Od babuni dziś dostali
Trzej chłopacy, dosyć mali,
Na przysmaczki, na trzy paczki...
Tak, ach tak!
— Gdzież pójdziemy? Do kucharza,
— Na pierniczki miód odważa...
— To mistrz wielki, kunszt zna wszelki,
— Chodźmy doń!
— Pokażże nam, mistrzu drogi
— Jak to robisz... drżą nam nogi!
— Hosa hasa! Pierwsza klasa!
— W to nam graj!
— Niezadługo piernik będzie,
— Daj nam krzesło, miej na względzie,
— Żeśmy mali, tu przygnali,
— W lot, ach w lot!
— Oj, na Boga! Źle się dzieje!
— Krzesło się pod nami chwieje!
— W słodkie morze, o mój Boże,
— Lecim wprost!
Wpadli z trzaskiem w toń brązową,
Kucharz wrzasnął, wstrząsnął głową...
Leży blady — niema rady
Próżny gniew!
Wyszli potem z fali ciasta,
Jak dzikusy trzej i basta...
Przez dzień cały by lizały
Dzieci z nich.
— Cóż uczynim? — razem rzekli
I do domu wprost uciekli...
Ach, jak było im nie miło
Miastem iść!
Idą, ile można szparko...
Strach przewrócił stół z jabłczarką.
Dama w nogi! Boże drogi,
Cóż za gwałt!
I policjant drapnął z strachu,
Kot dał nura z szczytu dachu!
Straszna rzecz!
Wtem odważny Bryś wypada..
Piernik także chętnie jada,
Więc susami, za chłopcami
Leci wprost.
Gdy ze strachu już się wili,
Na królewnę natrafili...
Szczęsny los!
Już w pałacu cudnym siedzą,
Wonne jabłka sobie jedzą
I pomadki, przysmak rzadki,
Pyszna rzecz!
Lokaj się przed nimi kłoni,
Oni dumni, jak baroni...
Hejże ha!
Po wizycie odjechali,
W mieście wielkiej czci doznali,
Sam policjant salutował,
Służył Bryś!
I jabłczarka gruba stała,
Gębę ciągle otwierała...
Ano...tak!
Mama się nie pogniewała,
Bo królewnę dobrze znała,
Rozrzewniona ich do łona
Tuliła...
Potem w wannę wpakowała,
Pół dnia szczotką szorowała,
Aż się biali znowu stali
... No i nic!
Chrapią sobie teraz szczerze,
Że zmęczeni chętnie wierzę...
To ponura awantura
Mogła być...
Bowiem, gdyby nie królewna,
Klęska była całkiem pewna...
Stał się cud!