Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Łukasz Gołębiowski
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Łukasz Gołębiowski |
Pochodzenie | Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX |
Wydawca | Marya Chełmońska |
Data wyd. | 1901 |
Druk | P. Laskauer i W. Babicki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom pierwszy |
Indeks stron |
Jest na Podlasiu tykocińskiem wieś Gołębie, zamieszkała wyłącznie przez zagrodową szlachtę, odwieczne gniazdo Gołębiowskich. Ze stron też powyższych dziad Łukasza Jan Gołębiowski, szlachcic herbu Gozdawa przeniósł się na Litwę za czasów saskich i służył tam wojskowo, jako towarzysz pancernego znaku. Syn jego Józef pozostawał od lat młodych w obowiązku u Franciszka ks. Druckiego Lubeckiego, marszałka pińskiego, potem trzymał dzierżawę. Z licznego potomstwa został mu tylko syn Łukasz i dwie córki. «Urodziłem się w Pohoście o 6 mil od Pińska, d. 13 października 1773 r. — powiada o sobie Łukasz. — Ojciec nauczył mnie czytać po polsku, po rusku i po łacinie. W Nowym Dworze czytywałem przed księdzem Gołębiowskim, bazylianinem z śliczną białą brodą. Księżna czytywać mi kazała, kiedy w poobiednich godzinach z p. Wiśniewską, rezydentką, drezlowały złoto, Małym lektorem swoim mnie nazywała, tłómaczyła gdym czego nie rozumiał. Dozwolono mi było należeć do społeczeństwa młodych księżniczek, co miało zapewne wpływ na moje ukształcenie. Radość była, gdy wuj, namiestnik brygady petyhorskiej przyjechał. Kształcił mnie na żołnierza i gniewał się, że we mnie rycerskiego ducha nie widział. «Z ciebie nic nie będzie, — mówił — prędzej to ksiądz, niż żołnierz.»
«Nadeszły lata nauki; sprowadzono z Warmii Oppela, któremu powierzono młodego księcia Onufrego i mnie — powiada Łukasz — uczyć kazano. Jakoż nauczyłem się po niemiecku mówić i pisać poprawnie, początków geografii i czterech działań arytmetycznych, Moralną część wychowania całkiem winienem rodzicom, Cnotliwi, patryarchalnie żyjąc oboje, wielce nad tem czuwali, Rozwinięcie zdrowego rozsądku i ukształcenie serca głównym było ich celem, Nauka da ci sposób do życia, — mawiali — ale bez cnoty, religii, zdrowego rozsądku cóż pomoże nauka? Zalecając nam ustawicznie miłość ludzką i bojaźń boską, mieli baczność na każdy czyn, każde słowo. Poszanowanie dla starszych, litość dla biednych, wszelką prawość i staropolską uczciwość wpajać usiłowano. Nie znaliśmy kłamstwa, obłudy, wybiegów, dowcipkowania i przedrzeźniania. Oddano mię potem razem z księciem Onufrym do pijarów w Dąbrowicy, o mil 18 od Pohostu odległej.»
Dalej Gołębiowski opisuje, jak po ukończeniu szkół pijarskich oddany został tymczasowo przez rodziców do księdza Leszczyńskiego, opata w Leszczu, na nauczyciela jego synowców z pensyą roczną złp. 100. Ksiądz światły posiadał języki, miał książki, ale po kilku tygodniach przyjechała matka do Łukasza z wiadomością, że jego kolega Feliński napisał z Warszawy, aby państwo Gołębiowscy wysłali zaraz tam syna do komisarza skarbu Tadeusza Czackiego. Dopiero atoli w półtora roku potem Tadeusz Czacki dał Łukaszowi u siebie miejsce, powierzając mu tworzącą się świeżo w Porycku bibliotekę i przeznaczając 6 dukatów pensyi miesięcznej. Gdy źle szła wojna 1792 roku i wojska posuwały się ku Warszawie, Czacki polecił Gołębiowskiemu i Denisce bibliotekę upakować i przewieźć z Porycka do Szczekocin, do starościny wolbromskiej. «Z Czackim odbywałem drogi dla interesów i po klasztorach dla książek; byliśmy na Łysej górze, w Częstochowie, u wód w Bardyjowie i dla widzenia się z Ignacym Morsztynem do Wrocławia jeździłem. Dnia 24 marca 1794 r. oświadczyłem Czackiemu, że idę do wojska i zaciągnąłem się do pułku królowej Jadwigi Wodzickiego. Przykomenderowany do kancelaryi Naczelnika, pracowałem zaraz większą część nocy, a nazajutrz do bitwy stanąłem w szeregu. liałem względy Naczelnika, Ignacego Potockiego, nawet Kołłątaja; lubili mnie: Linowski, Biegański, Fiszer, zostający na czele kancelaryi. Towarzystwo nasze składali: Ślaski, Krzycki, Kropiński, Kamiński, Górski, Amira. Bywały i śpiewki i śmiechy. Najzdrowszy byłem i najszczęśliwszy to był rok życia mojego. Dziś jeszcze widzę piękność obozu pod Igołomią, pod Połańcem.»
