Bractwo Wielkiej Żaby/Rozdział XV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bractwo Wielkiej Żaby |
Wydawca | Instytut Wydawniczy „Renaissance” |
Data wyd. | 1929 |
Druk | A. Dittmann, T. z o. p. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Marceli Tarnowski |
Tytuł orygin. | The Fellowship of the Frog |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Ray Bennett obudził się. Skronie tętniły mu, język był suchy. Z wielkim wysiłkiem udało mu się unieść zbolałą głowę z poduszek i wstać. Nalał sobie szklankę wody i wypił chciwie, potem siadł na skraju łóżka i wsparłszy głowę na rękach, usiłował przypomnieć sobie wydarzenia ubiegłej nocy. Nie pamiętał dokładnie, co się stało, ale czuł, że stało się coś strasznego. Po długim czasie dopiero wypadki odżyły w jego pamięci. Zerwał się z łóżka, i chodząc nerwowo po pokoju, starał się usprawiedliwić swoje postępowanie przed sobą samym.
Gdy po kąpieli otrzeźwiał zupełnie, doszedł już do przekonania, że wyrządzono mu wiele, wiele złego. Oczywiście nie powinien był uderzyć ojca — napisze do niego zaraz, aby mu wyrazić swój żal z tego powodu. Ale nie będzie to list błagalny, lecz w miarę dumny. Tak postanowił. Ostatecznie nieporozumienia takie zachodzą we wszystkich rodzinach. A przyjdzie dzień, gdy Ray Bennett powróci do ojca jako człowiek bogaty i...
Ray wydął wargi. Wiodło mu się teraz przecież nieźle. Miał drogie mieszkanie, co tydzień poczta przynosiła mu nową paczkę szeleszczących banknotów. Miał auto... ale jak długo będzie to trwało? Ray nie był głupcem, nie był może tak mądry, jak sobie wyobrażał, ale głupcem nie był. Dlaczegóż miałby rząd japoński, czy inny, płacić mu tyle pieniędzy za informacje, które można było przecież czerpać z każdego podręcznika, wystawionego w księgarni za kilka szylingów? Porzucił tę myśl. Posiadał on właściwość odpychania od siebie wszelkiej uciążliwej myśli. Otworzył drzwi do jadalni i stanął jak wryty.
Przy otwarłem oknie siedziała Ella, wsparłszy głowę na rękach. Była blada, a pod oczyma miała sine smugi.
— Ella, na miłość boską, co ty tu robisz? — zawołał Ray. — Jak się tu dostałaś?
— Portjer otworzył mi swoim kluczem, kiedy mu powiedziałam, że jestem twoją siostrą, — rzekła Ella obojętnie. — Przyjechałam z samego rana, żeby cię zapytać, czy chcesz pojechać do Horsham i pomówić z ojcem.
— Nie teraz, nie... za kilka dni, — rzekł Ray szybko. W istocie nie obawiał się spotkania z ojcem.
— Czy tak wielką ofiarą byłoby, Ray’u, wyrzec się tego wszystkiego?
— Tego wszystkiego nie, jeżeli masz na myśli mieszkanie. Ale ty i ojciec chcecie przecież, żebym porzucił swoją pracę.
— Nie sądzę, aby ci to wyszło na złe. — To był nowy ton, i Ray patrzał na siostrę zdumiony. — Wróć do ojca, Ray’u, wróć zaraz!
Ray potrząsnął głową. — Nie, nie mogę. Napiszę do mego. Przyznaję, że postąpiłem wobec niego niesłusznie, i to mu właśnie napiszę, ale więcej nie mogę zrobić.
Zapukano do drzwi.
— Proszę! — zawołał Ray.
— Czy przyjmie pan miss Bassano i mr. Brady’ego? — zapytał służący szeptem i spojrzał znacząco na Ellę.
— Naturalnie, że mię przyjmie! — zawołał głos z zewnątrz. — Naco te formalności?... Ach... rozumiem... — Lola Bassano zmierzyła Ellę wzrokiem z pod półprzymkniętych powiek.
— To moja siostra Ella, — przedstawił Ray, — a to miss Bassano i mr. Brady.
Ella patrzała z mimowolnym podziwem na szczupłą postać przy drzwiach. Twarz Loli, jej postawa, jej kształtna ręka, jej strój budziły w niej zachwyt.
— Czy podoba się pani mieszkanie brata? — zapytała Lola, siadając naprzeciw Elli i zakładając nogę na nogę.
— Tak, bardzo tu ładnie, i Horsham wyda mu się pewnie niezmiernie puste, gdy powróci do nas, — rzekła Ella.
— A czy pan wraca do Horsham? — Stawiając to pytanie, Lola odrzuciła głowę w tył i spojrzała Ray’owi prosto w oczy.
— Ani myślę! — rzekł Ray energicznie. — Powiedziałem już Elli, że praca moja tutaj jest mi zbyt ważna, abym się jej miał wyrzec.
Lola skinęła głową z zadowoleniem, a Ellę przeszedł nagle dziwny dreszcz. Przed chwilą jeszcze była zachwycona urodą Loli, teraz miała wrażenie, że w kącikach jej pięknych ust czai się okrucieństwo.
— Bo musi pani wiedzieć, miss Bassano, że Gordon naopowiadał mojej siostrze najpotworniejsze historje o nas wszystkich.
— Gordon jest monomanem, — rzekł Lew Brady. — Nasłał przecież nawet Elka na pańskiego ojca i kazał go przesłuchać. Zdaje mu się, że na całym świecie są sami przestępcy oraz jeden jedyny człowiek, powołany do chwytania ich, a tym jest on sam...
— Tap — tap — taptap — tap.
Zapukano do drzwi. Wolno, z namysłem, nieuchronnie. Działanie, jakie wywarło to na Brady’m, było nader osobliwe. Potężne jego ciało jakby się skuliło, twarz stała się nagle tępa.
— Tap — tap — taptap — tap.
Ręka, którą Brady przytknął do ust, drżała. Ella patrzała to na niego, to na Lolę, która także pobladła pod szminką. Brady poczłapał do drzwi, dysząc ciężko w nagłej ciszy, jaka zapanowała w pokoju.
— Proszę! — wysapał wreszcie, ale nie mógł się doczekać wejścia pukającego — i sam szarpnął drzwi.
Na progu stał Dick Gordon.
Spojrzał z uśmiechem na wszystkich pokolei.
— Widzę, że znak Żaby wywiera na niektórych z państwa przerażające wrażenie? — rzekł z satysfakcją.