniądze rodzą pieniądze... A zresztą co po pieniądzach staremu i samotnemu — tylko zabiją! Zkąd jakut weźmie pieniądze? Żyjemy i odziewamy się z bydła i ziemi. Ziemia i bydło wymagają ciągłej troski i pracy. Nie dojrzysz, przestaniesz pracować, zaraz wszystko rozłazi się, marnieje... Pieniądze nie zaradzą: dzieci, tylko dzieci... Cała nasza nadzieja na starość tylko w dzieciach“ (Nam. uł., 1888 r.). „Dla nas, dla Jakutów, na tej naszej lodowataj ziemi, znacznie korzystniej mieć dużo dzieci, niż mieć wiele pieniędzy i bydła. Pieniądze rozejdą się, bydło może wyzdychać, ale dobre dzieci — łowcy i robotnicy, z każdej przygody wyratują, wszędzie wyżywią“ (Koł. uł., 1883 r.). „Dzieci są naszem bogactwem, ale tylko dobre dzieci“ ostrożnie zaznaczał wspomniany powyżej starzec, który bił kijem swego 40-letniego syna. „Starannego robotnika nie dostanie i za wielkie pieniądze, a dziecko wyrośnie i darmo pracować będzie“ (Wierch. uł., 1887 r.). Prócz fizyologicznych czynników miłości rodzicielskiej, które najsilniej działają w dziecięcym okresie potomstwa, łatwo odkryć w stosunkach jakutów do dzieci cały szereg wpływów i obrachowań gospodarczych. Ztąd płyną pozorne sprzeczności: łagodne, wyrozumiałe z dziatwą obejście, często lepsze niż u naszych wieśniaków i jednocześnie — sprzedaż dzieci i nielitościwy wyzysk ich sił i pracy. Bądź co bądź najgorsze dzieci zawsze są lepsze od obcyCh ludzi i los bezdzietnych włóczęgów od domu do domu słusznie przeraża każdego jakuta. Bezpłodność uważana jest za ciężki dopust boży, nieledwie za grzech, a płodność — za cnotę. Szczególniej zamożni jakuci bezdzietni ubolewają nad swym losem, zwracają się do bogini płodności z bogatemi ofiarami, wzywają szamanów i spełniają ich zlecenia, często bardzo przykre. Żony, bezpłodne nieraz godzą się z obecnością nałożnicy w domu, a chorzy, bezsilni mężowie patrzą przez palce na płochość swych żon (Nam. uł., 1889 r.). Śmierć niemowlęcia w licznych rodzinach nie wywołuje zbytniej rozpaczy; natomiast śmierć niemowlęcia-jedynaka pogrąża rodziców w nieutulonym żalu. „Zgasł ogień mego domu, znikły iskry jego, zostałem niby czarny osmalony pień, niby odziemek bez gałęzi, niby dym z rozwianym wierzchołkiem... płaczą osieroceni rodzice“ (Nam. uł. 1891 r.).
Znam wiele przykładów głębokiej rozpaczy jakutów, wywołanej śmiercią jedynych dzieci, szczególniej gdy znikła nadzieja pojawienia się innych. Młynarz Bötüńskiego naslegu, Michał, po śmierci 20-letniej jedynaczki, rzucił strony rodzinne, zostawił dom i młyn bez dozoru, sprzedał bydło ze stratą i wyniósł się do miasta, byle dalej „od miejsca nieszczęścia* (Nam. uł., 1890 r.). Wielu w podobnych wypadkach rozpijało się. Pewien ambitny krętacz, wodzirej, członek miejscowego samorządu, człowiek zimny i wyrachowany, po stracie jedynego syna, pogrążył się w zupełną na wszystko obojętność, zaczął hulać, a w odpowiedzi na wszelkie uwagi, mruczał nieprzytomnie: „inni żyją, chodzą, pracują!“... (Nam. uł., 1889). Położenie bezdzietnych starców zgrzybiałych jest wprost okropne. Wśród nich procent samobójstw jest największy. Często można usłyszeć od starców skargi zaiste hiobowe: „Pożałują strawy, od ogniska odpędzą, za każdą błahostkę wykrzyczą, nie dojrzą w chorobie... Chowając się po kątach będzie człowiek umierał od chłodu, głodu, niby bydlę, w milczeniu“... skarżyła się samotna stara kobieta. „My jakuci jedyną nadzieję pokładamy w dzieciach, w ich miłości: wychowane od małego razem przyzwyczajają się razem i litują nad rodzicami“... (Nam. uł., 