Autobiografia Salomona Majmona/Część druga/Rozdział piąty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Autobiografia Salomona Majmona |
Wydawca | Józef Gutgeld |
Data wyd. | 1913 |
Druk | Roman Kaniewski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Leo Belmont |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cała część druga |
Indeks stron |
Część druga rozpoczyna się od przesłanek filozofów–perypatetyków i wyciągniętych z nich dowodów istności Boga, Jego jedności i bezcielesności. Ponieważ najnowsi metafizycy już wyczerpali wszystko, co było dobre w tej dziedzinie, a to, co było błędne, sprostowali — pomijam tedy odnośny ustęp.
Arystotelesowski obraz ciał niebieskich, jako ożywionych istot rozumnych, jest bardzo pięknym snem metafizycznym, od przytoczenia którego na tem miejscu również siebie zwalniam.
Ale to, co mówi Majmonides o aniołach, jest tak oryginalne, a jak sądzę — ma takie znaczenie dla obalenia przesądów, że nie mogę nie dać o tem czytelnikowi pojęcia, a nawet, o ile zajdzie potrzeba, mówić będę poprostu słowami autora:
Pismo święte, podobnie jak i talmud, mówi często o aniołach, którymi Bóg jakoby posługiwać się musi, aby rozkazy swoje wprowadzać w wykonanie na świecie. Ten rodzaj wyobrażania zjawisk jest antropomorficzny.
Obaczmy, jak nasz autor stara się te wyobrażenia wydelikatnić i przystosować do prawdy:
„Że aniołowie istnieją — powiada — do uznania tego nie potrzeba mi dowodów z Pisma Świętego. Tam znajdują się oni bardzo często. Dowiodłem już w tem dziele, że aniołowie nie są ciałami; toż samo twierdzi Arystoteles. Różnimy się z nim tylko co do nazwy; on nazywa ich odrębnemi duchami; ja zaś — aniołami. Również, to jego twierdzenie, iż odrębne duchy są pośrednikami pomiędzy Bogiem a rzeczami natury, da się znaleźć i w naszych pismach. Wszelaka czynność odbywa się tu mianowicie przez anioły; bowiem anioł nazywa się posłem. Ów zatem, co wykonywa rozporządzenia innego, jest aniołem. Z tego względu pismo święte nawet i dowolne ruchy bezrozumnych zwierząt przypisuje aniołowi, mianowicie, gdy ruch taki okazuje się celowym.
„Bóg — mówi się tam — zesłał swego anioła, iżby zamknął paszczęki lwom, aby nie uczyniły mi żadnej krzywdy (w języku niebiblijnym: lwy nie miały na mnie żadnego apetytu). Podobnież anioł oddziałał na oślicę Bileama (mianowicie kiedy wyobraźnia spłatała mu figla). Ba, nawet żywioły bywają nazywane imieniem aniołów. On uczynił wichry aniołami. Wyrażenie anioł oznacza tedy między innemi wszelaką siłę natury. Tak, powiedziane jest u Midras Kohnleth: Bóg i Jego wysoka Rada wskazały każdemu członkowi w ludzkiem ciele należyte miejsce, t. j. każdy członek zajmuje w ciele miejsce, które przysługuje mu ze względu na działające nań siły natury. Nie należy sobie tego wyobrażać w ten sposób, iż Bóg miał potrzebę prowadzić z kimś rozmowy i narady — ma to wyrazić jeno tyle, że nawet najdrobniejsze cząstki w rzeczach natury kierowane są przez aniołów, t. j. przez siły czynne. Ach! jakże daleko zachodzi zaślepienie głupoty! Powiedz jeno uczonemu z naszego narodu (rabinowi): Bóg zsyła swego anioła do brzucha ciężarnej kobiety, który ma tam wiatry czynić — a ten ci pewnikiem przyklaśnie; gotów nawet dopatrzeć się w tem wyrazu najwyższej mocy i mądrości Bożej; jakkolwiek równocześnie wierzy, że anioł jest ognistem ciałem wielkości trzeciej części świata[1]. Tak jest — odpowie ci — dla Boga wszystko jest możliwe. Powiedz mu natomiast: Bóg nasieniu człowieka użyczył popędu do wykształcenia, a to jest właśnie wyżej pomieniony anioł — to tę myśl przeklnie ci on, jako kacerstwo, gdyż nie ma pojęcia o prawdziwej mocy i mądrości, które ujawniają się właśnie w wydobyciu ukrytych sił czynnych.
