Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Jenerał Dezydery Chłapowski
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Jenerał Dezydery Chłapowski |
Pochodzenie | Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX |
Wydawca | Marya Chełmońska |
Data wyd. | 1901 |
Druk | P. Laskauer i W. Babicki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom pierwszy |
Indeks stron |
Dnia 23 maja r. 1788, w dziedzicznej wsi Turwi w Wielkopolsce, panu staroście kościańskiemu, ożenionemu z Urszulą z Moszczeńskich wojewodzianką inowrocławską, przybył syn Dezydery. Matka odumarła dziecko wcześnie. Dezydery posłany do szkół pijarskich w Rydzynie, celował szczególnie w matematyce i do żołnierki okazywał chęć nieposkromioną. Bacząc na to, ojciec umieścił 14-letniego chłopca w pułku dragonów imienia jenerała Bruesewitza, którego kilka szwadronów stało załogą w Kościanie i Szmiglu, a zarazem wyrobił mu, że mógł jako kadet pułkowy uczyć się w Berlińskiej Akademii artyleryi.
W początkach r. 1806, mobilizowano armię pruską. Jenerał Bruesewitz zapytał starostę kościańskiego, czy chce, by syn jego ruszył w pole. Ojciec przewidując wojnę z Francyą, zażądał, by syna wykreślono z pułku. Dezydery pozostał jednak w Akademii aż do wejścia Francuzów, których skoro zoczył, siadł na konia i cwałem popędził do Poznania, gdzie nic jeszcze nie wiedziano o bitwie pod Jeną i gdzie on pierwszy przywiózł ziomkom wiadomość, iż Francuzi są już w Berlinie. Napoleon przyjmując tam (19 listopada) uroczyście deputacyę polską, rzucił jej słowa wielkich nadziei, jeśli wystawią Polacy trzydzieści do czterdziestu tysięcy żołnierza. Ogłoszono więc pospolite ruszenie i każdy siadał na koń a do Poznania zjechał jenerał Dąbrowski i rozpoczął niezwłocznie formacyę dwóch pułków jazdy i czterech piechoty. Ponieważ cesarz Francuzów miał przybyć do Poznania, Dąbrowski, utworzył przeto ze stu synów obywatelskich gwardyę honorową, do której wstąpił Chłapowski i w której uczył musztry swoich kolegów. Cesarz trzy dni przepędził w Poznaniu, codziennie objeżdżając okolice, otoczony świtą swoich oficerów i gwardyą honorową, wśród której zauważył komenderującego nią młodziutkiego Chłapowskiego. Zdziwiony przytomnością jego umysłu i odpowiedziami, kazał mu raz pozostać we trzech z marszałkiem Berthier u siebie na obiedzie, a dzień ten stał się pamiętnym w życiu Dezyderego i wpłynął na całą jego przyszłość. Odjeżdżając do Warszawy, kazał Dąbrowskiemu mianować go porucznikiem a w pół roku później, po traktacie tylżyckim, dał z Paryża rozkaz, aby mu przysłano owego młodego Polaka do Francyi. Toczyła się wówczas wojna. Dąbrowski odjechał do swych pułków pod Gnieznem, zkąd ruszył do Tczewa.
Była to mała forteczka na drodze do Gdańska, którą należało zdobyć i tutaj to miał młody żołnierz pierwszą okazyę do wypróbowania się w ogniu. W kilka dni potem szef sztabu francuski przypiął Chłapowskiemu i trzynastu innym wstążeczkę legii honorowej, a jenerał Dąbrowski, ogłaszając ich nazwiska w rozkazie dziennym, nadmienił, że jeszcze żadna dywizja francuska nie otrzymała naraz tak wiele znaków zaszczytnych. Pod Gdańskiem dostał się młody porucznik do niewoli i wyprawiony został wśród dwustu jeńców do Rygi, ale gdy dnia 9 lipca r. 1807 stanął pokój w Tylży i jeńców z obu stron uwolniono, Chłapowski bezzwłocznie ruszył na Wilno do Warszawy, gdzie przedstawił się księciu Józefowi Poniatowskiemu i mianowany został kapitanem z krzyżem Virtuti militari za odbytą kampanię. Dąbrowski chciał go mieć swoim adjutantem, lecz Napoleon mianował go swoim oficerem służbowym i Chłapowski musiał ruszyć do Francyi.
