Ad astra/XXXIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ad astra |
Podtytuł | Dwugłos |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1904 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Rozwija się we mnie wraz z upływającymi dniami długa wstęga rozmyślań i wzruszeń.
Duma moja, ta nierozłączna towarzyszka mych lat minionych, zjawia się przede mną, a ja, rzucam jej w oblicze uśmiech ironiczny i zapytuję: kędyżeś była wtedy, gdy wśród zamarzłych olbrzymów alpejskich ogarniały mię mdłości śmiertelnej niemocy? Jestżeś ty siłą, skoro popadłem z śmiertelną niemoc? Jestżeś źródłem życia, skoro, pomimo posiadania ciebie, ratunku od życia szedłem szukać u śmierci?
I na ustach czuję uśmiech piekący, z jakim człowiek spogląda na to, co zdawało mu się być wszystkiem, a okazało się niczem...
Wymowne i przekonywujące są blade usta śmierci, ujrzanej z blizka.
I jeszcze jedno. Jakimikolwiek byłyby początki cnoty i sposoby, którymi powstawała i rozwijała się w ludzkości, jest ona piękną i obudza dla siebie miłość; jest dobroczynną, dlatego, że obudza miłość. Miłość i uwielbienie. Nie zapytam cię, czy uwielbienie może być radością, bo ją w sobie czuję, ale powiem, żem odkrył w niem rzecz dla siebie niespodziewaną: wiarę. Uwierzyłem w piękność i dobroczynność cnoty, gdy anielski dech jej dotknął mego usychającego serca.
Tu zapytuję u mądrości swojej: jakieżeś miała oczy: zagasłe czy zbytnio w dal zapatrzone, skoro musiałem dotknąć, aby uwierzyć? a ona mówi, że oczy jej były w świat cały wpatrzone, lecz nie widziały lub ślepły, trafiając na pustkowia.
Mądrość, tułająca się po pustkowiach duszy, w ciemności ślepnie, tak, jak człowiek, który wyodrębnia się z pośród wspólników swej natury i doli, cierpi od suchej pustyni.
Tyle na dziś o rozmyślaniach. Dotknąłem tylko punktów głównych, które obmontują dochodzenia trudne, zawikłane, podobne do subtelnej przędzy jedwabnikowej. Przędzy tej sam jeszcze nie rozplątałem aż do końca, lecz nie waham się ani wstydzę pokazywać jej tobie, któraś pierwsza rozpostarła we mnie mgławice nowego tworzywa.