Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Konstanty Gaszyński
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Konstanty Gaszyński |
Pochodzenie | Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX |
Wydawca | Marya Chełmońska |
Data wyd. | 1901 |
Druk | P. Laskauer i W. Babicki |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom pierwszy |
Indeks stron |
Czasy, w których zjawił się Gaszyński i piosnkami swojemi zwrócił na siebie uwagę czytającego ogółu, były dobremi dla poezyi czasami: nie potrzeba było ani wielkiego wysiłku pracy, ani talentu potężnego, żeby w danem kółku przyjaciół i życzliwych na zaszczytne miano poety zasłużyć. Zręcznie sklecony wierszyk przebiegał z rąk do rąk, z ust do ust, a skoro tylko kobietom się podobał, czułą strunę ich potrącił, zaciekawił, rozmarzył: mało znane dotąd nazwisko rymotwórcy na świat już szerszy wybiegało, piosnka miłośna lub żarcik krotochwilny stawały się wypadkiem dnia, osoba zaś pisarza była pożądaną w salonach jako persona grata, łatwo zdobyty liść laurowy wieńczył czoło szczęśliwca, a choć trwałej nie przyniósł mu sławy dość mu było tego błysku przelotnego, tego chwilowego uznania, które bądźcobądź, darzyło w chwili danej upojeniem i szczęściem. Z epoki owej pozostało mnóstwo piosnek, które dziś jeszcze powtarzamy, aczkolwiek z falami lat, w morze niepamięci spłynęły nazwiska ich twórców; są one jednak dowodem niezbitym ówczesnej popularności autorów, o których zaledwie historyk literatury cośby powiedzieć nam umiał.
Potężny rozwój piśmiennictwa naszego wysunięcie się na czoło takich potentatów, jakimi byli: Mickiewicz, Słowacki i Krasiński, przygłuszyły kwilenie ptasząt o tonie niższym i głosie słabszym. Było to wspaniałe olśnienie trzech słońc, które rzuciły takie snopy promieni, że poza niemi nie można już było żadnych prawie gwiazd dojrzeć, pięknych nawet i w swoim zakresie stanowiących prawdziwą ozdobę firmamentu. Zmalały więc, zbladły i niemal znikły zupełnie.
Z całą pewnością twierdzić można, że wykształcony nawet nasz ogół, powtarzając nazwiska Garczyńskich i Gaszyńskich, Olizarowskich i Jabłońskich, jako też i wielu innych, do tej plejady gwiazd mniejszych należące, niewiele będzie umiał powiedzieć o ich stanowisku w literaturze naszej, a jeżeli coś nie coś o tem dowiedział się z pierwszego lepszego podręcznika, to czasu nie strwonił na przeczytanie pierwszego lepszego ich utworu. Jeżeli Zaleski i Goszczyński nie ulegli takiemu, jak wyżej wspomniani, zapomnieniu, to nie koniecznie zawdzięczają swą pamięć dłuższą po sobie doniosłości swojego talentu lub większej jego sile poetyckiej, lecz odrębności stanowiska, jakie zajęli, potrąceniu nieznanej dotąd struny, wyprowadzeniu z mroków przeszłości, częstokroć mglistych, historycznie nieprawdziwych nawet lub stanowczo błędnych w rysunku (Zaleski) postaci dziejowych i przypomnieniu krwawych walk Zaporoża i krzywd popełnionych, do których sumienie narodu przyznawać się zaczęło. Wytworzenie się szkoły Ukraińskiej utrwaliło pamięć jej założycieli.
Mniej szczęśliwsi byli ci, którzy pomimo niemniejszego poetyckiego talentu, stanęli na gruncie czysto polskim, Tu ich przytłoczyła posągowa wielkość Adama Mickiewicza, zaćmiło bogactwo fantazyi Juliusza Słowackiego, przygniótł ogrom idei Zygmunta Krasińskiego. Rozmach skrzydeł tych trzech mocarzy poezyi naszej zawielki był, ażeby kolibrzy lot tamtych mógł czyjąkolwiek uwagę dłużej na sobie zatrzymać, Potrzeba było pewnego oswojenia się z temi wielkościami, ażeby módz o tych mniejszych pomyśleć.