1889). Jeżeli rodzice, wskutek wad osobistych lub przyrodzonej oschłości dziecka, nie byli w stanie wzniecić w nich ku sobie uczuć gorętszych, wcześniej czy później wybucha głucha wojna domowa. Kobiety: siostry, córki, matki zwykle ustępują i poddają się. Słabsze fizycznie, pozbawione są na domiar obrony ojcowskiego rodu (aga-usa), który łaskawie je toleruje, ale nie uważa za swych członków, odmawia im opieki, działu w ziemi i głosu w radzie rodowej. Co innego chłopcy. Ci od małego przysłuchując się gawędom w domu i obradom wiecowym, szybko przyswajają sobie męzkie poglądy, pojęcia o prawach, opartych na osobistej ich pracy i sile. W miarę wzrastania ilości spełnianej przez nich pracy, w miarę poznania swych zdolności życiowych, obrotności w sprawach, łatwości w obejściu, umacnia się ich pewność, że są w rodzinie niezbędni, że ona żyje z ich wysiłków. Żądają więc, aby ich słuchano, aby ich własna wola i wygoda stawiana była na czele życia rodzinnego. W razie przeciwnym „piłują“ nieznośnie rodziców, nie chcą spełniać wskazanej przez nich roboty lub spełniają ją do tego stopnia niedbale, niechętnie, nie w porę, że starym ręce opadają w tej nieustannej utajonej walce. Rezultaty jej są nadomiar do przewidzenia. Skoro jakut zauważy w synu takie cechy, spieszy się go oddzielić. Niezawsze na to pozwalają warunki gospodarcze, lecz wtedy władza rzeczywista zawsze prawie przechodzi do syna. Rodzice czas jakiś zachowują pozorne zwierzchnictwo, lepsze dzieci zostawiają im tę pociechę do końca życia — ale nic się już nie dzieje w rodzinie bez wiedzy i pozwolenia istotnego władcy syna-robotnika. Uwaga otaczających na niego jest skierowana. Z istot nie mających żadnych praw, dręczonych niekiedy, stają się oni z kolei panami. „Niech płacze, niech głoduje... Płakałem nieraz i ja i strawy mi nieraz żałowała. Biła za byle co!... Niech płacze!“ odpowiadał obojętnie syn, na wyrzuty za złe z matką obejścia (Nam. uł., 1891 r.). „Oni nie piastowali mnie, swego dziecka, jak niańczą dzieci ludzie dzietni; oni nie uszanowali mię, jak ojciec i matka szanują urodzone przez nich pacholęta... Ani razu nie nakarmili mię ze swego gorącego garnczka, ani razu nie ukołysali do snu za ciepłą pazuchą, ani razu nie ozwali się do mnie z pieszczotliwem słowem. Zostanę więc lepiej człowiekiem niepoczętym przez ojca, nie zrodzouym przez matkę, stanę się wydziedziczonym z dostatków rodzicielskich“... mówi bohater ołąho „Könczö-Bögö“. Jego syna, który wykazuje więcej dzielności i mocy od ojca, ten ostatni próbuje własnoręcznie zastrzelić a następnie poddaje rozmaitym niebezpiecznym próbom i posyła na zatracenie.
W rodzinie zrównoważonej, gdzie stosunki ułożyły się, władza głowy, ktokolwiek nią będzie, jest nad majątkiem i pracą członków nieograniczona. Taka rodzina przedstawia doprawdy obraz niewoli. Szczególniej położenie kobiet, których nikt i nic nie broni, jest niezmiernie ciężkie. „Dlaczego znosicie? dlaczego pozwalacie mu, słuchacie go?! Zwróćcie się do księcia, do zgromadzenia rodowego“ radziłem żonie, która skarżyła się na marnotrawstwo, rozpustę, pijaństwo męża niszczącego gospodarstwo i zabierającego jej i synowi, wyrostkowi, wszystkie przez nich zarobione pieniądze. „Do księcia? Tyle razy chodziłam daremnie... Książę wysłucha, ale nic nie powie... Mąż potem tylko gorzej dokucza, bije i robi na złość“ — odpowiedziała mi niechętnie kobieta (Nam. uł., 1891 r). Zwykle kobiety nawet się nie skarżą. „Taki nasz los, zmienić go niepodobna... zrobić nic nie można.

