Bractwo Wielkiej Żaby/Rozdział XIV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bractwo Wielkiej Żaby |
Wydawca | Instytut Wydawniczy „Renaissance” |
Data wyd. | 1929 |
Druk | A. Dittmann, T. z o. p. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Marceli Tarnowski |
Tytuł orygin. | The Fellowship of the Frog |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Elk zszedł nadół na ulicę, aby się przywitać z Amerykaninem. Mr. Broad był we fraku, zaś reflektor jego auta rozjaśniał mrok brudnej ulicy.
— Ma pan istotnie dobry węch, — rzekł Elk z uznaniem.
— Gdy zobaczyłem, jak dwudziestu detektywów wybiegło z klubu Herona i odjechało w szalonem tempie, nie mogłem przecież przypuszczać, że pośpiech ich to tylko ma na celu, żeby jeszcze przed drugą lec w łóżeczkach, — rzekł Broad. — Bywam w klubie zwykle nad ranem. Członkowie jego są może mniej jeszcze pożądaną znajomością, niż reszta Żab. Ale bawią mię... Powtarzam swoje pytanie: czy widział pan milutkie dziecię, które uczy się sylabizować słowa O—LA MA KO—TA?
Elk miał wrażenie, że uprzejmy Amerykanin drwi z niego. — Niech pan lepiej wejdzie i pomówi z moim szefem.
Broad poszedł za inspektorem do sypialni gospodyni Maitlanda, gdzie Dick badał pozostawione przez Numer Siódmy przy raptownej ucieczce papiery.
Prócz kopji zeznania Millsa znalazł paczkę kartek, z których wiele wydawało się nieczytelnemi i niezrozumiałemi. Pisane były na maszynie i przypominały zupełnie rozkazy wojskowe. Były to rzeczywiście rozkazy Wielkiej Żaby, wydawane przez jego dowódcę sztabu, i nosiły podpis Numeru Siódmego.
Jedna kartka głosiła: „Pośpieszyć się z Raymondem Bennettem! L. niech mu powie, że jest Żabą. Cokolwiekby się z nim stało, musi to być wykonane przez kogoś, kto nie jest znany jako Żaba“.
Na innej kartce było napisane: „Gordon jest zaproszony na czwartek na obiad do poselstwa amerykańskiego. Zrobić koniec. Elk kazał zaprowadzić nowy dzwonek alarmowy pod czwartą kondygnacją schodów. Jedzie jutro o 4.15 do Wandsworth przesłuchać Millsa“.
Były i inne karteczki, mówiące o ludziach, o których Dick nie słyszał nigdy. Uśmiechał się właśnie nad lakoniczną instrukcją, nakazującą zrobić z nim koniec, gdy wszedł Amerykanin.
— Niech pan siada, mr. Broad. Posępne spojrzenie Elka zdradza mi, że potrafił pan usprawiedliwić swoją obecność tutaj.
Broad skinął głową z uśmiechem. — A mr. Elk zadaje sobie tyle trudu. — Spojrzenie jego padło na papiery. — Czy byłoby niedyskrecją, gdybym zapytał, czy to są wizytówki Żaby? — zapytał.
— Owszem, — rzekł Dick. — Każda uwaga pańska, dotycząca Żab, jest szczytem niedyskrecji, póki nie ma pan zamiaru dopomóc nam w wyjaśnieniu zagadki.
— Nie zdradzając się zupełnie, mogę panu jedno tylko zakomunikować, że pańska Żaba Numer Siedem uciekła, — rzekł Amerykanin chłodno. — Słyszałem okrzyki radości Żab, sprowadzanych pod eskortą na ulicę. Przebranie Numeru Siódmego było idealne. Nosił mundur policjanta.
Elk zaklął cicho, ale siarczyście. — Więc to był on, — rzekł. — On był tym policjantem, który odprowadził Hagna pod pozorem aresztowania go. A gdyby jeden z moich ludzi nie odebrał mu przypadkowo aresztanta, uciekliby obaj. Niech pan zaczeka chwilę.
Elk odszukał detektywa, który przyprowadził Hagna.
— Nie znam tego policjanta, — rzekł urzędnik. — Był z obcego mi oddziału. Wysoki mężczyzna z grubemi, czarnemi wąsami. Jeżeli to było przebranie, w takim razie było doskonałe.
Elk powrócił zdruzgotany.
— Jedno chciałbym tylko wiedzieć, jaką grę prowadzi Żaba z Ray’em Bennettem, — rzekł mr. Joshua Broad.
— Gdyż jest to w każdym razie jedna z najbardziej zajmujących intryg strategji Żab. — Powstał i wziął kapelusz. — Dobranoc! Niech pan nie zapomni poszukać dziecka, inspektorze, — uśmiechnął się na pożegnanie. Elk przeszukał dom od strychu do piwnic, ale bez rezultatu.
— Zdaje mi się, że to jest dla nas cennym śladem, — rzekł Dick, podając Elkowi jedną z kartek. Detektyw przeczytał:
- „Wszystkie Ropuchy mają słuchać wtorek. 3. 1. n.! L. V. M. B. Ważne!“
- „Wszystkie Ropuchy mają słuchać wtorek. 3. 1. n.! L. V. M. B. Ważne!“
— Tę prostą, ale osobliwą wiadomość mam tu w dwudziestu pięciu odpisach, — rzekł Dick. — A że nie widzę do tych instrukcyj kopert, przypuszczam, że Hagn rozsyłał je albo z klubu, albo ze swego mieszkania. O ile orjentuję się w numeracji Żab, to Numer Jeden pracuje przez Siedem, który może zna szefa, a może i nie zna. Hagn, którego numer, mówiąc nawiasem, jest 13, co mu też przyniesie wiele nieszczęścia, — jest naczelnikiem biura Numeru Siódmego i komunikuje się z kierownikami poszczególnych sekcyj. Siódmy otrzymuje rozkazy wprost od Wielkiej Żaby, ale może też działać bez pytania, gdy zachodzi konieczność. Tu naprzykład, — stuknął palcem w jedną z kartek, — usprawiedliwia się z użycia Millsa, co potwierdza moje przypuszczenie.
— Nigdzie pisma ręcznego?
— Nie. Ani odcisków palców.
Elk wziął do ręki jeden z papierków, na których wypisane były rozkazy, i potrzymał go pod światło.
— Znak wodny z trzema lwami, — rzekł. — Nowa maszyna do pisania, pisał ktoś wprawny, mający mały palec u lewej ręki słaby, gdyż litery a i y stale wychodzą słabiej. Znaczy to, że pisał wszystkiemi palcami. Amatorzy rzadko używają małego palca, zwłaszcza lewej ręki. Schwytałem kiedyś pewnego bandytę jedynie dzięki temu, że wiedziałem o tem. — Przeczytał jeszcze raz treść kartki. — Wszystkie Ropuchy mają słuchać Wtorek — „Ropuchy“ są to oczywiście przywódcy organizacji Żab. Hm, ale gdzie mają słuchać. To „3. 1. n.“ daje mi wiele do myślenia, panie kapitanie.
Dick spojrzał na niego dziwnie.
— We wtorek o godzinie 3 min. 1 w nocy będziemy słuchali radja według sygnału „code“ L. V. M. B. Usłyszymy Wielką Żabę, Elk!