W Berejszit Rabach powiedziano: anioł nie może wypełnić dwóch rozmaitych poselstw ani dwóch aniołów — jednego i tego samego; a i to jest prawdą, jeżeli trafnie to wyjaśnić. Wszelaka bowiem czynność wymaga pewnej określonej siły, oraz każda siła może wykonywać tylko określoną czynność.
Z powodu historyi Judy i Tamary powiada Rabbi Jochanan: Jehuda chciał przejść mimo Tamary. Ale Bóg skinął gwoli niemu na anioła, który reguluje popęd płciowy, t. j. Bóg za pomocą przyczyn naturalnych nakazał działać muskulaturze, która wprowadza członek w pozycję, wymaganą przy spółkowaniu. (Trudno mi uwierzyć, ażeby Rabbi Johanan tak subtelnie myślał, jak Rabbi Mojżesz ben Majmon inaczej nie mógłby tego uważać za osobliwe kierownictwo Opatrzności, jak to wskazuje cały tok myśli w odpowiednim ustępie).
„Wszystko możebne, co się rzeczywistem staje, musi posiadać działającą przyczynę, w której zawiera się zasada, czemu to, co jest tylko możliwe, staje się rzeczywistem. Ta czynna przyczyna może być albo materjalna albo niematerjalna. Materja jednak działa nie o tyle, o ile jest materją wogóle, (bowiem materja sama w sobie jest jeno czemś biernem), lecz o tyle, o ile jest pewną (przez formę) określoną materją. Owa najbliższa przyczyna ma przecież z kolei inną przyczynę i t. d. Nie może to jednak ciągnąć się bez końca (bowiem nieskończony szereg przyczyn nigdy nie da się wypełnić do końca, a zatem nie mógłby nigdy wywołać działania). A zatem wszystko, co staje się rzeczywistem, zniewala przypuszczać istnienie koniecznej pierwszej przyczyny. Zasada zaś, na mocy której owa konieczna (a przeto zarazem odwieczna) przyczyna wywołała działanie właśnie teraz, a nie kiedyś wcześniej, — tkwi albo w braku zewnętrznego (niezbędnego, jako warunek) stosunku między (najbliższą) przyczyną i działaniem, jeśli przyczyna owa jest materjalna; albo, jeżeli nie jest ona taką, — to w braku wymagalnego przygotowania materyi.
Powstanie jakiejśkolwiek złożonej rzeczy wymaga wzajemnego przyciągania i oddziaływania cząsteczek na siebie. To jednak przypuszcza z góry pewien określony stosunek w przestrzeni, albowiem ciała tylko w pewnem oddaleniu od siebie mogą przyciągać się i wzajem oddziaływać na siebie. Formy (substancje proste, siły) nie wymagają jednak (dla swego istnienia w materyi) żadnego stosunku w przestrzeni (gdyż między prostą i złożoną rzeczą żadnego stosunku przestrzennego być nie może), a tylko przypuszczają pewne przygotowanie materyi. Lecz i przyczyną tych form samą w sobie nie może być nic innego, jak również pewna forma. Że zaś formy te są istnościami prostemi, to nie mogą one powstawać i przemijać wraz z czasem oraz stopniowo, lecz musi to dziać się nagle i naraz.
Otóż działanie prostej, odrębnej od materyi istności z niczem lepiej porównać się nie da, jak z rozlewem wody; jako ów przez żaden określony kierunek i przez żadne oddalenie nie jest ograniczony, lecz stosuje się do podatności powierzchni miejsca, gdzie się rozpościera, podobnież i tamto działanie rozciąga się na wszystko, co zdolne jest je przyjąć. Że zaś Bóg, jako praprzyczyna świata jest bezmaterjalny, to rzec możemy poniekąd: Świat jest wypływem boskości — a to dlatego, iż w danym wypadku nie potrafimy wyrazić się zręczniej“.
