Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX/Wojciech Chrzanowski

<<< Dane tekstu >>>
Autor Marian Massonius
Tytuł Wojciech Chrzanowski
Pochodzenie Album biograficzne zasłużonych Polaków i Polek wieku XIX
Wydawca Marya Chełmońska
Data wyd. 1903
Druk P. Laskauer i W. Babicki
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom drugi
Indeks stron
Wojciech Chrzanowski.
(*1788 — †1861.)
separator poziomy
W

W żadnej z wojen, w dawnych czasach przez Polskę prowadzonych, nie zabłysnęło wybitnemi zdolnościami tylu oficerów, co w wojnie r. 1831. Na czele ich wszystkich stoi iście genialny Prądzyński. Obok niego jaśnieją imiona takich wodzów, jak: Chłopicki, Dwernicki, Debiński, Chłapowski, K. Skarżyński. Ale pierwsze miejsce po Prądzyńskim zajmuje, ze względu na swoje wyjątkowe uzdolnienie, Wojciech Chrzanowski.

Ze sztychu spółczesnego rysował X. Pilati.

Życie jego do r. 1831 mało przedstawia interesujących szczegółów. Urodzony w województwie Krakowskiem w roku 1788, wstąpił w r. 1807, jako ochotnik, do formującej się artyleryi Księstwa Warszawskiego. Na początku r. 1809 został podporucznikiem i w tym stopniu odbył wojnę austryacką. W r. 1810 przeszedł do inżynierów i w r. 1812 został porucznikiem. W wojnach 1812-14 roku brał udział, ale nie otrzymał w nich ani orderu, ani awansu. Dopiero w wojsku Królestwa kongresowego otrzymał w r. 1818 stopień kapitana, a w następnym przeniesiony został do kwatermistrzowstwa.
Jako oficer kwatermistrzowstwa, musiał wszelako zwrócić na siebie uwagę przełożonych, skoro w r. 1829 został komenderowany do działającej za Dunajem armii rosyjskiej, jako «oficer bardzo wykształcony i bardzo inteligentny» («un officier très bien instruit et très intelligent»). Po powrocie z Turcyi objął znowu swoje obowiązki w kwatermistrzowstwie. W ostatnim «Roczniku wojskowym Królestwa Polskiego» (na rok 1830) figuruje jeszcze jako kapitan. Na ślad jego awansu na podpółkownika (stopnia majora w kwatermistrzowstwie nie było) nie mogłem natrafić. Wszakże musiał on ten stopień jeszcze przed wybuchem powstania otrzymać, bo po kapitulacyi Warszawy zaliczonym zostal do wojska rosyjskiego nie jako kapitan, lecz jako podpółkownik.
Powstaniu listopadowemu był Chrzanowski przeciwny i niechętny, nie dlatego, aby, jak na początku Chłopicki, nie wierzył w możliwość jego powodzenia, ale z przeświadczenia, że stan kraju jest na ogół pomyślnym, a więc powstanie bezcelowem. Co do wiary w możliwość zwycięstwa, to Chrzanowski mieć jej musiał więcej, niż ktokolwiek z generałów i oficerów sztabowych, skoro przedstawił wodzowi naczelnemu plan działań wprost zuchwały, zasadzający się na tem, aby w końcu grudnia r. 1830, kiedy armia rosyjska nie była jeszcze gotowa do boju, wkroczyć na Litwę i Wołyń, zajęte przez szeroko rozkwaterowane wojska korpusu VI-go, (w którego skład wchodzili szeregowcy wyłącznie białorusini i małorusini, a oficerowie w częściach polacy), rozbroić ten korpus, wcielić go do wojsk polskich i w tak zdwojonych siłach stawić czoło armii rosyjskiej na linii operacyjnej Wilno-Dubno, której podstawę tworzyłaby linia Grodno-Brześć.