Po opisie wojny r. 1794 Gołębiowski mówi dalej o Czackim, że zajęła go biblioteka, do której przybyły z daru Stanisława Augusta akta z jego panowania i wszelkie królewskie rękopisy, Działyński darował Czackiemu archiwum urzędowe po Szembeku, kanclerzu z czasów Augusta II. Były i inne zdobycze prawe i nieprawe, a trzeba było to wszystko w ład przywieść. Przestał więc Gołębiowski towarzyszyć Czackiemu w podróżach po kraju, a wziął się do rozległej pracy opisania i skatalogowania archiwum i biblioteki. Biblioteka Czackiego, powiada Gołębiowski, powstała siłą woli i zamiłowaniem wielkiego człowieka. W r. 1792 Czacki nie miał więcej niż tysiąc książek i kilkadziesiąt rękopisów. Gdy wybuchła wówczas wojna, kazał je przewieźć w Krakowskie i złożyć w klasztorze przyrowskim, po ustaniu wojny — w Szczekocinach, a r. 1795 z powrotem do Porycka. Dzieł drukowanych polskich lub o rzeczach ojczystych zgromadził Czacki 8,508, w językach obcych 3 do 4 tysięcy. Foliałów czyli plik z rękopisami znajdowało się w bibliotece poryckiej 1,558, które razem obejmowały w sobie 146,758 dokumentów oddzielnych, Gołębiowski ułożył i opisał to wielkie archiwum w ten sposób, że przy każdym foliale była treść jego zawartości i szczegółowe notaty o wiadomościach historycznych porządkiem stronnic, co razem wzięte wynosiło 1,212 arkuszy zapisanych bitym charakterem. Utrzymywał przytem kasę Czackiego, całą rachunkowość, wagę interesów i korespondencyę, a jakkolwiek miewał niekiedy pod ręką całe biuro, bo do 12 młodych pomocników, to jednak zdarzały się nieraz i wielkie przeszkody w pracy, np. w czasie wojen r. 1806 i 1809 cała biblioteka z archiwami była na wszelki wypadek upakowana, a nawet w r. 1813 podczas jednej nocy przewieziona do klasztoru bernardynów w Sokalu. Oddzielnie od własnej poryckiej założył Czacki bibliotekę dla liceum w Krzemieńcu. do której zakupił r. 1804 bibliotekę po Stanisławie. Auguście z 15,580 ksiąg złożoną i gabinet numizmatyczny, razem za 7,500 dukatów.