Ten rozdział jest przygotowaniem do następnego, w którym poglądy na wieczność świata poddane są ocenie krytycznej. Tu występuje wielka subtelność autora. On sam, jak można było tego spodziewać się po filozofie-dogmatyku, popiera teorję Arystotelesa o wieczności świata. Aby nie zadzierać jednak z teologami, usiłuje w dalszym ciągu osłabić w pewnej mierze podane przezeń dowody. Lecz przy tej sposobności mimochodem — bez związku z danem studjum — podaje najważniejszy i rozstrzygający dowód na rzecz tego poglądu: ponieważ — powiada on — czynność istoty niematerialnej może być określona tylko przez zdolność materyi do przyjęcia wpływów, co właśnie jest podstawą tego, iż owa działalność ujawnia się tylko w pewnym czasie i na pewnych przedmiotach, to nie ma żadnej zasady po temu, iżby świat w całości, nawet i co do swojej materyi, mógł był powstać w czasie — bowiem w tym wypadku nie mogłoby być żadnego przygotowania materyi, skoro ona sama musiałaby powstać z niczego. Postawiwszy sobie takie założenie, przechodzi do następnego rozdziału w ten sposób:
„U tych, którzy przypuszczają istnienie Boga, w stosunku do zagadnienia wieczności świata, lub naodwrót jego powstania z niczego — trojakiego rodzaju możliwe są poglądy:
1) Zdanie, które wypowiada nasza objawiona religia. Na mocy tego poglądu świat w całości, t. j. wszystko, co istnieje, oprócz Boga, — stworzone zostało z niczego przez Boga zgodnie z Jego mądrością i wolną wolą; nawet czas jest czemś przez Niego stworzonem. Czas bowiem jest nieodłączny od ruchu, t. j. wogóle od zmiany. Ruch jest akcydencją tego, co jest ruchome; zaś wszystko ruchome powstało z niczego.
Jeżeli tedy powiadamy: „Bóg był, zanim świat stworzony został“ — a przez to słowo „był“ określamy jakoby pewien czas i czas ten wyobrażamy sobie nie skończonym, to w tym wypadku mówi się o czasie zmyślonym, nie zaś rzeczywistym. Jeśli bowiem czas nie jest taką jakością, jak wszystkie inne (jak np. białe i czarne) — to jest on przecie akcydencją nieodłączną od ruchu.
Mimochodem zauważę tutaj, co następuje: jeżeli niektórzy filozofowie (np. Galenus) do takiego stopnia zapoznali byli naturę czasu, iż mieli nawet wątpliwość: czy nie wypadałoby i czasu zaliczyć między rzeczy realne? — to pochodzi to ztąd, że czas jest właściwie akcydencją jakiejś innej akcydencji. Tymczasem akcydencje, które wiążą się bezpośrednio z substancją, mogą być łatwo zrozumiane; natomiast akcydencje innych akcydencyj dają się pojąć zaledwie z trudem.
Wystarcza zatem powiedzieć: czas jest tak samo, jak wszystkie inne substancje, oraz ich akcydencje, — czemś stworzonem.
Gdybyśmy wbrew temu przyjęli pogląd, że czas jest wieczny, to należałoby z konieczności zarazem przypuścić, że i świat jest wieczny; boć czas, jako akcydencja, bez substancyi nie da się pomyśleć.
(W naszych czasach Kant dowiódł, że czas jest tak mało substancją, co i akcydencją; jest on bowiem tylko formą świata, jako zjawiska zmysłowego. Świat zaś, jako rzecz sama w sobie, nie mieści się w czasie. Tym sposobem, cała owa antynomia, która wynika li z użycia tej formy w stosunku do rzeczy samych w sobie — daje się usunąć).
2) Zdanie filozofów — o ile przynajmniej jest nam ono znane. Na mocy tego poglądu nie jest dla Boga możliwem stworzyć cokolwiek z niczego. Nie przynosi to nieskończonej Jego mocy żadnej ujmy, jakkolwiek zawiera w sobie sprzeczność. Materja jest zatem konieczną, a co zatem idzie — wieczystą. Natomiast formy stwarzane są przez Boga zgodnie z Jego wolną wolą. Na skutek tego świat powstaje i przemija tak dobrze, jako wszelkie rzeczy poszczególne, ale nie powstaje z niczego i nie przemija w nic. Temu poglądowi hołdował i Platon, jak to widać z jego Timeosa.
3) Zdanie Arystotelesa, jego zwolenników i komentatorów. Według tego poglądu nie tylko materja, ale i wszystko, co ujmujemy zmysłami, a co jest w świecie niezmienne (więc i ciała niebieskie, według ówczesnej fizyki i t. p.) — jest wieczne: porządek natury pozostanie na zawsze tak samo niezmienny, jak był nim od początku. Arystoteles dowodzi wieczności świata w następujący sposób; mianowicie mówi:
- I. Ruch wogóle nie może ani powstawać ani przechodzić, bowiem wszystko, co powstaje, powstaje przez ruch, a zatem sam ruch nie może powstać. Z tego samego powodu nie mógł narodzić się i czas, jest on bowiem akcydencją ruchu.
