<<< Dane tekstu >>>
Autor Sewer
Tytuł Bajecznie kolorowa
Wydawca Wydawnictwo Biblioteki Groszowej S-ki z o. odp.
Data wyd. 1926
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

DOPISEK

Miodowe miesiące mknęły, jak wiosna w raju, a z niemi i ostatnie grosiwo... Biedę ratowała młoda gosposia mlekiem Łysuli i żydzi, kupujący szkice po dziesięć papierków za sztukę... Prosiaki szły w wzrost i słoniną, pewny na nich grosz, lecz czekać trzeba.
Jagusia, cicha, spokojna, zakochana w swoim królewiczu, rada była, że go ma biednego, bo i w bajce królewicze biedniuścy, dlatego okrutnie ich kochają. Kto wie coby było, gdyby Wacek był bogaty, a tak serce z biedą razem trzymają go przy niej i raźniej jest jakoś...
W tym czasie Antek pojechał do Monachjum, „książę“ — do Bułgarji, Edzio — do Paryża, inni przyjaciele zwyczajnie, jak cyganie, rozlecieli się po świecie, a zawistna reakcja wychyliła kudłaty łeb.
Wacek posłał obraz, w plenerze malowany szeroko i szybko, na wystawę do kupna na rozlosowanie. Kudłaty łeb reakcji, nieprzyjaciel pleneru, dźwignął się, zatrząsł kudłami i oświadczył, że ten, który się schłopił, chce widocznie schłopić malarstwo, co dowodzi przysłany obraz.
Oparł się temu energicznie prezes towarzystwa, bronił dzielnie plenera, zmógł kołtunową opozycję, obraz kupiono...
Nazautrz[1] rano książę-prezes zajechał przed chatę Tomaszów Czepców w Bronowicach, wszedł do izdebki Wacka, przedstawił się Jagusi, poprosił o szklankę mleka i pierwszy udzielił Wackowi wiadomości o zakupnie jego obrazu.
— Jedźmy do Krakowa! — Bem natychmiast panu wypłaci naznaczoną cenę.
Zdumiony Wacek ubrał się — ruszyli.
Jaguś się dziwowała:
— Książę do mego królewicza, to jak brat do brata — mówiła. Lecz zato cała wieś wyprawiała dziwy okrutne.
Książę z królewiczem przelecieli ulicą Karmelicką, Szewską i całą połać rynku. Kłaniali się ludziom, witali znajomych, bawili się wesoło, jak gdyby dwaj rodzeni bracia. Wysiedli przed cukiernią Mauryzla na linji A—B napić się wódki. Łyki się garnęli do księcia pana, lecz książę zajęty był szczególnie Wackiem, z nim tylko rozmawiał, z nim się bawił i przez to Wacek okrutnie zyskiwał na łyczym szacunku i uważaniu. Książę, rad, uśmiechał się.
W Sukiennicach, w Towarzystwie Sztuk Pięknych, sekretarz Bem, z wytwornością, na jaką go było tylko stać, wypłacił Wackowi dwieście pięćdziesiąt guldenów.
Z Sukiennic pojechali książę i Wacek przez ulice Grodzką do pałacu kardynała, prosić go w imieniu księżnej na obiad. Od kardynała książę rzucił karetą pod Baranami i już piechotą, trzymając się pod ręce, poszli do pałacu Lubomirskich na ulice św. Jana. Pod Sukiennicami zobaczył ich Dyzma i zgłupiał. Jakieś łycze uczucie pokory i nieokreślonego uwielbienia dla Wacka zaczęło mimowolnie wytwarzać się w jego organizmie.
— Wymęczyłem cię, kochany panie Wacławie — mówił książę na pożegnanie. — Nie gniewaj się na mnie, potrzebowałem towarzystwa szlachetnej natury i dzielnego charakteru, dla którego niema niepodobieństw.
— Domyślam się, książę, całej gry — odparł wzruszony Wacek. — Pokazywałeś mnie łykom krakowskim razem z sobą, aby im powiedzieć, że jeżeli ty trzymasz towarzystwo z człowiekiem, który się ożenił z chłopką, dobrze się z nim bawisz i jesteś jego przyjacielem, to cóż łyki?!..
— Ależ nie — książę się śmiał, Wacek ciągnął dalej:
— To łyki powinni nie posiadać się z radości, jeśli ja rękę do nich wyciągnę! Dziękuje ci, książę, uratowałeś mnie!...
Uścisnęli się serdecznie, Wacek pobiegł w stronę Klaparza dowiedzieć się czy niema koni z Bronowic. Znalazł... wrócił do miasta zakupić wszelakich potrzeb do kuchni i gospodarstwa. Mieszczanie na rynku biegli do niego, aby czem prędzej uściskać rękę, która przed chwilą dotykała się ręki księcia.
...Zna on świat — pomyślał o księciu Wacek — i zna swoich ludzi. Latby potrzeba, zanimby łyki uwierzyli, żem nie schłopiał, że jestem artystą, jakim byłem przed ożenieniem.
Przypadł do niego Dyzma, całując go w oba policzki.
— Wacek, przebacz mi moje głupstwa. Wybieramy się do ciebie — w odwiedziny.
Wieczorem Jaguś, uszczęśliwiona, wydobywała z wozu wszelakie zapasy, a w izbie Wacek położył przed nią dwieście papierków.
— Moc — szeptała — wielka moc grosiwa, weźmiemy za nie trzy morgi gruntu w dzierżawę i bieda się skończył...
Uściskała swego królewicza — radość była wielka.



Dziś w Bronowicach Małych, wśród rozrzuconych chat, odbija od innych schludny dworek artysty z ganeczkiem. Obok wznosi się obszerna o wielkiem oknie pracownia na zimę, bo w lecie pracuje się na dworze i w słońcu.

We dworku, w którym artyści znajdują zawsze gościnę, a Słowacki stale mieszka — panuje i włada Jagusia — pani dwóch pięknych krów, wydzierżawionych pięciu morgów i dwóch córek, chowanych na przyszłe żony dla artystów.[2]


KONIEC





  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – Nazajutrz.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Zobacz na Commons obrazy związane z Włodzimierzem Tetmajerem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Maciejowski.