Ad astra/XXXII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Ad astra |
Podtytuł | Dwugłos |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1904 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
Wołanie twoje, Seweryno, doszło mię na progach królestwa śmierci i wielkim musiał być czar głosu, który przezwyciężył śmierć. Ogromną musi być nad człowiekiem potęga serca, skoro wzmocnione jego bicie wlewa ciepło w sztywniejące członki i żądzą życia owiewa zamierający mózg.
Ta potęga pobudziła mózg mój do wyszukiwania dróg ratunku, a gdym na nich stawił niepewne jeszcze stopy, z pomocą przybył mi ojciec mój.
Z nim również stała się rzecz niespodziewana. Zmienionym ujrzałem go do niepoznania, niemal naiwnym w strwożonej dla mnie czułości i po raz pierwszy, z za osłon jego zwykłych zatrudnień, jego charakteru i jego sposobu życia, błysnął mi przed oczyma dyament jego serca. Wiedziałem i przed tem, że mię kocha, lecz w owym dopiero momencie uczułem się kochanym i świadomość moją, do reszty wskrzeszoną, przebiła strzałą myśl, że wiedzieć — to przyozdabiać i oświecać życie, ale żyć — to czuć.
Myślałem potem, gdy przez okna alpejskiego szaletu, ku otoczonemu bezpieczeństwem i ciszą, noc zaglądała gwiaździstem niebem, że z baśni twej, kuzynko, wychyla się niejednokrotnie oblicze prawdy, i że w brzmieniach twej harfy są nuty zbawienia.
Już nazajutrz, pomimo śmiertelnych utrudzeń, powracałem.
Przyrzekłaś powrót fali, która umknęła, i zmartwychwstanie postaci kochanej, która złączyła się z orszakiem przeminionych cieni.
W górskim szalecie, oczyma bezsennemi błądząc po gwiaździstem niebie, i w długiej drodze wzrok niecierpliwy nurzając w jesiennych deszczach, myślałem o tobie...
A teraz, pełen jestem zdumienia, które myśli, uczuciom i mowie zaledwie szeptać pozwalają.
Więc ta fala, ta postać...
Więc ona była z tobą, przy tobie! byłyście tam razem, wówczas, gdy moc dla mnie samego tajemna...
Głucho i niezrozumiale pracowała we mnie zapoznana moc serca i coraz więcej uświadamiała się w rozmowie z tobą. Zaprowadziła mię ta moc odpychana na progi królestwa śmierci i odwołała z nich ku życiu.
W żalu moim zakrwawiła się była zrazu czerwona kropla gniewu, lecz gdy szereg godzin rozdzielił mnie z chwilą poznania omyłki, spostrzegać zaczynam błądzące przede mną jakieś iskry brylantowe.
Domyślam się, odgaduję i nie wiem, czy brylantowe iskry tryskają z przenikniętej do reszty wielkości twego ducha, czy z ujrzanej znowu tej twarzy dziewczęcej, na której tak bardzo wyraźne piętno złożyły przebyte cierpienia.
Pozwól, abym dziś nie mówił dłużej...