Mężczyzna pan i poddać mu się trzeba... On wszystko znajduje, jego „przemysłem“ żyjemy... On pracuje po za domem, a my w domu“ (Kołym. uł., 1833 r.). „Sen przemysł“ pana domu i praca zewnętrzna wyraża się głównie (prócz sianożęcia) udziałem w sprawach rodowych i ciągłych wyprawach do „sąsiadów“. W rezultacie mężczyzna istotnie więcej wie, umie łatwiej zoryentować się, co i jak kupić lub sprzedać, nabywa poloru i śmiałości. Świadomie czy odruchowo, ale głowa rodziny zazdrośnie
Rys. 135. Głowa rodziny (ogonior).
strzegą swych praw wyłącznego obcowania ze światem i nawet wycieczki domowników bez jego wiedzy do ludzi są uważane za karygodne. Jakuci uważają za czyn o wiele zaszczytniejszy zarobić coś na sprzedaży, dostać pożywienia lub pieniędzy, coś złowić, coś wyżebrać, niż podtrzymywać dom ciężką pracą codzienną. Tamto nazywa się „zdobyczą“ (bułt), „losem“, „szczęściem„“ (dżoł) a człowiek zwie się „łowcą“ (bulczut), „szczęśliwcem“ (dżołłoch). Rodzina lubi ich i pieści. Przytoczone poglądy na wartość i podział pracy rodzinnej dowodzą raz jeszcze na wojenną i rabuśniczą przeszłość jakuckiej „kärgän“. W rzeczywistości, kłopoty i ilość pracy głowy rodziny, szczególniej gdy dzieci są dorosłe, wcale nie jest znaczną. W sianożęciu on pracuje na równi z niemi, ale w ciągu reszty roku w charakterze wrzekomego „batyra“ starożytnego, ruchomej straży zewnętrznej, wałęsa się po świecie i pilnuje tam interesów rodziny. Dawniej robił to dla rodu, dziś zadanie jego zmalało. Coraz częściej utożsamia się powodzenie jego z powodzeniem rodziny. Trzeba widzieć z pozorami jakiego szacunku obchodzi się rodzina z swym panem. Nikt nie śmie stanąć między nim a ogniem, skoro on nań patrzy; kobiety nawet nie ważą się przejść z tej strony i obchodzą komin z tyłu, dokoła. Nikt nie śmie podnieść głosu w jego obecności, domownicy szepcą, ustają zabawy, żarty, bieganie. Jak gdyby góra zwaliła się na wszystkich. Nawet w takiej porządnej rodzinie jak rodzina kniazia Apolloniusza Slepcowa na Andyłachu (Kołym. uł.), w której spędziłem rok czasu i o której zawsze mile wspominam, nawet tam pojawienie się łagodnego pana domu wywoływało przykre naprężenie stosunków. Wydawało mi się zawsze, że wszyscy wolą go, kiedy go niema. Jedzenie domowników, pogarszało się, rozmowy jałowiały i toczyły się przeważnie na temat, gdzie kto co „zdobył“, dziewczęta przestawały śmiać się i śpiewać, chłopcy okoliczni już nie schodzili się na wesołe wieczornice, dzieci nie figlowały i nie opowiadały głośno zabawnych bajek. Długie, zimowe wieczory upływały posępnie w milczeniu, przerywanem tylko urywanemi zdaniami gospodarczego charakteru i szelestem wyrabianych skór. Ogień trzeszczał na kominie, ktoś z przybyłych sąsiadów opowiadał nowiny, gospodarz grzał się u ognia, słuchał i przytakiwał leniwie. A przecież istotną głową tej rodziny była Masta, żona Apolloniusza, rozumna, dobra i poczciwa kobieta, która miała wielki mir w okolicy i cieszyła się wpływem na męża. „Zkąd taka zmiana?“ spytałem jej raz. „Czyż książę niedobry? Nie pozwoliłby?“ „Owszem“... odrzekła „lecz nie, nie można dopuścić do hałasów i latania przy nim, gdyż ganiliby to sąsiedzi i przestaliby go poważać“... (Kołym. uł., 1882 r.). Dążenie do zachowania uroku władzy wyrobiło w jakutach niechęć do pewnych zajęć, szczególniej kobiecych, które uważane są za niewolnicze, hańbiące; do takich należy: dojenie bydła, czyszczenie chlewów, podmiatanie izby i podwórza, wszelkie szycie a szczególniej podszywanie do obuwia nowych podeszew. Zresztą nędza wszystko niweczy i równa. W ubogich rodzinach głowa tyleż, czasem więcej, pracuje niż reszta członków a najęty przez ludzi nie przebiera w robocie. Na rynku, ze zrozumiałych powodów więcej są poszukiwane męzkie umiejętności, łatwiej je więc znaleźć i lepiej są płatne. To w biednych rodzinach robi zarobek ojca bardzo ważnym; ale w gospodarstwach dostatnich, opartych na hodowli rogatego bydła, dzieci i kobiety mogą się obywać prawie bez pracy mężczyzn.

