Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część trzecia/X
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Anna Karenina |
Wydawca | Spółka Wydawnicza Polska |
Data wyd. | 1898-1900 |
Druk | Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | J. Wołowski |
Tytuł orygin. | Анна Каренина |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Kiti pisze mi, że niczego tak sobie nie życzy, jak samotności i spokoju — rzekła Dolly po krótkiej chwili milczenia.
— A jak jej zdrowie, czy lepiej? — zapytał Lewin wzruszony.
— Bogu dzięki jest już zupełnie zdrowa. Nigdy nie chciałam wierzyć, aby to miała być piersiowa choroba.
— Ach, cieszę się bardzo! — rzekł Lewin, i Dolly wydało się, że widzi coś wzruszającego w jego twarzy w chwili, gdy to mówił i gdy potem w milczeniu spoglądał na nią.
— Niech pan posłucha, Konstanty Dmitriczu — rzekła Darja Aleksiejewna, uśmiechając się swym poczciwym i trochę ironicznym uśmiechem — za co gniewa się pan na Kiti?
— Ja?... Ja nie gniewam się — odparł Lewin.
— Nieprawda, gniewa się pan. Dlaczego pan, będąc w Moskwie, nie był zupełnie ani u nas, ani u nich?
— Darjo Aleksiejewno — rzekł Lewin, rumieniąc się aż po uszy — dziwię się, że pani będąc tak dobrą, nie rozumie tego. Jak pani poprostu nie żałuje mnie, chociaż pani wie...
— Co takiego?...
— Chociaż pani wie, że oświadczałem się i że spotkała mnie odmowa — dokończył Lewin i cała miłość, jaką przed chwilą czuł w sobie ku Kiti, ustąpiła miejsca rozdrażnieniu, wywoływanemu w nim zawsze wspomnieniem doznanej obrazy.
— Dlaczegóż panu zdaje się, że ja wiem o tem?
— Dlatego, że wszyscy wiedzą o tem.
— Co do tego, to pan myli się; nie wiedziałam o tem, chociaż domyślałam się.
— Więc teraz już pani wie.
— Wiedziałam tylko tyle, że zaszło coś takiego, czem Kiti gryzła się nadzwyczaj, prosiła mnie jednak, aby z nią nigdy o tem nie mówić. Ponieważ nawet mnie nie powiedziała o tem, nie powiedziała więc nikomu. Niech mi pan powie, jak to było?
— Powiedziałem już pani.
— A kiedyż miało to miejsce?
— Gdym był po raz ostatni u państwa.
— A wie pan, co ja panu powiem — rzekła Darja Aleksiejewna — mnie jej nadzwyczaj żal. Pana boli tylko obrażona duma...
— Może być — rzekł Lewin — lecz...
Dolly przerwała mu:
— W każdym razie żal mi serdecznie tej biedaczki. Teraz rozumiem już wszystko.
— Niech mi więc pani wybaczy, Darjo Aleksiejewno — odezwał się Lewin, wstając — a teraz żegnam panią.
— Dobrze, ale niech pan zaczeka — odparła Dolly, chwytając go za rękę — niech pan zaczeka i niech pan siada.
— Proszę panią bardzo, nie mówmy już o tem — rzekł Lewin siadając i czując zarazem, że w sercu jego ożywiają się nadzieje, które, zdawało mu się, że już zupełnie pogrzebał.
— Gdybym panu nie była życzliwą — rzekła Darja Aleksiejewna, i łzy wystąpiły jej w oczach — gdybym pana nie znała tak dobrze, jak znam...
Uczucie, które zdawało się być już zupełnie zamarłem ożywiało się coraz bardziej i bardziej, rosło i ogarniało serce Lewina.
— Tak, teraz już wszystko rozumiem — mówiła dalej Darja Aleksiejewna. — Pan nie jest w stanie zrozumieć tego: wy, mężczyźni macie swobodę, wybieracie i zawsze zdajecie sobie dokładnie sprawę, kogo kochacie; lecz młoda panienka, gdy oczekuje, z tym kobiecym dziewiczym wstydem, panna, która patrzy na was, mężczyzn, tylko zdaleka, wierzy wszystkiemu na słowo; panna sama nie może wiedzieć, co ma myśleć o swojem uczuciu.
— Tak, jeśli serce nic nie mówi...
— Nie, serce mówi, ale niech pan sam pomyśli: wy, mężczyźni, macie pewne widoki na pannę, bywacie w domu jej rodziców, usiłujecie poznać ją, przekonywujecie się, czyście znaleźli czego sobie życzycie, a potem, gdy jesteście przekonani, że kochacie, oświadczacie się...
— No, niezupełnie tak jest w istocie...
— To wszystko jedno, oświadczacie się, gdy wasza miłość już dojrzała, albo gdyście oddali jednej z paru, które i znacie, pierwszeństwo. Dziewczyny zaś nikt nie pyta; każdy wymaga tylko, aby ona sama wybierała, a ona wybierać: nie może, gdy może tylko dać odpowiedź: „tak, lub nie.“
„Tak, wybór między mną a Wrońskim“ — pomyślał Lewin i zmartwychwstały w duszy jego trup umarł znowu! i boleśnie uciskał mu serce.
— Darjo Aleksiejewno — rzekł — w ten sposób wybiera się suknię lub... nie wiem już jakie sprawunki, a nie narzeczonego. Wybór został zrobionym i tem lepiej... żadnych powtórzeń być nie może.