Zamało znany, zamało ceniony był u nas dotąd Gaszyński. Talent to jednak duży i gdyby dziś się zjawił, wybitne miejsce zająłby wśród pisarzy doby obecnej. Zanim jednak po oswojeniu się z wielkościami zwróciliśmy się ku niemu, przyszli nowi i myśl naszą zajęli. Gaszyński pozostał w zapomnieniu, a ten cień zapomnienia jest tak smutny, jak smutnem było życie żołnierza-tułacza.
Konstanty urodził się d. 10 marca 1809 r. w ziemi Czerskiej w województwie Mazowieckiem w Małej-wsi. Matką jego była Tekla z Bzowskich, ojcem Antoni, niegdyś wice-brygadyer w wojsku Rzeczypospolitej, później radca województwa Mazowieckiego.
Gaszyński wyniósł z domu ogładę towarzyską i umiejętność podobania się ludziom. Łatwość obejścia się jednała mu serca kolegów gimnazyalnych i uniwersyteckich w Warszawie, gdzie zapoznał się z Zygmuntem Krasińskim, z którym niewzruszona zawsze przyjaźń do deski grobowej dotrwała. Krasińskiemu też zawdzięcza wejście do «towarzystwa», w którem spotkał się z ludźmi uczonymi i mógł swój pogląd na świat i stosunki ówczesne rozszerzyć. Wprowadzony do domu hr. Wincentego Krasińskiego, widziany tam dobrze, jako kolega Zygmunta, zyskiwał przyjaźń i szacunek otoczenia. Łatwość wierszowania zjednywała mu względy kobiet, niemało też ku temu przyczyniły się: powierzchowność powabna, dobre wychowanie, umysł bystry i dowcip tak ceniony ówcześnie, który, choć kłuł, kłuł nieszkodliwie, dodawał zaś uroku każdej rozmowie towarzyskiej, każdemu towarzyskiemu zebraniu. W domu hr. Wincentego spotykał znakomitych wówczas ludzi, do których należeli: Osiński, Kajetan Koźmian, Franciszek Morawski i Niemcewicz. Zamłody był, ażeby mógł wziąć czynny udział w walce, pomiędzy romantykami a klasykami prowadzonej; nie narażając się zaś żadnej ze stron bojujących, posiadł ów złoty środek, który od wielu przykrości ochrania i jakkolwiek jest cechą pewnej słabości, źle nie wychodzi się na tem. Wyborem przedmiotów i formą dogadzał klasykom, barwnością tylu i świeżością kolorytu przechylał się ku stronie przeciwnej. Romantycy nie odtrącali go od siebie, klasycy uważali za swego.
Pierwsze próby pisarskie Gaszyńskiego pojawiły się w «Rozmaitościach», dodawanych do gazety: «Korespondent warszawski.» Znany dotąd w zamkniętem kółku przyjaciół i znajomych, przemówił teraz słowem drukowanem i podobał się. To go zachęciło do pracy dalszej, Utwory jego wierszem i artykuły prozą pisane zaczęły się coraz częściej w różnych pismach pojawiać. Wychodzący ówcześnie «Pamiętnik dla płci pięknej» zaprosił Gaszyńskiego na stałego współpracownika. Tu przeważnie umieszczał tłómaczenia z autorów obcych: Byron, Moor, Szyller byli jego ulubieńcami. Największy jednak rozgłos dały mu pieśni sielskie, wydane w r. 1830. Pochwycony tam doskonale nastrój pieśni ludowych podobał się ogólnie. Jak Zaleski ukraińską, tak on wielkopolską nutę uchwycił i stworzył siedm piosnek prostotą i rzewnem uczuciem prześlicznych. Z tej liczby najpiękniejszem jest Pocałowanie, gdzie poeta we śnie i na jawie marzy o pocałowaniu ust dziewiczych.
Gaszyński nie był zaślepiony co do utworów swoich. W późniejszych wydaniach, które sam przezierał, poddawał je ostremu sądowi swojego rozumu. W ten sposób w zupełne zapomnienie poszedł utwór lat młodzieńczych, wydany w r. 1820 p. n. Dwaj, Śreniawici, romans historyczny z czasów Łokietka.