Od przyjazdu do Paryża, życie Chłapowskiego — powiada Kalinka — przy Napoleonie, wplecione było w koło wielkich wypadków europejskich. Być przy boku takiego bohatera, co świat cały porywał za sobą, było to szczęście, którego wielu musiało mu zazdrościć. Czuł jednak młody kapitan znaczne niedostatki w swojej wiedzy wojskowej i gdy cesarz przyjąwszy go łaskawie w Fontainebleau, zapytał: do jakiej służby chce wstąpić, prosił, aby mógł pozostawać czas jakiś w paryskiej szkole politechnicznej, świeżo przez cesarza zreorganizowanej.
Jeszcze rok szkolny nie był się skończył, kiedy Napoleon kazał Chłapowskiemu przyjechać do Bajonny i wejść w obowiązki oficera służbowego. Oficerowie służbowi Napoleona byli rzeczywiście jego adjutantami, chociaż tej nazwy nie nosili. W czasie pokoju oficer taki miał lekkie zajęcie szambelańskie, ale w czasie kampanii była to służba najtwardsza i oficer, który w tej szkole przebył lat kilka, wychodził uzdolniony na wodza. W Bajonnie zdał Dezydery egzamin ze szkoły politechnicznej przed jenerałem Bertrandem, a że przewidywano wojnę z Hiszpanią, wziął się więc do nauki języka hiszpańskiego. Jakoż dnia 3 czerwca wieczorem, cesarz kazał mu jechać do Hiszpanii z depeszami do marszałków, którzy tam komenderowali. Kazał mu, aby nazajutrz o g. 4-ej z rana stanął w Wiktoryi z depeszą u jenerała Verdiera, ztamtąd żeby jechał bez zatrzymania do Bessiera w Burges i do Murata w Madrycie. Chłapowski zmieniając konie na pocztach i pędząc po dwie i pół mili na godzinę, ubiegł w ciągu pierwszej nocy dwadzieścia cztery mile. Nad ranem, wcześniej niż było naznaczone, stanął w Wiktoryi, o południu w Burges, a nazajutrz w Madrycie. Lecz skoro tam przybył, nogi mu tak popuchły, że się na nich utrzymać już nie mógł i poprowadzić go musiano do marszałka. Aby ściągnąć buty, musiano je poprzerzynać. Murat zatrzymał go w Madrycie przez kilka tygodni, poczem odprawił z powrotem do Bajonny, gdzie Chłapowski złożył raport z tego, co widział, nie ukrywając przed cesarzem, że gdy Hiszpanie dowiedzą się, iż przysyła im Józefa swego brata na króla, wybuchnie ogólne powstanie. Wypadki bardzo prędko dowiodły, że Chłapowski się nie mylił, a Napoleon musiał użyć niemal całej armii, aby chwiejący się tron brata ratować.
W ciągu lata (1808), Chłapowski pełnił służbę przy Napoleonie, gdy ten jeździł do Erfurtu dla widzenia się z Cesarzem Aleksandrem, poczem powrócił z nim znów do Bajonny a w dniu 8 listopada przejechał z wielkim wodzem granicę hiszpańską. W Hiszpanii był nieustannie na jego posługach, bądź dla porozumiewania się z dowódzcami korpusów, bądź w bitwach. Kilkakrotne odbywał podróże w najtrudniejszych warunkach, bo Hiszpanie nie mogąc podołać Francuzom w polu, prowadzili zaciętą wojnę podjazdową. I Chłapowskiemu nieraz się zdarzyło, że gdy przez góry i wąwozy jechał z rozkazami cesarza Francuzów, z poza krzaków padały strzały do niego wymierzone.