— Ach, to tylko duma i nic więcej! — rzekła Darja Aleksiejewna, jak gdyby pogardzając Lewinem, za to, że uczucia jego są tak poziome w porównaniu z uczuciami, przez jakie przechodzą tylko kobiety. — Wtedy, gdyś pan oświadczał się Kiti, ona właśnie była w tem położeniu, że nie mogła panu dać odpowiedzi, gdyż wahała się między panem a Wrońskim. Jego widywała codziennie, pana zaś nie widziała dawno. Przypuśćmy, że gdyby była starszą... jabym naprzykład na jej miejscu nie wahała się ani chwili i nie mogłabym się wahać! Miałam zawsze jakąś odrazę do niego, tak też i skończyło się.
Lewin przypomniał sobie odpowiedź Kiti: „to nigdy nie może mieć miejsca.“
— Darjo Aleksiejewno — rzekł sucho — cenię zaufanie, jakiem pani obdarza mnie, lecz zdaje mi się, że pani jest w błędzie. W każdym razie jednak, czy mam słuszność, czy też mylę się, ta duma, którą pani tak pogardza, sprawia to, że każda myśl o Katarzynie Aleksiejewnej jest dla mnie niemożliwą, rozumie pani? najzupełniej niemożliwą.
— Powiem panu jeszcze jedno tylko: pan wie, że mówię o siostrze, którą kocham tak samo, jak swe dzieci. Nie powiadam, że ona kochała pana, chcę tylko powiedzieć, że odmowa, która pana spotkała wtedy, nie dowodzi niczego.
— Nie wiem! — zawołał Lewin, wstając — żeby pani wiedziała, co za przykrość sprawia mnie pani! Zupełnie tak samo, jak gdyby umarło pani dziecko i gdyby ktobądż nieustannie powtarzał pani: a ono było takie a takie i mogłoby żyć i pani miałaby z niego pociechę, a tymczasem umarło, umarło, umarło...
— Jaki pan zabawny — rzekła Darja Aleksiejewna, spoglądając ze smutnym uśmiechem na wzruszenie Lewina. — W istocie teraz co raz bardziej i bardziej pojmuję wszystko — mówiła dalej, zamyślając się. — Więc pan nie przyjedzie do nas, gdy Kiti będzie?
— Nie, nie przyjadę. Rozumie się, że nie będę unikał Katarzyny Aleksiejewnej, lecz o ile możności będę się starał nie narażać ją na przykrość, jaką może jej sprawić ma obecność.
— Śmieszny pan jesteś, bardzo śmieszny — powtórzyła Darja Aleksiejewna, spoglądając z tkliwością na Lewina. — A więc dobrze, niech się panu zdaje, żeśmy nie mówili o tem.
Taniu, po coś przyszła? — zwróciła się Darja Aleksiejewna po francusku do córeczki, która przed chwilą właśnie weszła na ganek.
— Mamo, gdzie jest moja łopatka?
— Mówię po francusku i ty tak samo mów do mnie.
Dziewczynka chciała powiedzieć, lecz zapomniała, jak się nazywa łopatka po francusku; matka podpowiedziała jej i potem, po francusku również, powiedziała jej gdzie należy szukać łopatki. Lewinowi cała ta scena wydała się niewłaściwą.
Wszystko w domu Darji Aleksiejewnej i w jej dzieciach nie przedstawiało mu się już tak miłem jak przedtem.
„I po co ona rozmawia z dziećmi po francusku? — pomyślał — Jakie to nienaturalne i fałszywe! Dzieci wiedzą to przecież! Nauczą się po francusku, a oduczą się za to szczerości“ — myślał Lewie, nie wiedząc, że Darja Aleksiejewna myślała już o tem ze dwadzieścia razy i pomimo to, wbrew swemu przekonaniu, uważała za konieczne uczyć dzieci w ten sposób po francusku.
— Ale dokąd pan spieszy się tak? Niech pan posiedzi jeszcze.
Lewin pozostał na wieczór, lecz nie był już w tak dobrym humorze, jak przedtem i był zakłopotanym.
Po herbacie Lewin wyszedł do przedpokoju, aby kazać furmanowi zajeżdżać; gdy powrócił, ujrzał Darję Aleksiejewnę wzruszoną i zmieszaną, ze łzami w oczach. Gdy Lewin był w przedpokoju, miało miejsce zdarzenie, które nagle obróciło w niwecz cale jej dzisiejsze szczęście i dumę z dzieci. Grysza i Tania pobili się o piłkę. Darja Aleksiejewna, usłyszawszy krzyk w dziecinnym pokoju, pobiegła i na widok tego, co zobaczyła, krew ścięła się jej w żyłach. Tania ciągnęła Gryszę za włosy, a on z twarzą oszpeconą gniewem, bił ją naoślep pięściami. W Darja Aleksiejewnie zamarło serce: zdawało się jej, że mrok jakiś rozpościera się nad nią, gdyż przekonała się, że te jej dzieci, z których była tak dumną, były nietylko zwykłemi, lecz nawet niedobremi, źle wychowanymi dziećmi, ze złemi, niskiemi skłonnościami i popędami.
Dolly nie mogła już o niczena innem mówić, i nie była wstanie wypowiedzieć Lewinowi, jak cierpi nad swem nieszczęściem.
Lewin widział, że Dolly jest nieszczęśliwa i usiłował pocieszać ją, twierdząc, że cała ta historya nie dowodzi niczego złego, i że wszystkie dzieci zwykle biją się, lecz przekonywując Doilly, Lewin myślał w głębi duszy: „nie, ja nie będę grywał komedyi i nie będę rozmawiał ze swemi dziećmi po francusku, ale moje dzieci będą nie takie; należy tylko nie psuć ich i nie kaleczyć moralnie, a będą zachwycające; stanowczo moje dzieci nie będą takie!“
Lewin pożegnał się i odjechał; Darja Aleksiejewna nie zatrzymywała go.