Mochnacki, który na ukształtowanie się do dziś dnia w społeczeństwie naszem istniejących sądów o wojnie r. 1831 przeważny wywarł wpływ, a który o sprawach wojskowych dość słabe miał wyobrażenie, nazwał plan Chrzanowskiego genialnym i, za jego przewodem, modą, do dziś dnia panującą, stało się powtarzać, że był on najlepszym ze wszystkich. Znacznie w tej mierze kompetentniejszy od Mochnackiego Prądzyński poddaje go w swoim memoryale francuskim surowej krytyce. W samej rzeczy był on nad miarę ryzykownym. Proponowana przez Chrzanowskiego linia operacyjna wymagała do swojej obrony co najmniej 150,000 ludzi z odpowiednią artyleryą, podczas gdy siła zbrojna polska, nawet po ewentualnem wcieleniu do niej korpusu litewskiego i wszelkich nowych formacyj, mogłaby wynieść zaledwie 80,000. Na linii więc tak długiej stanowićby musiała kilka luźno z sobą związanych nielicznych korpusów, które łatwo mogłyby być bite oddzielnie. Jedynym punktem ufortyfikowanym (zresztą słabo) na tyłach linii operacyjnej był Brześć, który na wypadek niepowodzenia mógł służyć za punkt oparcia tylko dla prawego skrzydła armii polskiej; środek zaś i lewe skrzydło miały linię odwrotu długą i przez nic nie osłonioną, na której wobec przewagi liczebnej sił rosyjskich, łatwo uledz mogły odcięciu i otoczeniu. W tych warunkach każde, częściowe nawet, niepowodzenie mogło się stać zgubnem dla całej armii.
Jest to dziwne, że plan tak zuchwały podał właśnie Chrzanowski, który był z natury swojej znacznie mniej od Prądzyńskiego ryzykownym, i który w dalszym przebiegu wojny składał stale dowody wielkiej oględności i przezorności. Ostatecznie Chłopicki odrzucił plan Chrzanowskiego i przyjął zmodyfikowany plan Prądzyńskiego (pierwotna linia operacyjna Liw-Stoczek, koncentryczny odwrót śród boju pod Pragę i bitwa walna na polu Grochowskiem). Chrzanowski otrzymał początkowo zlecenie kierowania robotami fortyfikacyjnemi Zamościa, a w końcu stycznia r. 1831 został szefem sztabu 2-giej dywizyi (Żymirskiego). W tym charakterze w dniach 7 i 8 lutego kierował pierwszem spotkaniem zbrojnem z rosyanami pod Liwcem i został lekko raniony odłamkiem granatu, wszakże frontu nie opuścił. Po zajęciu Siedlec przez półkownika Anrepa, wyjaśnił Żymirskiemu konieczność utrzymania tego punktu do czasu zamierzonej już zmiany linii operacyjnej, skutkiem czego był uwieńczony powodzeniem atak Suchorzewskiego na Siedlce (12 Lutego). W odwrocie bojowym od Kałuszyna do Miłosnej (17 i 18 Lutego) oraz w bitwach pod Wawrem (19 Lutego) i Grochowem (25 Lutego) znajdował się przy boku Żymirskiego.
Na radzie wojennej po bitwie Grochowskiej głosował za wyborem na wodza naczelnego Skrzyneckiego, który wnet po swojej nominacyi awansował go na generała brygady i zamianował szefem sztabu głównego, czyniąc zresztą kwatermistrzowstwo, (na którego czele stanął Prądzyński), niezależnem od sztabu. Z początku pomiędzy wodzem naczelnym a szefem sztabu panowała dobra harmonia. Chrzanowski podtrzymywał Skrzyneckiego przeciw Prądzyńskiemu, który zaraz na początku marca przedstawił swój znakomity plan wycieczki z Pragi, plan wykonany dopiero 31 marca, a uwieńczony zwycięstwami pod Wawrem i Dębem-Wielkiem. Skrzyneckiego plan ten przerażał swoją śmiałością, Chrzanowski również go nie pochwalał i doradzał natomiast wyprawę przeciw rozkwaterowanej pomiędzy Łomża, Nurem i Ostrołęką gwardyi, przeznaczając do tego celu dwie dywizye piechoty i dwie jazdy. Ten dobrze pomyślany plan zepsuł Skrzynecki, zmniejszając korpas ekspedycyjny (pod dowództwem Umińskiego) do 5 batalionów piechoty i 16 szwadronów jazdy. Stąd wynikło pomiędzy nim a Chrzanowskim pierwsze nieporozumienie. Ostatecznie wódz naczelny uległ szefowi sztabu i rozpoczęły się przygotowania do wielkiej wyprawy w okolice Lomzy i Nura. Korpus Umińskiego miał stanowić straż przednią tej wyprawy.