Rodzice Łukasza trzymali dzierżawą Łóbcze, później folwark Perechreście, a gdy ojciec umarł, matka przeniosła się do Porycka. gdzie wkrótce Bogu ducha oddała. O sobie powiada Gołębiowski, że w 30-ym roku życia poznał 15-letnią Józię Popławską w Teofipolu, córkę niebogatych, ale poczciwych rodziców, ładną, żywą, zajmującą, łatwą w rozmowie towarzyskiej, zawsze zatrudnioną. Zabawiwszy dni kilka w domu Popławskich, powrócił do Porycka i napisał zaraz list z oświadczynami do rodziców i do panny, na który otrzymał pomyślną odpowiedź. Ze względu na obowiązki pana Łukasza, nie pozwalające mu wydalać się często i na dłużej z Porycka, zezwolono na rychły ślub, który odbył się 26 czerwca 1803 r. «Wesoły był wówczas Poryck — pisze Gołębiowski — i można było zrobić wybór co do towarzystwa. Nasz domek był w ładnem położeniu, obok wielkiego ogrodu, z widokiem na jezioro i przyległe laski. Dał nam Bóg dziatki. Czułą, rozsądną i troskliwą była matka, pielęgnowała je zawsze sama w dzieciństwie i umiała prowadzić w dalszych latach, zaszczepiając pierwsze zasady uczuć prawych, szlachetnych i pobożności. Gdy ją dzieci obsiadły wkoło i wynurzały jej pierwsze swe myśli i uczucia, czuła się wówczas najszczęśliwszą. W każdym dniu, w każdej chwili pragnąłem okazać jej moje przywiązanie. Pierwszy owoc z ogrodu, kwiat pierwszy był dla niej. Przygody znosić umiała, w religii szukając pociechy, straty majątkowe ofiarowywała Bogu, mnie dodawała siły, przebaczała wady moje, bo któż od nich wolny? Kiedy ręka moja stała się drżącą, ona była sekretarzem moim i w literackich dopomagała pracach. Dbała o mnie zawsze ze słodyczą i łagodnością od pierwszej połączenia się chwili do ostatniej, w zdrowiu i chorobie. Z jej serca, z jej dłoni pochodziła szczęśliwość nasza.»
«Smuciło mnie, że Czaccy brnęli w długi, lecz gdy okazywałem to przy corocznym bilansie, chwilowe tylko robiłem wrażenie. Jednakże coraz bardziej gryziony tym stanem rzeczy, umarł Czacki, niedługo potem i syn jego cnotliwy, szlachetny Józef. Pani Czacka majątek oddała pod eksdywizyę. Pozostawałem jeszcze lat pięć, jako nieodbicie potrzebny do przeprowadzenia likwidacyi, która poszła snadnie. Prace rękopiśmienne Czackiego podług jego woli pani Czacka mnie oddała. Ułożyłem się z księdzem Osińskim i mieliśmy zaraz nową edycyę rozpocząć, kiedy świeża pamięć i cześć dla Czackiego zapewniała odbyt i zysk ogromny. Przybył Plater, wielkie marzył projekty; pani Czacka, nie zapytawszy się mnie nawet, pozwoliła mu zabrać rękopisy. Wlókł długo, nic nie zrobił, po kilkunastu leciech zaledwiem odzyskał rękopisy i zwrócił je nalegającej o to pani Czackiej.»
Biblioteka i archiwum po Tadeuszu Czackim nabyte zostały przez książąt Czartoryskich za sumę 11,000 dukatów i przewiezione z Porycka do Puław w r. 1819. Z nabyciem biblioteki poryckiej, książę Adam zapragnął mieć zwierzchnikiem swych zbiorów naukowych Gołębiowskiego, który też przybył na to stanowisko do Puław d. 21 sierpnia 1818 r. Puławski zbiór rękopisów i dzieł polskich w porównaniu z poryckim był szczupły. Gołębiowski umieścił wszystko w ogromnym skarbcu, który ubrał portretami sławnych mężów, Powstała tym sposobem przepyszna biblioteka, najbogatsza w kraju w rzeczy ojczyste, licząca w r. 1824 około 2,200 woluminów z rękopisami, 16,815 dzieł polskich (tomów znacznie więcej) i 22,110 dzieł obcych. «Uporządkowałem — powiada Gołębiowski — bibliotekę puławską podług metody biblioteki wiedeńskiej, rejestr chronologiczny i abecadłowy w 6-ciu tomach in folio własną ręką skreśliłem, tak że w niej dziecko trafić mogło do ładu i na zapytanie księcia, szperającego po bibliotekach paryskich, czy mamy to lub owo dzieło, mogłem dać niezwłoczną odpowiedź. Pojechałem do Królewca i za zezwoleniem króla pruskiego umówiłem kopie z sekretnego archiwum krzyżaków, a ze źródła tego przychodziły nam stosy rzeczy nieznanych dotąd, wyświecających historyę naszą. Opisałem historyczne pamiątki w «Sybilli,» podałem wiadomości główniejsze z historyi polskiej do «Pielgrzyma» (czasopismo wychodzące w Puławach); gdy książę Adam zamyślał napisać dzieje Litwy, wcześnie sposobiłem do tego materyały, radziłem wydawanie pamiętników. Prosił kto i zezwolenie księcia otrzymał, natychmiast miał ode mnie, czego pragnął. Często bywaliśmy na objedzie u księżnej matki, u jej syna, czasem oni u nas, dziecko trzymali nam do chrztu. Nie były już Puławy tak świetne, jak niegdyś, ale dla nas zawsze przyjemne, choć nieco kosztowne pomimo znakomitej pensyi.»
