Cechmistrz Melchior Halabarda
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Cechmistrz Melchior Halabarda |
Pochodzenie | Stare miasto Obrazki z niedawnych lat cykl Typy z zaułków |
Wydawca | Drukarnia Narodowa |
Data wyd. | 1902 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały zbiór |
Indeks stron |
I.
W swej budzie, co bez szwanku,
Od wieków stoi harda,
Ma kuźnię po pradziadach
Pan Melchior Halabarda.
Gra w krzepkich jego żyłach
Mieszczańska krew najczystsza,
Wnet powie: »To personat!«
Kto spojrzy na cechmistrza.
Sławetnych wzorem przodków,
Co śpią już pod mogiłą,
Jak wielkie Stare Miasto,
On turzą słynie siłą.
Wspomina nieraz cechmistrz,
Gnąc w garści bretnal twardy,
Jak cenił August Mocny
Pradziada Halabardy!
II.
Znać dumę z twarzy majstra,
Z spojrzenia i z uśmiechu, —
Potentat i familiant
Jest starszym swego cechu.
Ma złoto w krzepkiem puzdrze,
Ma srebro w szafie z Gdańska, —
Melchiora Halabardę
Poważa brać mieszczańska.
Z respektem o nim gada
Mąż, dziecko i niewiasta:
»Wszech mieszczan to ozdoba,
To lumen wszego miasta!«
Najwięksi nawet cenią
Cechmistrza stare imię:
Ksiądz Jacek, proboszcz z Fary,
Ma w wielkiej go estymie!
III.
Rodzina Halabardy
Przoduje innym śmiele,
Ma zacne kolligacye
I świetne parentele!
Świadectwo ich splendoru
Z archiwów miejskich bierzem:
Walanty Halabarda
Królewskim był płatnerzem!
Uprzejmie król jegomość
W pamięci swej go chował:
Nikt miecza tak nie wykuł,
Tak zbroi nie szmelcował!
A hart był w tych zbroicach!
A stal w nich była przednia!
Warszawską karabelą
Król Turków gnał z pod Wiednia!
IV.
W Melchiora kuźni starej
Od świtu idzie praca,
Blask ognia brudne mury
To krwawi, to ozłaca.
Dmuchają wielkie miechy,
Huk młotów kuźnią wstrząsa,
Sam cechmistrz rej tu wiedzie,
Siwego kręcąc wąsa.
Z podziwu nieraz czeladź
Aż oczy wybałuszy:
Gnie majster grube szyny,
Podkowy krzepkie kruszy.
Żelazne ma muszkuły,
Niedźwiedzie ma on bary,
Jak pradziad z saskich czasów,
Co w garści miął talary!
V.
W swym domie Halabarda
Na górnem mieszka piętrze,
Tam w wąskim alkierzyku
Klejnoty ma najświętsze.
Na zydlu staroświeckim,
Przy blasku żółtej świécy,
Siadywać lubi majster
W mieszczańskiej swej skarbnicy.
Dwa wieki, pięć pokoleń
Z alkierza patrzy ściany:
Kolczuga, ryngraf z miedzi
Kunsztownie malowany.
Hełm, koncerz, miecz niemiecki,
Otłuczon tuż przy gardzie:
Pamiątki po płatnerzu
Walantym Halabardzie!
VI.
Nie dźwięczy w starym domie
Dziecięce szczebiotanie:
Pan Melchior Halabarda
W bezżennym żyje stanie.
Co wieczór pustka głucha
Z alkierza go wypłasza,
Na Podwal sunie cechmistrz
Z podstarszym grać w maryasza.
Tam wielki dzban trojniaku
Nań czeka nieomylnie,
Przy miodzie perły cechu
Gawędzą krotofilnie.
A kiedy zegar antyk
Wskazuje punkt dwunastą,
Pan Melchior chwiejne kroki
Kieruje w Stare Miasto!
VII.
Sześćdziesiąt zim przebiegło
Nad dumną starca głową —
Nie pora Melchiorowi
Brać panią Melchiorową.
I duma nieraz cechmistrz
W prastarym, pustym domu,
Że ojców swych dziedzictwa
Ostawić niema komu.
Dzień kona, z kątów celi
Wypełza mrok wieczora,
Ból krwawy, gniewna rozpacz
Kąsają pierś Melchiora.
I bije łbem o mury,
Aż jęczy ściana twarda,
Ostatni z swego rodu!
Ostatni Halabarda!