[89]CECHMISTRZ MELCHJOR HALABARDA.
I.
W swej budzie, co bez szwanku
Od wieków stoi harda,
Ma kuźnię po pradziadach
Pan Melchjor Halabarda.
Gra w krzepkich jego żyłach
Mieszczańska krew najczystsza,
Wnet powie: „To personat!“
Kto spojrzy na cechmistrza.
Sławetnych wzorem przodków,
Co śpią już pod mogiłą,
Jak wielkie Stare Miasto,
On turzą słynie siłą.
Wspomina nieraz cechmistrz,
Gnąc w garści bretnal twardy,
Jak cenił August Mocny
Pradziada Halabardy!
[90]II.
Znać dumę z twarzy majstra,
Z spojrzenia i z uśmiechu;
Potentat i familjant,
Jest starszym swego cechu.
Ma złoto w krzepkiem puzdrze,
Ma srebro w szafie z Gdańska;
Melchjora Halabardę
Poważa brać mieszczańska.
Z respektem o nim gada
Mąż, dziecko i niewiasta:
„Wszech mieszczan to ozdoba,
To lumen wszego miasta!”
Najwięksi nawet cenią
Cechmistrza stare imię:
Ksiądz Jacek, proboszcz z Fary,
Ma w wielkiej go estymie!
III.
Rodzina Halabardy
Przoduje innym śmiele,
Ma zacne koligacje
I świetne parentele!
Świadectwo ich splendoru
Z archiwów miejskich bierzem:
Walanty Halabarda
Królewskim był płatnerzem!
[91]
Uprzejmie Król Jegomość
W pamięci swej go chował:
Nikt miecza tak nie wykuł,
Tak zbroi nie szmelcował!
A hart był w tych zbroicach!
A stal w nich była przednia!
Warszawską karabelą
Król Turków gnał z pod Wiednia!
IV.
W Melchjora kuźni starej
Od świtu idzie praca,
Blask ognia brudne mury
To krwawi, to ozłaca.
Dmuchają wielkie miechy,
Huk młotów kuźnią wstrząsa,
Sam cechmistrz rej tu wiedzie,
Siwego kręcąc wąsa.
Z podziwu nieraz czeladź
Aż oczy wybałuszy:
Gnie majster grube szyny,
Podkowy krzepkie kruszy.
Żelazne ma muszkuły,
Niedźwiedzie ma on bary,
Jak pradziad z saskich czasów,
Co w garści miął talary!
[92]V.
W swym domie Halabarda
Na górnem mieszka piętrze,
Tam w wąskim alkierzyku
Klejnoty ma najświętsze.
Na zydlu staroświeckim,
Przy blasku żółtej świécy,
Siadywać lubi majster
W mieszczańskiej swej skarbnicy.
Dwa wieki, pięć pokoleń
Z alkierza patrzy ściany:
Kolczuga, ryngraf z miedzi
Kunsztownie malowany,
Hełm, koncerz, miecz niemiecki,
Otłuczon tuż przy gardzie:
Pamiątki po płatnerzu
Walantym Halabardzie!
VI.
Nie dźwięczy w starym domie
Dziecięce szczebiotanie:
Pan Melchjor Halabarda
W bezżennym żyje stanie.
Co wieczór pustka głucha
Z alkierza go wypłasza,
Na Podwal sunie cechmistrz
Z podstarszym grać w marjasza.
[93]
Tam wielki dzban trojniaku
Nań czeka nieomylnie,
Przy miodzie perły cechu
Gawędzą krotofilnie.
A kiedy zegar antyk
Wskazuje punkt dwunastą,
Pan Melchjor chwiejne kroki
Kieruje w Stare Miasto!
VII.
Sześćdziesiąt zim przebiegło
Nad dumną starca głową —
Nie pora Melchjorowi
Brać panią Melchjorową.
I duma nieraz cechmistrz
W prastarym, pustym domu,
Że ojców swych dziedzictwa
Ostawić niema komu.
Dzień kona, z kątów celi
Wypełza mrok wieczora,
Ból krwawy, gniewna rozpacz
Kąsają pierś Melchjora.
I bije łbem o mury,
Aż jęczy ściana twarda,
Ostatni z swego rodu —
Ostatni Halabarda!