Dnia 15 stycznia 1809 r. w Walladolid, Napoleon kazał Chłapowskiemu jechać do Prymasa w Moguncyi, ztamtąd do króla westfalskiego w Kassel, dalej do króla saskiego w Dreznie, z Drezna do Warszawy. W Warszawie miał obie polecone przekonać się o duchu, jaki w Księstwie panuje, dowiedzieć się, co Austryacy robią w Galicyi i powrócić jak najśpieszniej do cesarza. Puścił się tedy jak zwykle konno w powyższą podróż niezwłocznie, która od granicy hiszpańskiej do Warszawy trwała dni i nocy dziewiętnaście. Przez Romana Sołtyka wywiedział się Chłapowski o siłach austryackich w Galicyi, od jenerała Kniaziewicza otrzymał wiele cennych informacyi, które okazały się Napoleonowi bardzo przydatne. Opuszczał Warszawę nie bez żalu, bo właśnie odbywać się tam miała uroczystość otwarcia pierwszego sejmu księstwa.
Niebawem nowa zaczęła się wojna z Austryą. Od 21 do 23 kwietnia r. 1809, przez trzy doby, armia francuska odbyła przeszło dwadzieścia mil marszu i stoczyła trzy bitwy zwycięzkie. Nieprzyjaciel zdziesiątkowany i zdemoralizowany zostawia otwartą drogę do Wiednia. Tak wielkie wysilenia cesarz szczególną chciał odznaczyć nagrodą. Davoustowi dał tytuł księcia d’Eckmühl. Oficerom każdego pułku kazał wybrać z pomiędzy siebie najwaleczniejszego, a gdy wybrani stanęli przed frontem, mianował każdego z nich dziedzicznym baronem z dotacyą dożywotnią 4,000 franków rocznie. Podobny zaszczyt i bardzo zasłużony dostał się Chłapowskiemu, wówczas kapitanowi liczącemu 21-sży rok życia. On to bowiem wysłany z ważnym rozkazem do marszałka Masseny, który niewiadomo gdzie się wśród gór znajdował, odszukał go w sześć godzin w okolicy Pfaffenhausen i na rozstawionych koniach dwugodzinnym galopem pomiędzy kręcącymi się oddziałami Austryaków, powrócił do Napoleona, co przyczyniło się do pierwszego zwycięztwa, podczas którego Chłapowski wożąc rozkazy cesarskie pod gradem kul, w nieustannym był ogniu. Po zwycięztwie Chłapowski wysłany do Davousta, w cztery godzin siedm mil upędził. Wśród najzaciętszej walki pod Wagram, gdy cesarz wysyłał Chłapowskiego z rozkazem i ten stojąc przed nim, powtarzał (jak to było zwyczajem) dane sobie rozkazy, trzymając kapelusz ponad głową, wtem kula działowa, w biegu swoim już słabnąca, wyrywa mu go z ręki. »Dobrze, żeś nie wyższy« — rzekł, śmiejąc się Napoleon. Chłapowski zaś najspokojniej, jakby nic nie zaszło, mówił dalej, co miał powiedzieć.
Po podpisaniu zawieszenia broni w dniu 12 lipca, Chłapowski wysłany był przez Napoleona do księcia Józefa Poniatowskiego, którego znalazł w Krakowie. Z Krakowa przez Wiedeń powrócił do Schönbrunn, gdzie zdał cesarzowi pierwszą relacyę o wojnie Polaków z Austryakami. Po zawartym pokoju z Austryą, posłał Napoleon Chłapowskiego z instrukcyą dla króla Józefa do Hiszpanii, gdzie wojna partyzancka wciąż się toczyła. Następnie Chłapowski wraz z innymi oficerami służbowymi cesarza został (w 22 roku życia) mianowany podpułkownikiem i przydzielony do gwardyi polskiej, szwoleżerów. W zimie z r. 1811 na 1812, gdy cesarz wraz z młodą małżonką objeżdżał Holandyę, Dezydery dowodził eskortą w tej podróży.