Tymczasem jednak w ostatnich dniach marca feldmarszałek Diebitsch rozwinął na wielką skalę przygotowania do przeprawy przez Wisłę. Plan Prądzyńskiego mógł być wykonanym teraz, albo nigdy, bo oczywistem było, że, skoro tylko przygotowania do przeprawy zostaną ukończone, feldmarszałek ściągnie ku Wiśle rozłożone na szerokich kwaterach wojska rosyjskie, i wtedy jego potężna armia utworzy jednolitą groźną masę. Prądzyński natarczywie wznowił swój projekt. Tym razem Chrzanowski zrozumiał wielką ideę Prądzyńskiego, poparł jego plan przed wodzem naczelnym i ostatecznie uzyskał jego zgodę. Dyspozycya wyprawy na gwardyę została odwołana, a d. 31 marca nastąpiło wyjście z Pragii i w jednym dniu odniesione dwa zwycięstwa pod Wawrem i Dębem-Wielkiem (ob. życiorys Rybińskiego w t. 1 «Albumu»).
Jak wiadomo, bitwę pod Dębem-Wielkiem rozstrzygnęła na korzyść polaków szarża jazdy przez groblę pod dowództwem sławnej pamięci Kazimierza Skarżyńskiego. Otóż pomysł do tej szarży dał Chrzanowski.
Po bitwie ujawniła się znowu różnica poglądów pomiędzy Prądzyńskim a Chrzanowskim. W myśl pierwszego, odniesione pod Wawrem i Dębem-Wielkiem zwycięstwa miały być tylko wstępem do operacyi, której część główna polegać miała na ataku generalnym na szerokie kwatery Diebitscha. Temu śmiałemu zamiarowi Skrzynecki opierał się ze wszystkich sił, a i Chrzanowski uznawał go za zbyt ryzykowny. Mniemał, że, ponieważ przeprawa feldmarszałka przez Wisłę została udaremniona, a armia jego, zagrożona ze skrzydła, zmuszona do odwrotu od Wisły i zajęcia pozycyi mniej więcej tej samej, jaką w pierwszych dniach działań wojennych zajmowała, przeto cel bitwy został osiągnięty i że teraz należy tylko energicznie ścigać rozbitego Rosena. W pościgu tym, (prowadzonym przez Łubieńskiego), aż do Kałuszyna sam czynny brał udział, od Kałuszyna zaś wyruszył w d. 2 kwietnia na czele 3 batalionów, 4 szwadronów i 4 dział na daleki rekonesans na południe, przez Kutlew i Stoczek do Żelechowa, gdzie w d. 4 kwietnia połączył się z K. Skarżyńskim.
Niebawem jednak zaczął Chrzanowski spostrzegać, że wódz naczelny korzysta wprawdzie z jego argumentów po to, aby zwalczać plany Prądzyskiego, ale nie po to, aby z jego własnych projektów zrobić jakiś użytek praktyczny. Chrzanowski obawiał się proponowanego przez Prądzyńskiego ataku na feldmarszałka, ale zgoła nie życzył i nie doradzał bezczynności, z której Skrzynecki coraz widoczniej czynił zasadę. Między wodzem naczelnym a szefem sztabu przychodziło do starć coraz ostrzejszych. Gdy, po zmarnowaniu zwycięstwa Prądzyńskiego pod Iganiami, Diebitsch skoncentrował siły swoje w okolicach Siedlec, Chrzanowski, narówni z Prądzyńskim, usiłował nakłonić Skrzyneckiego do działań zaczepnych. Upór Skrzyneckiego, który w zupełnej bezczynności jedyne widział zbawienie, niecierpliwił go coraz bardziej i wreszcie doprowadził do uczynienia wodzowi naczelnemu szorstkiej uwagi, że «prowadzimy wojnę jak tchórze.» Wreszcie Chrzanowski nabrał pogardy dla wodza naczelnego i utracił nadzieję osiągnięcia na stanowisku szefa sztabu jakichkolwiek rezultatów. Wobec tego zaś, zaczął pragnąć jakiejś funkcyi samodzielnej, dowództwa jakiegoś osobno operującego oddziału.
Sposobność po temu niebawem się nastreczyła. Dwernicki, który do tego czasu zajmował województwo Lubelskie, wysłany zostal na Wołyń. Miejsce jego miał zająć w Lubelskiem stojący dotychczas na lewym brzegu Wisły Sierawski. Gdy jednak został on (17 kwietnia) przez Kreutza pod Wronowem i Kazimierzem pobity i z powrotem za Wisłę odparty, Chrzanowski wyjednał dla siebie przeznaczenie do prowadzenia działań w Lubelskiem.
Przeznaczono na ten cel wojska wyborowe: pulki 1-szy i 5-ty liniowe (brygada Ramorina), batalion ochotniczy strzelców Sandomierskich oraz pułki: 1-szy strzelców konnych i jazdy Sandomierskiej (brygada Ambrożego Skarżyńskiego) ogółem 7 bataljonów, 8 szwadronów i 10 dział.