Formalnie wszyscy członkowie jakuckiej „kärgän“ są jakby dodatkami do jej przedstawiciela i naczelnika. Jednostki niezależne są więc bardzo dlań niedogodne i wspólne pożycie staje się dla obu stron nieznośne. Buntowniczy duch nawiedza wyłącznie prawie synów. Jako członkowie rodu stają się oni, po dojściu do pewnego wieku, równymi wszystkim bez wyjątku w rodzie, a w tej liczbie i ojcu. W tej sprzeczności tkwi przyczyna działów rodzinnych, do tego stopnia naturalna i uprawniona, że synowie długo nie oddzielani, uważają się za pokrzywdzonych. Sami Jakuci działy rodzinne tłomaczą rozmaicie. — „Istotnie — mówili mi oni — żyć i pracować razem łatwiej i korzystniej, wszystkie liczne rodziny są bogate, ale mało jest zgodnych rodzin. Nie lubimy ustępować sobie, a więc zamiast kłócić się, dzielimy się...“ (Nam. uł., 1892 r.). „A zawsze przez kobiety! Kobiety są w rodzinie osobami obcemi, przychodzą zdaleka... Nie zgadzają się w obyczajach, nie darują, nie wybaczą sobie nic, policzą wszystkie słowa, wszystkie błahostki... Są wśród nich żony niewierne, są złodziejki, są niechlujne, rozrzutne, kłótliwe, leniwe... Teść i teściowa lubią je niejednakowo; ztąd zawiść. Kłócą się o dzieci, o mężów, o wszystko... Kłócą się żony, a z ich powodu — bracia i synowie z rodzicami... Ba, bijają się nawet!.. Oto dlaczego oddzielamy się“ (Nam. uł., 1891 r.). Muszę zastrzedz, że ma to miejsce tylko wtedy, gdy władza ojca osłabła. W przeciwnym razie mieszkają w zgodzie po trzy, cztery rodziny. Ale łatwość z jaką ojciec traci władzę w jakuckiej rodzinie, sprawia, iż liczne rodziny są rzadkością wśród jakutów. Dążenie do gospodarczej niezależności jest tak silne, iż znam rodziny, wspólnie władające ziemią, razem zbierające siano, pod jednym mieszkające dachem, ale oddzielnie karmiące swe bydło, spożywające swój pokarm, sporządzające odzież i inny „statek“. Wszystko podzielone, wszystkie usługi i zamiany ściśle policzone — bardziej ściśle może niż z sąsiadami. Nie napróżno powstało u Jakutów przysłowie: „stado wilków nie kopie wspólnej jamy“...[5] Słyszałem wszakże i takie objaśnienia działów: — „Oddzielamy synów dlatego, że chcemy na własne oczy przekonać się, jak żyć, gospodarować będą, jaki ich los czeka, jakimi zostaną ludźmi. Lubimy oglądać, jak powiększa się, mnoży poczęte przez nas potomstwo, jak wyrasta i zbogaca się... Serca starców mają w tem pociechę... (Nam. uł., 1892 r.). Zapewne, iż działy pochodzą z wielu przyczyn, ale główną i najbardziej powszechną jest chęć ojca utrzymania jak można najdłużej władzy w swem ręku. Inaczej trudno objaśnić dlaczego niezawsze zostawiają ojcowie przy sobie najmłodszych lecz zawsze najłagodniejszych[6], dlaczego wreszcie często ojciec wszystkich synów oddziela, a na ich miejsce bierze wyrostka wnuka, synowca, często obcego chłopaka, Wyrobił się nawet pogląd powszechnie przestrzegany, że osoby te po spędzeniu kilku lat w domu i pracy dla rodziny nabierają praw do części spadku na równi z rodzonemi dziećmi. Wielkość pojedynczego działu zależy od zamożności rodziny, ilości pozostałych sióstr i braci, wreszcie