Kampanię r. 1812 odbył Chłapowski razem z pułkiem szwoleżerów, a że Napoleon w tej wojnie gwardye, do których ten pułk należał, bardzo oszczędzał, więc i pułk do żadnej większej akcyi nie był użyty. Po zniszczeniu tak olbrzymiej potęgi, jakiej dzieje jeszcze nie widziały, gdy książęta niemieccy ofiarowali Napoleonowi 2.000 koni na zremontowanie jego gwardyi, polecono Chłapowskiemu zreorganizowanie gwardyi konnej, do której wybrano 500 najlepszych ludzi z dywizyi Dąbrowskiego i gwardzistów litewskich Konopki, rozbitych pod Słonimem. W ten sposób podniesiono pułk szwoleżerów polskich do 10 szwadronów, a gdy Napoleon nadjechał do Paryża, wszystko już było gotowe. Czterem szwadronom kazał zaraz ruszyć z sobą, z których dwa oddał pod komendę Chłapowskiemu, dwa zaś Jerzmanowskiemu, ale Chłapowski jako starszy stopniem, nad wszystkimi dowodził. Po zwycięztwach Napoleona pod Lützen i Budyszynem w drodze do Görlitz dnia 23 maja (1813 r.) pod Reichenbach zaszła potyczka, w której Chłapowski na czele czterech szwadronów w pięciu szarżach wykonanych z szaloną odwagą rozbił i zmusił do ucieczki trzy pułki z kolei: dragonów, huzarów i kozaków i piechocie francuskiej otworzył wolną drogę. W ostatniej szarży pękł granat obok niego i odłamem ranił go w ramię. Pomimo osłabienia dotrwał na koniu do końca bitwy, po której okrytego chwałą, przybyli uściskać: dowódzca całego pułku jenerał W. Krasiński i francuscy jenerałowie gwardyi: Walter, Lefevbre, Le Tort i inni.
Chłapowski z ręką obłożoną bandażami szedł dalej razem z armią ku granicy Księztwa Warszawskiego, ale dowiedziawszy się, że cesarz Napoleon odstępuje ten kraj stronie przeciwnej, oświadczył Chłapowski Soultowi w Dreznie, że prosi o dymisyę. Cesarz, który lubił Chłapowskiego i ciągle się nim posługiwał, niemile tem był dotknięty. »Czy chcesz powrócić do ojca — rzekł udając, iż nie rozumie, o co Chłapowskiemu chodzi — tego nie możesz uczynić w tej chwili. Teraz zawrę pokój, ale mam nadzieję, że jeszcze raz zawitam szczęśliwiej do twego kraju.« I temi słowy go pożegnał, bez żadnej nagrody, bez żadnego uznania wielkich zasług, a d. 13 czerwca (1813 r.) polecił mu wydać żądaną dymisyę, ale w tym samym stopniu podpułkownika gwardyi, w którym Chłapowski służył już rok trzeci i odbył dwie wielkie kampanie. Razem z Chłapowskim zażądali uwolnienia kapitan Jordan i jenerał Chłopicki. Tegoż roku bitwa pod Lipskiem zwana »walką narodów,« w której znalazł śmierć książę Józef Poniatowski, położyła kres panowaniu Napoleona w środkowej Europie.
Z dymisyą otrzymaną z rąk Soulta, Chłapowski pojechał do Paryża, gdzie zamieszkawszy w domu przyjaciół swoich Caramanów, rozchorował się na zgniłą febrę, która kilka miesięcy przetrzymała go w łóżku. Przyszedłszy do zdrowia i nieprzyjąwszy ofiarowanego mu dowództwa pułku gwardyi konnej królewskiej we Francyi, Chłapowski w jesieni r. 1814 wyjechał do Anglii, gdzie poraz pierwszy mógł przypatrzyć się narodowi używającemu w całej pełni konstytucyjnego i ekonomicznego życia.