Do r. 1831 spory już był dorobek literacki młodego pisarza, składał się bowiem z dwóch tomów poezyi, z jednego romansu historycznego i z krotochwili: Waryat z potrzeby, grywanej dość często w Teatrze Rozmaitości.
Wybuch powstania listopadowego w inną stronę odwrócił umysł poety, który pióro na szablę zamienił i znalazł się w szeregach gwardyi akademickiej; przy zbliżeniu się zaś wojsk rosyjskich do stolicy, wstąpił w regularne szeregi batalionu saperów,. który kilkakrotnie zaszczytnie w boju się odznaczył.
Były to chwile dużego zapału, wielkich nadziei i zawodów. W takich chwilach żołnierz-poeta wydobywa najpiękniejsze tony z lutni swojej.
Po przejściu do Prus rozpoczyna się nowa karta jego życia.
Paryż przyciągał do siebie rozbitków ówczesnych. Pośród nich znalazł się i Gaszyński. Pobyt w stolicy Francyi miły mu nie był. Zamiast skupienia się w nieszczęściu, grono rodaków na tysiączne rozbiło się obozy. Obwiniano się wzajemnie, żółć zawodu nie wątroby, lecz serca przegryzała. Od duchowej rozterki i moralnego upadku uratowała Gaszyńskiego — poezya.
W r. 1833 musiał opuścić Paryż z powodu zaszłych zmian w zapatrywaniu się nowego rządu na emigrantów. Udał się do Prowancyi do Aix. Piękność jednak przyrody, ozłoconej słońcem wspaniałem, nie koiła smutków poety. Mary wspomnień, wśród których plątał się i obraz kochanki, nie dawały mu spokoju. Pisał dużo, potrącał o struny różne, lecz najgłośniej ze wszystkich odzywała się struna tęsknoty.
W Prowancyi Gaszyński osiadł na stałe, a choć kilkakrotnie udawał się w podróże dalsze, choć zwiedzane miejscowości upamiętniał zawsze prawie wierszem przygodnym: Prowancya i ludzie ją zamieszkujący, wśród których znalazł gościnę i przyjaźń serdeczną, nęcili go. W Aix jednak było wszystko, co mogło oderwać myśl od smutków gnębiących i umysł zająć. Uniwersytet i uczeni dawali mu możność do pogłębienia wiedzy, muzea i zabytki architektury zatrzymywały jego uwagę na sobie. Ziemia trubadurów wzywała go do poznania jej przeszłości.
Po dziesięciu latach pobytu w Aix (do 1814 r.) Gaszyński dał się poznać jako człowiek wiedzy niemałej. W Memorial d’Aix zrazu pracował jako pisarz, świetnemi artykułami swojemi zasilający pismo, po trzech latach jednak powierzono mu naczelną redakcyę dziennika. Historya Prowancyi dawała mu sporo materyału do pracy. Pisał życiorysy ludzi zasłużonych na polach różnych, opisywał pamiętniejsze okolice Prowancyi z przywiązanemi do nich legendami i podaniami, nie zapomniał także o osobistych wspomnieniach, które rzucił w artykułach: Une causerie de bivauac i Les deux prisonniers d’Etat. Wiele też sonetów jego, pisanych doskonałą formą a zawsze mających myśl podniosłą, wypełniało dziennik. Poza temi jednak dorywczemi pracami, wydał trzy rzeczy, które zwróciły uwagę Francyi całej. Jako niepospolity znawca sztuki okazał się w dziele poważnem: Les cabinets de tableaux et collections artistiques de la ville d’Aix, a także w cennem studyum o kościele aixańskim Saint-Sauveur i Nord et midi. Prócz tego przetłómaczył dwa poematy Krasińskiego: Le dernier (Ostatni) i L’Aube (Przedświt).
Tak więc spędzone lata w Prowancyi, którą «drugą ojczyzną» nazywał, nie dozwoliły zmarnieć tułaczemu duchowi poety. Pozyskał serca takich ludzi, jakimi byli: Scypion du Roure i Wiktor de Laprad, jeden z najzacniejszych poetów francuskich.
