Bractwo Wielkiej Żaby/Rozdział XIV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Edgar Wallace
Tytuł Bractwo Wielkiej Żaby
Wydawca Instytut Wydawniczy „Renaissance”
Data wyd. 1929
Druk A. Dittmann, T. z o. p.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Marceli Tarnowski
Tytuł orygin. The Fellowship of the Frog
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Indeks stron

ROZDZIAŁ XIV.
„Słuchajcie, wszystkie ropuchy!“

Elk zszedł nadół na ulicę, aby się przywitać z Amerykaninem. Mr. Broad był we fraku, zaś reflektor jego auta rozjaśniał mrok brudnej ulicy.
— Ma pan istotnie dobry węch, — rzekł Elk z uznaniem.
— Gdy zobaczyłem, jak dwudziestu detektywów wybiegło z klubu Herona i odjechało w szalonem tempie, nie mogłem przecież przypuszczać, że pośpiech ich to tylko ma na celu, żeby jeszcze przed drugą lec w łóżeczkach, — rzekł Broad. — Bywam w klubie zwykle nad ranem. Członkowie jego są może mniej jeszcze pożądaną znajomością, niż reszta Żab. Ale bawią mię... Powtarzam swoje pytanie: czy widział pan milutkie dziecię, które uczy się sylabizować słowa O—LA MA KO—TA?
Elk miał wrażenie, że uprzejmy Amerykanin drwi z niego. — Niech pan lepiej wejdzie i pomówi z moim szefem.
Broad poszedł za inspektorem do sypialni gospodyni Maitlanda, gdzie Dick badał pozostawione przez Numer Siódmy przy raptownej ucieczce papiery.
Prócz kopji zeznania Millsa znalazł paczkę kartek, z których wiele wydawało się nieczytelnemi i niezrozumiałemi. Pisane były na maszynie i przypominały zupełnie rozkazy wojskowe. Były to rzeczywiście rozkazy Wielkiej Żaby, wydawane przez jego dowódcę sztabu, i nosiły podpis Numeru Siódmego.
Jedna kartka głosiła: „Pośpieszyć się z Raymondem Bennettem! L. niech mu powie, że jest Żabą. Cokolwiekby się z nim stało, musi to być wykonane przez kogoś, kto nie jest znany jako Żaba“.
Na innej kartce było napisane: „Gordon jest zaproszony na czwartek na obiad do poselstwa amerykańskiego. Zrobić koniec. Elk kazał zaprowadzić nowy dzwonek alarmowy pod czwartą kondygnacją schodów. Jedzie jutro o 4.15 do Wandsworth przesłuchać Millsa“.
Były i inne karteczki, mówiące o ludziach, o których Dick nie słyszał nigdy. Uśmiechał się właśnie nad lakoniczną instrukcją, nakazującą zrobić z nim koniec, gdy wszedł Amerykanin.
— Niech pan siada, mr. Broad. Posępne spojrzenie Elka zdradza mi, że potrafił pan usprawiedliwić swoją obecność tutaj.
Broad skinął głową z uśmiechem. — A mr. Elk zadaje sobie tyle trudu. — Spojrzenie jego padło na papiery. — Czy byłoby niedyskrecją, gdybym zapytał, czy to są wizytówki Żaby? — zapytał.
— Owszem, — rzekł Dick. — Każda uwaga pańska, dotycząca Żab, jest szczytem niedyskrecji, póki nie ma pan zamiaru dopomóc nam w wyjaśnieniu zagadki.
— Nie zdradzając się zupełnie, mogę panu jedno tylko zakomunikować, że pańska Żaba Numer Siedem uciekła, — rzekł Amerykanin chłodno. — Słyszałem okrzyki radości Żab, sprowadzanych pod eskortą na ulicę. Przebranie Numeru Siódmego było idealne. Nosił mundur policjanta.
Elk zaklął cicho, ale siarczyście. — Więc to był on, — rzekł. — On był tym policjantem, który odprowadził Hagna pod pozorem aresztowania go. A gdyby jeden z moich ludzi nie odebrał mu przypadkowo aresztanta, uciekliby obaj. Niech pan zaczeka chwilę.
Elk odszukał detektywa, który przyprowadził Hagna.
— Nie znam tego policjanta, — rzekł urzędnik. — Był z obcego mi oddziału. Wysoki mężczyzna z grubemi, czarnemi wąsami. Jeżeli to było przebranie, w takim razie było doskonałe.
Elk powrócił zdruzgotany.
— Jedno chciałbym tylko wiedzieć, jaką grę prowadzi Żaba z Ray’em Bennettem, — rzekł mr. Joshua Broad.
— Gdyż jest to w każdym razie jedna z najbardziej zajmujących intryg strategji Żab. — Powstał i wziął kapelusz. — Dobranoc! Niech pan nie zapomni poszukać dziecka, inspektorze, — uśmiechnął się na pożegnanie. Elk przeszukał dom od strychu do piwnic, ale bez rezultatu.
— Zdaje mi się, że to jest dla nas cennym śladem, — rzekł Dick, podając Elkowi jedną z kartek. Detektyw przeczytał:

„Wszystkie Ropuchy mają słuchać wtorek. 3. 1. n.! L. V. M. B. Ważne!“

— Tę prostą, ale osobliwą wiadomość mam tu w dwudziestu pięciu odpisach, — rzekł Dick. — A że nie widzę do tych instrukcyj kopert, przypuszczam, że Hagn rozsyłał je albo z klubu, albo ze swego mieszkania. O ile orjentuję się w numeracji Żab, to Numer Jeden pracuje przez Siedem, który może zna szefa, a może i nie zna. Hagn, którego numer, mówiąc nawiasem, jest 13, co mu też przyniesie wiele nieszczęścia, — jest naczelnikiem biura Numeru Siódmego i komunikuje się z kierownikami poszczególnych sekcyj. Siódmy otrzymuje rozkazy wprost od Wielkiej Żaby, ale może też działać bez pytania, gdy zachodzi konieczność. Tu naprzykład, — stuknął palcem w jedną z kartek, — usprawiedliwia się z użycia Millsa, co potwierdza moje przypuszczenie.
— Nigdzie pisma ręcznego?
— Nie. Ani odcisków palców.
Elk wziął do ręki jeden z papierków, na których wypisane były rozkazy, i potrzymał go pod światło.
— Znak wodny z trzema lwami, — rzekł. — Nowa maszyna do pisania, pisał ktoś wprawny, mający mały palec u lewej ręki słaby, gdyż litery a i y stale wychodzą słabiej. Znaczy to, że pisał wszystkiemi palcami. Amatorzy rzadko używają małego palca, zwłaszcza lewej ręki. Schwytałem kiedyś pewnego bandytę jedynie dzięki temu, że wiedziałem o tem. — Przeczytał jeszcze raz treść kartki. — Wszystkie Ropuchy mają słuchać Wtorek — „Ropuchy“ są to oczywiście przywódcy organizacji Żab. Hm, ale gdzie mają słuchać. To „3. 1. n.“ daje mi wiele do myślenia, panie kapitanie.
Dick spojrzał na niego dziwnie.
— We wtorek o godzinie 3 min. 1 w nocy będziemy słuchali radja według sygnału „code“ L. V. M. B. Usłyszymy Wielką Żabę, Elk!



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Edgar Wallace i tłumacza: Marceli Tarnowski.