Gdy w r. 1815 powrócił Chłapowski do dziedzicznej Turwi, zastał ojca już znacznie pochylonego wiekiem, który się powtórnie ożenił. Życie nad stan starosty kościańskiego i wojny, przez które kraj przechodził, pociągnęły ruinę majątkową. Na dobrach Turwia i Rabin, oszacowanych na 1.200.000 złp. znajdowało się przeszło 1.000.000 złp. długów. Nic więc prawie nie pozostało Dezyderemu z majątku ojcowskiego. »Otwierała się przeto — powiada Kalinka — nowa przed Dezyderym epoka i nowa szkoła, jeżeli nie twardsza od tej, którą przebył, to wprost przeciwna rodzajowi życia, jakie dotąd prowadził. Przez chwilę zawahał się, czy nie byłoby lepiej porzucić ten fikcyjny majątek, szukać chleba i dalej w służbie wojskowej. Ale Chłapowskiemu żal było porzucać majątek ojcowski. Postanowił więc osiąść na wsi i oddać się pracy żelaznej, aby uratować szmat ziemi. Chłapowski jął się pracy całą duszą, postawiwszy sobie, jako najgłówniejsze zadanie obywatelskie względem kraju: oczyścić majątek z długów; odprawił więc służbę zbyteczną, w życiu codziennem zaprowadził ścisłą oszczędność, zaprzestał kosztownych festynów, a charakterystyczną zapowiedzią nowego porządku domowego było to, że tarczę herbową nad głównemi drzwiami pałacu uprzątnął, a w jej miejsce kazał wstawić duży zegar. Wyższy bowiem jego umysł, nie troszczył się wcale o to, że ludzie miałkich pojęć nazywali go dziwakiem i jakobinem.
Chłapowski na gospodarstwie jeszcze się nie znał, a przeczytawszy najlepsze dzieła rolnicze niemieckie, nabrał przekonania, że aby naukę agronomii zrozumieć, trzeba ją widzieć w praktyce. Gdy Thaer, który w Prusiech najwyższą był powagą gospodarczą, wyznał mu, że wszystkiego nauczył się od Anglików, Chłapowski wyjechał w lecie r. 1818 do Anglii i udał się tam do pana Cook, mieszkającego w hrabstwie Norfolk, mającego sławę niepospolitego agronoma. U niego to uczył się pułkownik napoleoński orać pługiem szkockim, doglądać chowu wszelkiego inwentarza, wstawał do dnia i nie wstydził się zabrudzić rąk i pracować zawzięcie razem z folwarczną czeladzią. Rozumny Anglik podziwiając dzielnego gentlemana polskiego, jego żądzę wiedzy i żelazną wytrwałość, namawiał go aby nie powracał do Polski. »Zostań tu z nami — mówił doń — tu się czego dorobisz, wśród Polaków zmarniejesz. Mili są oni i gościnni, ale nie umieją ani pracować, ani uczcić pracy. Ścisłości niema u was za grosz.« Chłapowski nie przeczył, że Polacy mają wielkie wady, ale dowodził, że mogą się z nich poprawić, że poprawiony Polak więcej wart od obcego, że on sam własną pracą i przykładem pragnie do poprawy ziomków swoich się przyczynić. Od Cook’a pojechał do Szkocyi i tam najdłużej zabawił. Tam dopiero, jak mówi, zrozumiał dokładnie płodozmian i wszystkie jego rodzaje wystudyował. Poznał także Akademię rolniczą w Edymburgu. Kupował pługi i maszyny, i maszynistę szkodzkiego przywiózł do Turwi, który się tam na Polaka przerobił.