Gołębiowski, mianowany czynnym członkiem «Towarzystwa do ksiąg elementarnych, musiał przenieść się w r. 1823 do Warszawy, gdzie wydział jego w pomienionem towarzystwie obszerniejszym był o wiele niż innych, bo obejmował historię i literaturę. Napisał wówczas Wiadomość z historyi polskiej dla instytutów żeńskich, przyjętą za dziełko elementarne. W r. 1818 mianowany członkiem czynnym Towarzystwa przyjaciół nauk, po sprowadzeniu się do Warszawy, został jego sekretarzem, mianowany także bibliotekarzem publicznym z obowiązkiem wykładu bibliografii w uniwersytecie Aleksandryjskim. W owej to epoce nastąpiło wydanie drukiem większej części prac naukowych Łukasza Gołębiowskiego, w których kierunku historyczno-starożytniczo-obyczajowym głęboko był zamiłowany i największe w ówczesnem piśmiennictwie polskiem położył zasługi. Najprzód więc w r. 1826 wydane zostało Opisanie historyczno-statystyczne miasta Warszawy z planem i sześciu widokami. W tymże czasie wyszła także w Warszawie praca Gołębiowskiego O dziejopisach polskich, ich duchu, zaletach i wadach i opis Warszawy w Nowym kalendarzyku politycznym warszawskim na r. 1826. W r. 1827 wyszła wzmiankowana powyżej «Wiadomość z historyi polskiej dla pensyj i szkół płci żeńskiej» z 4-ma mapkami, oraz drugie wydanie — «Opisania historycz. stat. m. Warszawy,» znacznie pomnożone i rozszerzone. W r. 1830 wydane zostały 4 dzieła Gołębiowskiego: 1) Domy i dwory, 2) Gry i zabawy różnych stanów w kraju całym, 3) Lud polski, jego zwyczaje, zabobony i 4) Ubiory w Polsce, od najdawniejszych czasów aż do chwil obecnych, sposobem dykcyonarza ułożone i opisane, wreszcie Zbiór medalów Aleksandra hr. Chodkiewicza. W roku 1841-ym wyszedł Gabinet medalów polskich, oraz tych, które się dziejów polskich tyczą (od roku 1697 do 1763) tom 3-ci. W r. 1843 wyszedł w Poznaniu nakładem Edwarda Raczyńskiego tom 4-ty tegoż dzieła, obejmujący czasy Stanisława Augusta, a w r, 1845 wyszły 2 tomy, przedstawiające medale polskie najdawniejsze (od r. 1513 do 1696). Nakoniec w latach 1846—1848 wyszły trzy-tomowe Dzieje Polski za Władysława Jagiełły, Władysława Warneńczyka, Kazimierza, Jana Olbrachta i Aleksandra. W ułożonym przez samego Gołębiowskiego rękopiśmiennym spisie prac jego wszystkich drukowanych lub niewydanych i tłómaczonych, znajdujemy ogółem tytułów ich 56, a w tej liczbie 1) Pamiątki dawne języka polskiego, wydane przez Wacława Maciejowskiego. 2) Dzieje wojskowości polskiej, 3) O pracach Chodakowskiego, 4) Opisanie województwa Krakowskiego, w kalendarzyku politycznym, 5) Opisanie województwa Płockicgo, tamże, 6) Noty i wstępy do zbioru pisarzy polskich i t. d.