przychylności ojca. Jakuci twierdzą, iż ojciec ma prawo wydziedziczyć dzieci. Wyznaję, iż nie słyszałem o podobnym wypadku; zato wiem o procesie syna z ojcem, że mało mu wydzielił, że on pracował długo i otrzymał wynagrodzenie nieodpowiednie do swych zasług. Przychylność ojca ma wielkie znaczenie; chętnie pomaga ulubionemu synowi w kłopotach i broni praw jego na rodowych zebraniach. Nie byłem wstanie dowiedzieć się dokładnie jaką część majątku dostaje ten, co oddziela się w warunkach zwykłych. Zdaje się, że wszystkie dzieci dostają równo. Ojciec przy oddzielaniu pierwszego syna, rozdziela majątek na równe części. Dla siebie z żoną też odlicza część jedną (Nam. uł., 1891 r.). Synowie dziedziczą równo. Gdy niema synów—dziedziczą krewni. Ci rozmaicie dostają. Kto silniejszy, bogatszy ten bierze więcej, słabsi, biedniejsi — mniej. Ale my jakuci myślmy, że warto by dawać więcej biednym obarczonym rodzinom, a zamożnym i samotnym — mniej. Tak jednak nie bywa“... (Nam. uł., 1891 r.). Zwykle wszystkie dzieci, synowie i córki dostają równo[7]. Niekiedy córkom z litości przeznaczają więcej. „Im trzeba dać, one pójdą do obcych, jeżeli mało z sobą przyniosą, nie będą ich tam kochać i szanować“, tłomaczyli mi jakuci wyjątkowe działy. Zwykle synowie dostają więcej. Prócz tego dziedziczą oni, jako członkowie rodu: grunta, domy, nieruchomości i zabierają zawsze po śmierci rodziców pozostały majątek. Córki zamężne nie dostają nic, a niezamężne i małoletnie dzieci oddawane są, wraz z majątkiem, pod opiekę. Opieki jakuckie słyną z tego, że po paru latach śladu nie zostawiają z dobytku opiekowanych. W braku krewnych w męzkiej linii, małoletnich bierze pod opiekę ród, ale nigdy nie zostają opiekunami nawet najbliżsi krewni ze strony matki, jako ludzie innego rodu.
Jeżeli śmierć zaskoczyła ojca przed rozdziałem, to dopełnia go rada familijna (ie-usa-munjach); postanowienia jej mogą być zaskarżone na zebraniu rodowem (aga-usa-munjach). Testamentów, zdaje się, nie znali starożytni jakuci. Wola nieboszczyków była szanowana, ale tyczyła się ona wyłącznie szczegółów pogrzebu: jakiego konia chce umierający aby mu zabili, jakie rzeczy pragnie z sobą do grobu położyć, gdzie go mają pochować. Obecnie bogaci jakuci sporządzają testamenty, ale te nigdy nie spełniają się, gdyż nigdy prawie nie są napisane należycie. Prawny testament musi tu być napisany przez duchownego, albo pisarza gminnego. Testament podobny kosztuje co najmniej krowę albo konia i dlatego nawet zamożni jakuci go nie robią. Jakuci niechętnie spisują testamenty jeszcze i dlatego, że one według jakuckiego wyrażenia „niby żywych do grobu kładą“. Niekiedy starzejący się jakuci zawierają z dziećmi rodzonemi i przybranemi w „uprawach“ urzędowne umowy o dożywocie, w których są szczegółowo wymienione warunki przelania majątku [8]. Warunki sprowadzają się zwykle do: „szacunku i przyzwoitego utrzymania za życia oraz uczciwego pogrzebu po śmierci“. Czasami umowa wylicza czego obowiązuje dostarczać obdarowany. Te umowy są zwykle następnie źródłem nieprzebranem skarg, kłótni i procesów.