Przebywszy półtora roku w Anglii i Szkocyi, z bogatym plonem doświadczenia i nauki, powrócił napoleoński wojownik na zagon ojczysty. Tu zaczęła się dla niego prawdziwie herkulesowa praca, będąca walką z naszym nieporządkiem, lenistwem, nawyknieniami. Tu zaczęło się nowe jego życie, o którem pięknie wyraził się Paweł Popiel w nekrologu (Czas, 1879 r.), »że było przez lat pięćdziesiąt wzorem i szkołą dla całego ziemiaństwa polskiego.« Żołnierzem pozostał całą duszą, nawet jako rolnik. »Rolnictwo i wojna — mawiał — mają do siebie coś podobnego«. Jak na wojnie, sam rozstawiał placówki i do każdej zajrzał wedety, tak i na wsi wszędzie był, wszystkiego sam doglądał. »Kiedy kto kocha swój kraj — mawiał — to nietylko o tem myśli, aby z niego ciągnąć zysk, ale i o tem, jak go w granicach swojej działalności i pracy podnieść, upiększyć, ozdobić, uszlachetnić.« I tak się stało w majątkach Chłapowskiego, a jak każdy muzułmanin przynajmniej raz w życiu do Mekki, tak każdy ziemianin polski powinien był odbyć do Turwi pielgrzymkę. W ciągu dziesięciolecia rozumnej i żelaznej pracy a oszczędnego życia, Chłapowski majątek z długów oczyścił i parę mil kwadratowych kraju rodzinnego, które zajmowały jego dobra, wzorowo zagospodarował i podniósł w trójnasób ich wartość i dochody. Polakom zarzucał w ogólności, że nie umieją kochać swego kraju, bo mało się uczą, mało czytają a wiele drogiego czasu marnotrawią lekkomyślnie na grę w karty i gadanie o rzeczach pustych. Gdy w r. 1823 przedsięwziętą została przez rząd pruski reforma zniesienia pańszczyzny, wszyscy reprezentanci szlachty wielkopolskiej za wpływem Chłapowskiego głosowali za tą reformą, a tylko miasta i gminy włościańskie były jej przeciwne. Chłapowski kochając szczerze lud wiejski, uszczęśliwiony był z reformy uczciwie przeprowadzonej, na której wiele dla przyszłości kraju budował. Nie sądząc, aby ziemianin mógł usuwać się od spraw publicznych, należał do sejmów prowincyonalnych Księztwa, w r. 1830 był wicemarszałkiem sejmowym i przez wiele lat zasiadał w radzie Towarzystwa kredytowego.
W grudniu r. 1830 przybył Chłapowski z Turwi do Warszawy. W kwietniu roku następnego, w kilku potyczkach zwycięzkich zabrał wielu jeńców, w maju wykonał dzielną szarżę pod Długosiodłem, po której z polecenia Skrzyneckiego nastąpiła wyprawa na Litwę, co tyle ciężkich krzyżów przyniosła Chłapowskiemu. Wyprawa szła z początku bardzo pomyślnie. Czynny, energiczny i przezorny wódz, utrzymywał wzorowy porządek, ostatni szukał spoczynku, pierwszy opuszczał twarde posłanie ze słomy, stał się też zaraz duszą i bożyszczem swego maleńkiego korpusu. Chłapowski zwyciężał większe od swego oddziały pod Bielskiem, Hajnowszczyzną, Lidą. W powyższych trzech bitwach zdobył trzy działa, 2.000 karabinów, wziął w niewolę 2.000 żołnierzy, to jest trzy razy więcej, niż miał ludzi pod sobą. Ale powodzenie wyprawy Chłapowskiego musiało ulegnąć zmianie od czasu, gdy otrzymał pod Żoślami rozkaz Giełguda, aby natychmiast przybywał do Kiejdan, dla obmyślenia dalszego sposobu działania. Od tej chwili Chłapowski utracił swoją samodzielność, bo jako jenerał najmłodszy musiał słuchać rozkazów jenerałów starszych, a mianowicie niedołężnego Giełguda, którego fatalne pomyłki dźwigał potem z rezygnacyą na opinii swojej aż do zgonu. W Kiejdanach ułożył Chłapowski znakomity plan ataku na Wilno, a gdy ten został aprobowany przez Giełguda i Dembińskiego, wyruszył ze swoim oddziałem pod to miasto. Tymczasem chwiejny