Na czele tego korpusu ruszył Chrzanowski w d. 6 maja do Kocka, który ubiegł i zajął w d. 8 maja, biorąc do niewoli stu kilkudziesięciu rosyan i 16 jaszczyków z amunicyą. Zmusiwszy do odwrotu generala Tiemanna, (który się cofnął ku Kamionce na oddział generała Fezi), przeprawił się w d. 9 maja przez Wieprz i w tymże dniu pobił pod Kamionką generała Fezi, któremu zabrał do niewoli 570 ludzi. Wieczorem skierował się na Lubartów, gdzie został w d. 10 zaatakowanym przez wszystkie siły Kreutza.
Naciskany przez w trójnasób liczniejszego nieprzyjaciela, zasypywany ogniem 38 dzial (sam miał ich 10), Chrzanowski, dzięki swej przytomności i energii, uratował swój oddział od zguby, osłaniając jego odwrót licznemi szarżami jazdy, które sam prowadził. Odwrót odbył się we wzorowym porządku, bez strat w artyleryi i w bagażach. Nawet wziętych uprzednio jeńców Chrzanowski zdołał z sobą uprowadzić. Ścigany natarczywie przez Kreutza, wymykając mu się za pomocą zręcznych manewrów i stoczywszy jeszcze w d. 21 maja zaciętą walkę pod Starym Zamościem, Chrzanowski wszedł w d. 23 maja pod osłonę fortyfikacyi Zamościa, gdzie pozostawał do drugiej połowy czerwca.
Tymczasem, na skutek klęski ostrołęckiej, sytuacya ogólna zmieniła się zasadniczo. Chrzanowski utracił już wiarę w możliwość zwycięstwa i działał tylko z poczucia obowiązku, — niemniej jednak świetnie.
13 czerwca rozpoczęła się niedołężna operacya Skrzyneckiego przeciw Rüdigerowi, zakończona w d. 19 porażką Jankowskiego pod Budziskiem. W d. 17 czerwca Chrzanowski, stosownie do otrzymanej dyspozycyi, wyruszył z Zamościa, celem odcięcia odwrotu Rüdigerowi, a jednocześnie wysłał ku Wiśle 26 dział oblęźniczych, przeznaczonych dla wzmocnienia artyleryi warszawskiej. Idąc na Krasnystaw i nie dostrzegajac zadnych śladów odwrotu Rüdigera, dotarł aż do Piasków. Tam dopiero z przejętego listu prywatnego oficera rosyjskiego dowiedział się, że Jankowski został pobity. Sprawdziwszy tę wiadomość za pomocą rekonesansu do Łęczny, ujrzał, że jego własne polożenie jest nader ryzykowne. Łatwo mu było wrócić do Zamościa, ale w takim razie narażał wysłany do Warszawy transport artyleryjski. Postanowił więc ściągnąć Rüdigera na siebie, ale nie dać się zmusić do bitwy, a następnie, osłaniając sobą transport, przeprawić się przez Wisłę i połączyć z armią główną.
Tę bardzo trudną i ryzykowną operacyę wykonał doskonale. 23 czerwca stanął w Lublinie, wytrzymał tam 6-cio godzinną kanonadę z Dawydowem, a z nadejściem zmroku, niepostrzeżony przez generała rosyjskiego, który aż do rana przekonany był o jego obecności w Lublinie, ruszył ku Wiśle i po 6-cio-milowym marszu nocnym przybył o godz. 9 rano do Końskowoli. Zapewniwszy się tam, że jego rozkazy co do urządzenia przeprawy w Gołębiu zostały wykonane, odbył nowy marsz 10-cio-milowy i 25-go czerwca o godz. 3 po południu przeprawił przez Wisłę ostatnie straże tylne swego korpusu. Tymeczasem transport artyleryjski również szczęśliwie przeprawił się w Zawichoście i przybył do Warszawy.