Ród (aga-usa) bardzo niechętnie miesza się w sprawy rodzinne. Tylko gdy zagrożone są interesa rodowe, gdy część majątku może przejść do innego rodu lub rodzice chcą oddać do innego rodu potomka płci męzkiej, wtedy ród ostro staje w swej obronie i ogranicza władzę rodzinną. Ród przyznaje prawa spadkobiercze braci, stryjów, synowców, ale zaprzecza ich rodzonej córce zamężnej. Wdowa, skoro powtórnie idzie za mąż, wychodzi do innego rodu, traci prawa do całego majątku i do własnych dzieci. Zdarzają się wypadki, że niekiedy w braku krewnych dziedziczy ród — ludzie zupełnie obcy, a rodzona siostra zamężna nie dostaje nic. Bajagantajscy jakuci zażądali zwrotu części „kałymu“, zapłaconego do innego ułusu za narzeczoną przez swego zmarłego członka. Chłopak nie miał wcale krewnych, więc odebrany „kałym“ podzielił ród między sobą: „Oni są obcy ludzie... Chłopak nie spał z nią, a przynajmniej tego nikt nie widział“... dowodzili oni (Bajagantajs. uł., Turujałoch, 1886 r.). Nawet, gdy rodzice chcieli oddać za życia lub testamentem część majątku córce zamężnej, nie obywało się bez procesów, zatargów i gwałtów.
Istnieje bezwarunkowo ukryty antagonizm między rodem, a rodziną. Ładnie on wyrażony został przez jakutów w następującej opowieści, opartej na prawdziwem zdarzeniu: — „Stary Jona w młodości był inny. Wielu ludzi skrzywdził, puścił z torbami; wielu następnie zbogacił i uszczęśliwił. A nastąpiło to po śmierci jedynego syna. Zaczął stary naówczas całe swe mienie ogromne rozdawać ludziom, pożyczać i darowywać, biednym więcej, bogatym mniej. Mieli u niego pomoc w potrzebie i ludzie prości i gromada. To on zbudował cerkiew naszą... „Na co mi bydło, na co bogactwo ślepemu samotnikowi“ mówił. Gdyż oślepł stary, zapewne od łez... I oddał wszystko z powrotem ludziom, których przedtem ograbił, a przy zgonie resztę pieniędzy odesłał do banku do Irkucka, aby na wieczne czasy, płacono z nich podatek za lud jego. Takim został, gdy osierociał, chciwy niegdyś i okrutny bogacz Jona“ (Nam. uł., Tusaganel nasleg, 1891 r.).
Kärgän“ jakucka jest bardzo starożytną; jej historya i rozwój zostaje bezwarunkowo w ścisłym związku z hodowlą bydła rogatego, które zwie się „bydłem kobiecem“ w odróżnieniu od koni, nazywanych „bydłem męzkiem“. Dla hodowli bydła rogatego potrzebne kobiety“ (Bajagan. uł., 1886 r.). Bydło rogate wciąż koło domu, kobieta i dziecko mogą je dojrzeć“ (Nam. uł., 1888 r.).
Jakuci mężczyźni nie wstydzą się doić kobył, ale nie chcą doić krów.
W rozdziale „Gospodarcze podstawy bytu“ wykazałem pewną sprzeczność w potrzebach koni i bydła rogatego. Tabuny pierwszych wymagają szybkiej i częstej zmiany miejsca pobytu, wybornych rozległych pastwisk, tłumnej, ruchliwej, wyszkolonej oraz zgodnej obsługi. Bydło rogate zadawalnia się gorszymi wypasami, posiada małą ruchliwość, a w zimie potrzebuje siana, obór i wodopojów. Zato zwiększa niezależność jednostek, pozwala grupować się ludności w mniejsze gromadki, dostarcza im wybornych konserw, które umożliwiają bardziej równomierny rozkład pożywienia i uczy w ten sposób pasterzy wstrzemięźliwości i przewidywania. Pasterstwo koni jest bardziej zbliżone do myśliwstwa; hodowla bydła prowadzi niezbędnie ku rolnictwu. Jeszcze jeden rys drobny ale ciekawy; konie półdzikie nie chcą poić się na łąkach, gdzie przedtem niedawno pasły się krowy, nie mają tam co jeść i nie znoszą zapachu rogatego bydła. Siana, na którem leżała krowa, koń jakucki nawet głodny jeść nie będzie. Tymczasem bydło rogate pasie się doskonale na łąkach już porzuconych, wyjedzonych przez konie i je nietylko podściółkę końską, ale często kał koński.