Nadeszła jednak chwila, w której opuścił tę drugą ojczyznę swoją. Pożegnał ją pięknym wierszem: «Ty będziesz dla mnie po ziemi ojczystej najmilszą zawsze krainą» i gdy powrócił do niej, to po to, by prochy swoje w niej złożyć.
Teraz do Paryża pociągnęła go dawna przyjaźń Zygmunta Krasińskiego, Zajął się tam wydawnictwem pism przyjaciela. Porzucał jednak często Paryż i udawał się nad brzegi Renu i do kąpieli morskich, a to dla widzenia się z Krasińskim, który był jedynym łącznikiem pomiędzy nim a krajem. W r. 1846 wydał w Paryżu obrazek z życia emigrantów p. n. Pan Dezydery Boczko i sługa jego Pafnucy. Jest to utwór o lekkiej ironii, nie zaprawny goryczą żółci, Doskonale są w nim scharakteryzowane ówczesne kluby, komitety i stowarzyszenia, kłótnie i swary ich członków i zdania tak przeraźliwie radykalne, że bohater opowieści, szlachcic litewski, któremu zrazu to sejmikowanie podobało się, za łeb się chwycił i przeniósł się do «Zjednoczenia,» które nie zjednoczyło się nigdy. Pafnucemu zaś zasmakowała równość obywatelska, ale nie chcąc się narażać nikomu, do żadnego stowarzyszenia nie przylgnął. Pana swojego opuścił, nazwał się Pafnuckim i w białych rękawiczkach bywał na balach u prefekta.
Główną wadą tego obrazka jest właśnie to, że jest tylko obrazkiem. Wielkość ram nadawała się do potężnej powieści, którą wykonać mógł tylko taki znawca miejscowych stosunków, jakim był Gaszyński.
Słabszą znacznie jest druga książka, w roku następnym wydana (1847) p. n. Reszty pamiętników Macieja Rogowskiego, rotmistrza konfederacyi Barskiej. Charakterystyka epoki jest blada, jako też działające postaci źle zrozumiane i odczute.
W r. 1847 zapadł na zdrowiu. Miejsca lecznicze podtrzymywały opadające siły, lecz już ich mu nie wróciły. Pracował wciąż jednak i po latach czterech (1851) wydał zbiór powiastek p. t. Kontuszowe pogadanki i obrazki z szlacheckiego życia, które nie mają na sobie cechy prawdy życiowej. Prawdę zastąpiło wyobrażenie. Obrazki te i dziś jeszcze mogą być mile czytane, ale głębszego wrażenia nie wywierają.
Pod koniec tegoż roku zwiedził Włochy, o których marzył, i w szaty poetyczne ubrane obrazy z tej podróży zostawił. W ciągu pięciu miesięcy przebiegł Florencyę, Rzym i Neapol; wszystkie kościoły, galerye i muzea tych miast, o których cenne wspominki w listach jego mamy. Pod względem jednak twórczości literackiej najszczęśliwszym dla niego był rok 1855, w którym dla poratowania zdrowia wyjechał do Baden. Tam to napisał na wiosnę swoją Sielankę młodości, która poprzedziła tomik poezyi, wyszłych na początku roku następnego.