Widzimy z tego, że Gołębiowski należał do najpracowitszych uczonych polskich swego wieku. Jakoż powiada w swoim pamiętniku, że strawiwszy 28 lat na pracy w domu Czackich, 5 lat w Puławach i 10 lat na służbie publicznej w Warszawie, stargane mając już siły, na starość musiał się rzucić do gospodarstwa wiejskiego, «Kiedy się kłopoczemy, co z sobą począć, odbieramy list od pani G., że w Hrubieszowskiem trafia się do nabycia kolonia z wygodnym domkiem, ogrodem, inwentarzem. Pojechała żona z pełnomocnictwem, zawarła przed notaryuszem kontrakt, mocą którego pan L. odstąpił nam posiadłość swoją Kaźmirówka zwaną, na gruntach Dziekanowa, wsi, należącej do Towarzystwa rolniczego, założonego przez Staszyca. Nabywszy po Woroniczu pozostały wygodny powóz, pożegnawszy ze łzami przyjaciół, d. 2 maja 1833 r. wyjechaliśmy z Warszawy, Miłe to ustronie Kaźmirówka — pisze dalej Gołębiowski, zostawszy, tak jak byli jego dziadowie na Podlasiu a rodzice na Wołyniu, ziemianinem hrubieszowskim. Kwitnące drzewa ogrodu i lasu wyziewają woń miłą, tysiące słowików zdaje się witać nowoprzybyłych. O, jak nam tu błogo! jak nam tu dobrze! Śmiało teraz mogę powiedzieć z Karpińskim: «Otóż mój dom ubogi.» Obliczając rozchód, kłopocze się dobra żona, jak tu można będzie podołać wydatkom kuchennym, póki zbiór zboża nie dozwoli opatrzyć we wszystko śpiżami. Wtém zaszczekał i posunął się Tyran, poskoczyły dzieci i «Ktoś jedzie!» za wołały. To jakieś fury, to nie do nas, mówiła przyzywając je matka. Jesteśmy z Gródka — odpowiada idący na czele, podając kartę: krupy, mąka, kurczęta i różne rzeczy na nowe gospodarstwo dla jejmości i dla jegomości od państwa G. Oddając bilet, powiedziałem: A to śpiżarnia, jak u ojców jezuitów, którym tylko ptasiego brakowało mleka. Jużem teraz spokojna, — mówi żona — wystarczy do nowego dla nas i dla czeladki. Ja schorzały, bezsilny w Warszawie, tu wpływem czystego powietrza wzmocniony, prowadzony to przez żonę, to przez syna, ośmielam się dalej posuwać kroki, żebym widział moje żyto, pszenicę, jare zboża, cieszył się ich wschodzeniem lub wzrostem.»
W sierpniu r. 1844 Gołębiowski stracił ukochana żonę, zmarłą na zapalenie płuc. «Od śmierci matki ojciec stracił swobodę myśli, — — pisze syn jego Seweryn — pochylił się, jakby mu 10 lat życia przybyło, z każdym dniem widocznie opadał na siłach, na piersi padła mu ciężkość, zachował jednak przytomność umysłu. Ostatni dzień swojego życia przesiedział ubrany, przeczytał kilkadziesiąt stronnic przysłanej w tym dniu książki; wcześniej, niż zwykle, zanieśliśmy go do łóżka. Po północy przestraszyło nas granie w piersiach chorego. Wkońcu granie ucichło, lżej odetchnął i skonał nad ranem 7 stycznia 1849 r. Ciało jego złożyliśmy obok matki w Gródku nadbużnym.»
Uczony nasz zostawił kilku synów. Z tych Seweryn był zdolnym pisarzem historycznym, ale śmierć zabrała go zbyt wcześnie nauce i krajowi (ur. 1820 † 1854). Starszy Ludwik wyemigrował za granicę, gdzie przy pomocy ks. Czartoryskich wykształcił się w Paryżu na biegłego inżyniera i, powróciwszy do Warszawy, zajmował do swego zgonu posadę rządową, znany z wykształcenia i zamiłowania w zbieraniu porcelan i dzieł sztuki, a przytem jako człowiek niepospolitej prawości charakteru i ujmującej słodyczy w obcowaniu towarzyskiem. Piszący to, gdy był młodym, znał go, już jako prawie starca, ale zawdzięcza mu najmilsze wieczory, podczas których słuchał zajmujących i nader ciekawych jego opowiadań, czerpanych z tradycyj poryckich, puławskich, uniwersytetu Aleksandryjskiego i Towarzystwa przyjaciół nauk. Gdy mówił raz o swej anielskiej, przez ojca i dzieci ubóstwianej matce, łza zabłysła w jego zamglonej źrenicy i skończył opowiadanie słowami: «Nie mówiła po francusku, ale nauczyła nas kochać Boga, prawdę, bliźnich, kraj, pracę i żyć z ludźmi.»