Możemy przypuścić, że polowanie na te dwa tak odmienne gatunki zwierząt, zróżniczkowało hordy myśliwców pierwotnie na podstawie odpowiednich zdolności i upodobań; następnie hodowla i oswojenie zwierząt stworzyły odrębne ustroje społeczne i, być może, nawet — odłamy rasowe. Jakuci byli przedewszystkiem pasterzami koni, czego ślady zostały w ich języku, podaniach, wierzeniach i upodobaniach. Z czasem przyswoili sobie bydło rogate domowe, które stanowiło nieznaczny dodatek przy tabunach koni. Być może, iż chęć posiadania tego cennego bydła, wymagającego obcej jakutom umiejętności, pociągnęła za sobą porywanie, wraz z bydłem i kobiet z obcego plemienia i dała tym sposobem początek rodzinie jakuckiej. Ztąd ukryty antagonizm wychowanego na tabunach końskich rodu (usa) z rodziną (kärgän), wyrosłą na hodowli bydła rogatego.







  1. Ie—matka, us—ród.
  2. Bothlingk, str. 55.
  3. Czacharami zwą w Chinach pastuchów stad bogdyhańskich. Są to plemiona pograniczne, koczujące niedaleko „Wielkiego Muru“ (Ritter „Azya“, tom 11. str. 24). Nazywają ich pogranicznem wojskiem chińskiem. Potanin uważa ich za plemię odrębne. Być może, iż niema żadnego związku między „Czacharami“ mongolskimi i jakuckimi, lecz zwrócę uwagę, że i jedni i drudzy spełniają obowiązki pastuchów.
  4. Kupił ją, zmarły obecnie, lekarz Wierchojański Łabutz.
  5. Chudjakow, ibid. str. 2.
  6. Rodzina Slepcowych na Andyłachu (1883 r.) i rodzina Syrowiatnikówych w uł. Bajagantaj (1887 r.).
  7. Jako przykład przytaczam podział majątku bogatego jąkata Namskiege ułasa Jana Slepcowa. Stary, gdy oddzielał najstarszego syna Szymona, miał 150 szt. bydła. Szymon dostał 40 szt. W kilka lat potem oddzielił majątek Mikołajowi, przedtem jednak ożenił go bogato i dał duży wykup za synową. Mikołaj dostał 30 szt. bydła. Najmłodszy Andrzej dostał 40 szt. Stary najbardziej kochał tego syna i pomagał mu wciąż, płacił za niego długi, ratował w potrzebie. Andrzejowi nie wiodło się, żony mu umierały, bydło zdychało. Po oddzieleniu synów wziął stary Jan do siebie wnuka, syna Szymona, Pawła. Ożenił go i dał mu 60 szt. bydła. Następnie wziął drugiego wnuka, syna Mikołaja. Wychował go, ożenił, ale działu nie zdążył dać przed śmiercią. Zostało majątku 150 szt. bydła, grunta, pieniądze i całe zasobne gospodarstwo. Bydło podzielili spadkobiercy w następujący sposób: 20 sztuk wzięła macocha dorosłych synów, druga żona starego, która tyleż wniosła w swoim czasie posagu. 10 sztuk dostała małoletnia córka, z warunkiem, że matka odda ją na wychowanie wraz z bydłem Andrzejowi. 20 sztuk dostała druga córeczka, która została u wdowy. 10 szt. wziął Szymon; 7 szt. Mikołaj, 15 szt. Andrzej; 10 szt. Paweł (wnuk); 30 sztuk—Mikołaj (wnuk nie wydzielony). Reszta bydła poszła na pogrzeb, na podarunki władzom rodowym oraz dalekim krewnym. Dom, grunta i pozostały ruchomy oraz nieruchomy majątek podzielili zgodnie spadkobiercy, względnie do swych potrzeb i majątku (Nam. uł., 1890 r.).
  8. Nasze dożywocia, starkowizny i wymowy; patrz „Wisła“ T. XIV, zeszyt 3 „Dożywocie“ Wacława Makowskiego.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Sieroszewski.