W początku lipca, gdy nowy rosyjski wódz naczelny feldmarszałek Paskiewicz rozpoczął pochód w dół Wisły, Chrzanowski wydelegowany został do czynności na szosie brzeskiej przeciw gen. Gołowinowi. Nie przysporzyły mu one laurów. Przeprawiwszy się przez Wisłę pod Potyczą połączył się z I-szą dywizya piechoty (Rybińskiego) i 3-cią jazdy (Jagmina), a po przyłączeniu do nich części garnizonu modlińskiego i niektórych oddziałów, dotychczas rozkwaterowanych w województwie Sandomierskiem, objął dowództwo nad poważnym liczebnie korpusem, złożonym z 24 batalionów, 34 szwadronów i dział. Przeciw sobie miał pod dowództwem Gołowina 10 batalionów, 7 szwadronów i 14 dział. Mądry, śmiały i energiczny wódz rosyjski potrafił zręcznie zamaskować szczupłość swoich sił i przez 12 dni (od 3 do 15 lipca), działając z wielką energią na wielu odległych od siebie punktach, utrzymać wodzów polskich w przekonaniu, te mają do czynienia z całym VI korpusem. Gdy wreszcie w dniach 14 i 15 lipca Jagmin pobił go pod Kałuszynem i Mińskiem, i gdy istotna słabość oddziału jego została ujawnioną, Chrzanowski wraz ze Skrzyneckim, który osobiście przybył do jego korpusu, rozpoczął ruch, zmierzający ku otoczeniu i rozbiciu lub wzięciu do niewoli Gołowina. Skrzynecki z dywizyą Rybińskiego skierował się z Kałuszyna ku Siedlcom, gdzie stał Gołowin, aby go atakować od frontu, Chrzanowski na czele 7 batalionów, 8 szwadronów i 10 dział ruszył w nocy z 19 na 20 lipca przez Biardy i Zbuczyn, aby mu zająć tył i odciąć drogę odwrotu. Ale wódz rosyjski zawczasu zoryentował się w sytuacyi, 19 wieczorem opuścił Siedlce i, skierowawszy się na Mordy i Łosice, wymknął się z matni. Po bezowocnym forsownym pochodzie wojska polskie rozpoczęły w d. 21 lipca odwrót ku Pradze.
Gdy, po nocy 15 sierpnia, dotychczasowy gubernator Warszawy gen. Krukowiecki objął przewodnictwo rządu, Chrzanowski otrzymał gubernatorstwo Warszawy. Działalność jego na tym urzędzie nie obfituje w ciekawe szczegóły. W obronie Warszawy nieznaczny brał udział, a zaraz po jej kapitulacyi poddał się feldmarszałkowi i wkrótce wstąpił do wojsk rosyjskich w stopniu podpółkownika, który przed wojną posiadał.
Na początku r. 1832 wyszedł do dymisyi i wyjechał za pasportem do Paryża, skąd już do kraju nie wracał. Mieszkając w Paryżu, zresztą zdala od życia emigracyi, poświęcił się pracy wojskowo-literackiej i ogłosił drukiem: «Wyciągi z celniejszych dzieł o wyższych częściach sztuki wojennej» (Paryż 1844), «Zarys zastosowanej taktyki» (Paryż 1846) oraz «Kurs sztuki wojennej» (miejsce i rok wydania nie są mi wiadome).
W r. 1848, nakłoniony przez Władysława Zamoyskiego, udał się do Włoch i został generałem armii Sardyńskiej. W fatalnej 5-cio-dniowej (19-24 marca) kampanii r. 1849 był adjutantem osobistym króla Karola Alberta i faktycznym wodzem naczelnym wojsk sardyńskich. Stanowiąca finał niefortunnej imprezy klęska pod Novarą nie pochodziła w istocie rzeczy z jego winy. Ale odpowiedzialność spadła na niego. Chrzanowski wystosował do rządu Sardyńskiego obszerne pismo, usprawiedliwiające jego postępowanie, a następnie podał się do dymisyi i wrócił do Paryża, gdzie zmarł d. 5 marca r. 1861.
Jest coś dziwnego w smutnem zresztą i pełnem goryczy życiu tego człowieka. Jako wódz, nie miał szczęścia. W kierownictwie armią główną gasił go i usuwał na drugi plan przerastający go o głowę Prądzyński. Jako dowódzca osobnego oddziału, dokonał czynów świetnych (bitwy pod Kamionką i Lubartowem, pochód do Zamościa, manewr przeciw Rüdigerowi i Dawydowowi i przeprawienie przez Wisłę artyleryi Zamoyskiej), ale pozbawionych wpływu na ogólny przebieg wojny. W kampanii Sardyńskiej jego dobrze pomyślany plan unicestwił przez nieudolność, czy przez złą wolę, jego dawny towarzysz broni, ten sam Ramorino, który w r. 1831 tyle sprawie polskiej zaszkodził.

Maryan Massonius.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Marian Massonius.