Anioł Pitoux/Tom II/Rozdział XL

<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Anioł Pitoux
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928
Druk Drukarnia Literacka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Ange Pitou
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XL
NIEPRZEWIDZIANE ROZWIĄZANIE

Uczta albo powiększa albo koi boleści sercowe.
Po dwóch godzinach, kiedy żaden z towarzyszy wstać nie mógł, Pitoux wstał i jął śpiącym i pijanym o wstrzemięźliwości spartan opowiadać.
Uważał, że podczas snu tego — dobrzeby się przejść było.
Co do dziewcząt z Haramontu, winniśmy gwoli ich czci oświadczyć, że umknęły przed deserem, tak, iż ani ich głowy, ani nogi, ani serca, nie przemówiły znacząco.
Pitoux najpoczciwszy z zacnych, nie mógł nie zrobić idąc, kilku uwag.
Ze wszystkich miłości, piękności i bogactwa, zostały mu w pamięci jedynie ostatnie słowa Katarzyny.
Pitoux zapytywał siebie, dlaczego on, niedźwiedź, brzydki, ubogi, miał wzbudzić miłość w najładniejszej dziewczynie w całej okolicy, gdy piękny, bogaty pan o to samo raczył się postarać.
Dobra, piękna, ogrzana winem dusza Ludwika, w niewinnych myślach przypuścić nie mogła, aby piękna, niewinna, dumna Katarzyna mogła być dla Izydora czem innem, niż ładną kobietką, uśmiechającą się do koronkowego żabotu i butów z ostrogami.
Cóż więc może szkodzić Ludwikowi pijanemu, że Katarzyna zajęła się żabotem i ostrogą?
Pan Izydor pojedzie kiedy do miasta, ożeni się z hrabianką, nie będzie już potem patrzył na Katarzynę i po romansie.
Aby więc dowieść Katarzynie, że jest człowiekiem dobrego charakteru, postanowił odwołać wszystkie złe słowa, jakie mu się tego wieczora wymknęły.
Ku temu trzeba tylko było dogonić Katarzynę.
Rzucił się w las, omijając troskliwie drogi utarte.
Zostawmy go biegnącego przez krzaki i gałęzie, a wróćmy do smutnej i zamyślonej Katarzyny, która z matką wracała do domu.
Niedaleko folwarku, koło sadzawki droga się zwężała i matka Billot poszła naprzód.
Katarzyna miała pójść w jej ślady, gdy usłyszała lekkie, znane gwizdnięcie. W cieniu stal wygalowany lokaj Izydora.
Matka bez trwogi szła dalej, lokaj zbliżył się do Katarzyny.
— Panno Billot — rzekł — pan Izydor potrzebuje dziś mówić z wami koniecznie, czekajcie go gdziebądź o jedenastej.
— Mój Boże!... — zawołała Katarzyna — czy zaszło co złego?
— Nie wiem tego, ale dziś wieczór otrzymał z Paryża list z czarną pieczątką, czekam tu od godziny.
Dziesiąta biła na wieży kościoła w Villers-Cotterets.
Katarzyna obejrzała się i rzekła:
— Miejsce to ciemne jest i samotne, tu czekam twego pana.
Katarzyna w swoim pokoju nie rozbierała się, ani kładła.
Czekała. Wybiło wpół do jedenastej, potem trzy kwadranse. Zgasiła lampę i zeszła do sali jadalnej, będącej od strony drogi.
Tam otworzyła okno i skoczyła lekko na ziemię, przymykając tylko okiennice.
Potem wśród nocy pobiegła na miejsce wskazane i drżąca cała, z płonącą głową, z wzburzoną piersią czekała.
Niedługo odgłos kopyt końskich dał się słyszeć.
Nie schodząc z konia, Izydor wyciągnął do niej ramiona, podniósł ją na strzemieniu, pocałował i powiedział:
— Katarzyno, wczoraj w Wersalu zabili mego brata Jerzego, Katarzyno, mój brat Olivier wzywa mnie, Katarzyno, ja jadę.
Katarzyna krzyknąwszy boleśnie, ścisnęła go gwałtownie w objęciach.
— O! — wyjąknęła — zabili twego brata Jerzego i ciebie zabiją...
— Katarzyno, cokolwiekbądź się stanie, brat starszy mnie czeka, wiesz, że cię kocham.
— A! zostań, zostań, — wołała dziewczyna, rozumiejąc z tego wszystkiego to tylko: że on odjeżdżał.
— Ależ honor, Katarzyno! ale brat mój Jerzy! ależ zemsta!
— O! ja nieszczęśliwa! — krzyknęła Katarzyna i padła w objęcia jeźdźca sztywna i drgająca.
Łza spłynęła z oka Izydora i padła na szyję dziewczyny.
— A! — rzekła — płaczesz, dziękuję, kochasz mnie!
— A! tak, Katarzyno, ale brat starszy mówi mi: Chodź, muszę być posłuszny.
— Idź więc!... — rzekła — nie zatrzymuję cię.
— Ostatni pocałunek, Katarzyno.
— Bądź zdrów!
I zrezygnowana, wiedząc, że od spełnienia tego rozkazu nic nie wstrzyma Izydora, młoda dziewczyna z ramion kochanka zsunęła się na ziemię.
Izydor odwrócił oczy, westchnął, zawahał się, ale przypominając sobie rozkaz, puścił się galopem, rzuciwszy ostatnie pożegnanie Katarzynie.
Katarzyna została w miejscu, gdzie padła na poprzek drogi.
Prawie jednocześnie, człowiek jakiś ukazał się na wzgórku od strony Villers-Cotterets, szedł wielkiemi krokami ku zagrodzie, a w biegu potrącił o ciało leżące na drodze.
Stracił równowagę, zachwiał się, padł, a dotykając rękami bezwładnego ciała, zawołał:
— Katarzyna umarła!
I wydał straszny okrzyk, aż psy folwarczne zawyły.
— O! — wołał dalej — któż to zabił Katarzynę?
I usiadł blady, drżący, zlodowaciały z martwem ciałem na kolanach.

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.