W tomiku tym znajduje się dużo nowych, pięknych rzeczy, pisanych zawsze językiem poprawnym, ubranych w wytworną formę poetyczną. Prześliczną jest elegia na śmierć dziewięcioletniej dziewczynki; mimo to jednak Sielanka przewyższa wszystkie i świeci najczystszej wody brylantem. Skrystalizowało się w niej najpiękniejsze wspomnienie, bo najszczęśliwszych chwil życia, kiedy serce marzy, kocha i wierzy, kiedy muśnięcie ustami włosów ukochanej jest szczytem rozkoszy. Sielanka młodości jest jednym z najpiękniejszych utworów Gaszyńskiego, nieśmiertelnym liściem sławy poety, Napisał ją po kilkunastu latach tułaczki i dlatego może tak pięknie napisał. Przeszłość usuwała się coraz dalej, opromieniona poezyą miłości i wiary młodzieńczej — przyszłość nie miała barw żadnych. Zawezwał więc wspomnienia najszczęśliwszej chwili życia i ono przyszło i do nóg mu się położyło. I wysnuło się marzenie ciche, proste, rzewne, niezmącone żadną nutą fałszywą. Takiem je chciał mieć poeta, bo takie tylko lało balsam na serce stęsknione, bo takie tylko miało orzeźwiającą woń kwiatów, senną a promienną wizyą było niepowracających nigdy lat młodości, Sielalnka jest tak prawdziwą i piękną w swej prostocie, że choć od napisania jej dzieli nas pół wieku prawie, mimo to nic na swojej świeżości, na swoim wdzięku nie traci. «Panna była prześliczna» — to dość, by wiedziano, kto od słów tych poemat zaczął. Wszystkie sonety i elegie Gaszyńskiego mogą niejednego ze zwyczajnych czytelników, gdyby go zapytano o autora, w kłopot wprowadzić, ale o twórcy Sielanki młodości wie każdy i ustęp niejeden z pamięciby wypowiedziano.
Późniejsze utwory Gaszyńskiego, mimo zawsze myśli obywatelskiej, nie dorównywują temu wspomnieniu.
W r. 1857, zachęcony konkursem, ogłoszonym w Poznaniu przez hr, Heliodora Skórzewskiego, na napisanie satyry odpowiedniej czasowi, posłał wiersz p. t. Gra i karciarze, za który otrzymał nagrodę; następnie napisał satyryczny obrazek dramatyczny p. n. Wyścigi konne w Warszawie. Obie te rzeczy mogłyby być i dzisiaj z pożytkiem odczytane, bo ani karciarstwo nie upadło, ani bezmyślność wyścigów nie zmniejszyła się.
Gra i karciarze po Sielance jest najlepszym utworem Gaszyńskiego. Obrazki są wzięte z natury, ogromny spokój i powaga w traktowaniu przedmiotu. Poeta wie, że namiętności nie wyrugowują się jednem pociągnięciem pióra, nie rozdraźnia więc karconych nieumiejętnie użytym a ostrym biczem satyry, lecz przemawia do serca i rozumu z tym spokojem mędrca, który rozumie, że złe być musi, lecz nad wykorzenieniem jego choć w części pracować potrzeba.
Śmierć Zygmunta Krasińskiego, brata po pieśni i przyjaciela lat młodzieńczych, była wielkim ciosem dla Gaszyńskiego. Usunęła się młodość, usunęły się nadzieje, dziś usuwali się ludzie, z którymi go nić serdeczna łączyła. Czyniąc zadość coraz silniej tłoczącym się wspomnieniom, napisał ogromne dzieło, poświęcone pamięci nieodżałowanego przyjaciela. Jest niem: Zygmunt Krasiński i moje z nim stosunki. Następnie spełnił długo marzony zamiar odwiedzenia swej matki, zamieszkałej w Częstochowie. Zjawił się w kraju jako gość pasportowy, odetchnął powietrzem ojczystem, wspomnieniami się orzeźwił i pociągnął do swojej Prowancyi.
W r. 1864 wydał w Paryżu kilka pieśni, a we dwa lata, po trzydniowem konaniu ciężkiem, do lepszego świata się przeniósł. W utworach Gaszyńskiego przeważa uczucie ciche nad porywami namiętności; wulkanicznej siły tam niema, ani piorunów druzgocących. Smutny spokój panuje wszędzie, łzy i skargi są tym smutkiem cichym nabrzmiałe. Czystość życia i myśli przelała się w kryształ jego pieśni. Żółci nie widać nigdzie i dlatego jego satyry nawet tchną tym spokojem niezmiernym, który mu pozwala panować nad otoczeniem i z pewnej wyżyny przemawiać. Nie dziw tedy, że Sielanka młodości, w której tylko serce swe włożył, jest najpiękniejszym kwiatem wiosennym, nie więdniejącym nigdy i nie tracącym nigdy swej świeżości i woni.