Giełgud zmienił swoje zamiary i wyprawił część swego wojska w przeciwną stronę pod Połągę. Mówiono o Chłapowskim, że oczekując przez sześć dni na Giełguda pod Wilnem, z niecierpliwości i rozpaczy posiwiał. Gdy oficerowie Giełguda oburzeni jego postępowaniem domagali się od niego, aby oddał komendę Chłapowskiemu, dopiero wówczas wyruszył Giełgud pod Wilno. Ale już było zapóźno. Przez dziesięć dni opóźnienia się Giełguda załoga Wilna wzmocnioną została z 3.000 do 15.000 wojska, pozycya doskonale okopana i uzbrojona 60 działami. Zdobycie więc już było niemożliwem, a jednak Giełgud nie chcąc, aby w razie powodzenia, chwała spłynęła na Chłapowskiego, trzymał tego najdzielniejszego oficera w oddaleniu, na tyłach. W niepomyślnym ataku na Szawle, Giełgud, nie dał także Chłapowskiemu żadnego dowództwa. Wstrętne niedołęztwo rozkazów i działań Giełguda zmusiło Chłapowskiego do przejścia z kilkotysięcznym oddziałem przez granicę pruską i złożenia broni Prusakom. Aż do końca r. 1831 trzymali Prusacy Chłapowskiego z jego oddziałem w okolicach Kłajpedy, poczem kazano mu zdjąć mundur i wrócić do domu. Wrócił więc do Turwi, którą zastał pod sekwestrem. Rząd pruski zaproponował wówczas zamianę Turwi na znaczniejsze dobra królewskie w Brandeburgii, ale gdy Chłapowski słyszeć o tem nie chciał, skończyło się na zapłaceniu 22.000 talarów kary i odsiedzeniu półtora roku w twierdzy szczecińskiej, z której w ostatnich dniach r. 1833 pozwolono mu wrócić do Turwi, gdzie nowy i ostatni peryod swego życia rozpoczął. Podczas pobytu swego w fortecy szczecińskiej napisał właśnie słynną swoją książkę o Rolnictwie, która doczekała się wielu wydań, i niewątpliwie w r. 1833 była najlepszą książką rolniczą w języku polskim i w literaturach słowiańskich.
Dobry taktyk, ilekroć jedna broń wypadała mu z ręki, zaraz chwytał drugą; zsiadłszy z konia, brał się do pługa i tym orężem nową walkę zaczynał, walkę bardzo długą, bardzo mozolną, ale w skutkach niezawodną. Próbował wrócić jeszcze do życia publicznego i podjął się obowiązków dyrektora w osuszeniu rozległych błot nadodrzańskich, nanowo studyował hydraulikę, ale gdy rząd pruski czynił mu różne trudności, porzucił tę służbę po dwóch latach i powrócił do Turwi i do dawnego trybu życia. Objeżdżał codzień wszystkie roboty na polach, pomimo wieku konno, rad wchodził w rozmowy z chłopami.
W życiu towarzyskiem dworactwa nie cierpiał i dworakami, tchórzami i fanfaronami gardził. Sądził ludzi po wojskowemu, uznając waleczność i subordynacyę za jedną z cnót największych. Gdy go zamianowano członkiem Izby panów w Berlinie, a posłowie z Księztwa chcieli go zaprosić na prezesa Koła polskiego, wymówił się, dodając żartobliwie: »ja nie rozumiem inaczej prezydencyi, tylko iżbym mógł tych panów, co nie przychodzą regularnie na sesye, wsadzić na kilka dni do kozy.« Chłapowski rozpoczął zawód swój rolniczy od 11.000 morgów zadłużonych, a skończył na 32.000 zagospodarowanych, jak w Anglii i te między trzech synów rozdzielił. Przykładem i działalnością swoją przez szeroką wiedzę naukową, którą wszystkim udzielał, przez wykształcenie stukilkudziesięciu praktykantów na dzielnych ziemian i podniesienie ludu wiejskiego w swoich majątkach, wytworzył nową epokę w rolnictwie wielkopolskiem.
W 92 roku swego żywota zasnął jak dziecię, spokojnie, bez cierpień, 26 maja 1879 r., a zgon dzielnego niegdyś napoleonisty i zasłużonego krajowemu rolnictwu ziemianina, odbił się echem głębokiego smutku w całym kraju.