- II) Materja wogóle (materia prima) ani nie miała powstać ani nie może przeminąć, bowiem wszystko, co powstaje, powstaje z materyi.
- III) (Trzeciego dowodu, opartego na błędnych poglądach ówczesnej fizyki na przyrodę ciał niebieskich — nie przytaczam).
- IV) Wszystko rzeczywiste musi być samo w sobie możliwe. Możliwość zatem musi poprzedza rzeczywistość w czasie.
- Z tego ostatniego twierdzenia następcy Arystotelesa usiłują wyprowadzić dowód wieczności świata w następujący sposób:
- I. Ruch wogóle nie może ani powstawać ani przechodzić, bowiem wszystko, co powstaje, powstaje przez ruch, a zatem sam ruch nie może powstać. Z tego samego powodu nie mógł narodzić się i czas, jest on bowiem akcydencją ruchu.
Istnienie świata — powiadają oni — zanim ten istnieć począł, było albo możliwe, albo niezbędne, albo niemożliwe.
Jeżeli było ono niezbędne — to wypada ztąd, iż świat musiał istnieć zawsze, od wieków, gdyż tylko wówczas byłby niezbędny.
Jeżeli było niemożliwe — to wypadnie, iż świat nigdy nie mógłby zacząć istnieć i nie istniałby zgoła nigdy.
Jeżeli zaś było możliwe — to spytać należy: co było subjektem owej możliwości? Gdyż musiałoby zawsze-ć istnieć coś, co warunkowałoby ową możliwość istnienia świata.
Niektórzy nowi djalektycy, co prawda, próbowali ten ostatni dowód podważyć, mówiąc: możliwość dotyczy tylko przyczyny działającej, która mogła następnie świat stworzyć, nie zaś samego przedmiotu działania. Ale tak mówić — jest to w rzeczy samej: nic nie powiedzieć. Albowiem dwa są rodzaje możliwości: możliwość przedmiotu stania się rzeczywistym i możliwość, tkwiąca w przyczynie działającej, wywołania tej rzeczywistości.
Następcy Arystotelesa, prócz powyższych dowodów wieczystości świata, zaczerpniętych z rozważania świata samego w sobie, znaleźli inne jeszcze w samej istocie Boga. Powiadają oni tak:
1) Jeżeli Bóg stworzył świat z niczego, to musiał przedtem posiadać zdolność do tego, która następnie stała się rzeczywistością. Musiał więc znowu posiadać pewną przyczynę, która tę jego zdolność zmieniła w rzeczywistość; sam tedy nie byłby już pierwszą przyczyną.
2) Że ktoś w pewnym czasie działa, w innym zaś nie działa, dzieje się to ze względu na pewne pobudki i pewne zawady. Pierwsze skłaniają wolę do czynu; drugie powstrzymują ją od działania. Skoro zaś Bóg, jako wszechdoskonała Istota nie może posiadać zewnątrz siebie impulsów do ruchu, ani też nie może mieć tam dla swej woli, — to niepodobna zrozumieć, dlaczego winien by działać w pewnym czasie, w innym zaś nie działał zgoła; Jego działalność musimy tedy uważać za wieczną tak samo, jak Jego istnienie.
3) Czynności Boga, jak o Istoty Najdoskonalszej, są doskonałe w najwyższym stopniu. Arystoteles często mówi: Natura jest mądra, nie rodzi nic niepożytecznego, lecz wszystko w doskonałym rodzaju. Jego zwolennicy poszli dalej: ten świat rzeczywisty jest najdoskonalszy, lepszego być nigdy nie mogło, a ponieważ jest on wynikiem najwyższej Mądrości, to musiał istnieć stale tak samo, jak i ona.
Jakże to być może — tak ciągną oni dalej — aby Bóg, Istota Wszechdoskonała, całą nieskończoność czasu przed stworzeniem świata był leniwy, nie stworzył nawet najmniejszej rzeczy, i naraz przed niedawnym czasem zdecydował się dopiero na stworzenie świata. Albowiem gdybyśmy nawet przypuścili, że Bóg stworzył był już tyle światów, ile przestrzeń naszego świata obejmuje ziarn piasku, to i w tym wypadku wszystko to w stosunku do Jego nieskończonego istnienia równałoby się temu, iż jakoby świat stworzył dopiero dnia wczorajszego.
Prócz tego powołują się oni na powagę starożytnych i na powszechny pogląd, iż świat jest wieczny.