Chłopi (Czechow)/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Chłopi |
Pochodzenie | Nowele |
Wydawca | Spółka Wydawnicza Polska |
Data wyd. | 1905 |
Druk | Drukarnia »Czasu« |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Мужики |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst Cały zbiór |
Indeks stron |
Olga poszła do cerkwi, i zabrała ze sobą Maryę. Idąc po ścieżce na łąkę obie były wesołe. Oldze podobała się cisza wiejska, a Marya czuła w bratowej kogoś blizkiego. Wschodziło słońce. Nad łąką ospale latał jastrząb, rzeka była ciemna, tu i ówdzie wznosiła się mgła, ale na górze widniał pas światła, cerkiew błyszczała i w dworskim ogrodzie wściekle krzyczały gawrony.
— Stary niczego sobie — opowiadała Marya — ale baba sroga, drze się bezustannie. — Swego chleba starczyło do zapust, kupujemy mąkę w karczmie, a ona gniewa się: dużo, mówi, jecie.
— I-i, co tam! Cierp i kwita. Powiedziane jest przyjdźcie wszyscy, którzy strudzeni i obciążeni jesteście.
Olga mówiła wolno, a chód miała pątniczki, prędki i niespokojny. Czytała codziennie ewangielię, czytała głośno jak śpiewak kościelny, niewiele rozumiała, ale święte słowa wzruszały ją do łez, wymawiała je ze słodkiem omdlewaniem serca. Wierzyła w Boga, w Matkę Boską, w Świętych Pańskich; wierzyła, że nikogo na świecie obrażać nie można, ani ludzi prostych, ani niemców, ani cyganów, ani żydów, ani nawet tych, którzy są niedobrymi dla zwierząt; wierzyła, że tak jest napisane w Piśmie świętym i dlatego też, kiedy przytaczała słowa Ewangielii, chociaż dla niej niezrozumiałe, twarz jej robiła się żałosną, miłą i jasną.
— A ty skąd rodem? — zapytała Marya.
— Z Włodzimierza. Do Moskwy przyjechałem niedawno, osiem lat temu.
Zbliżyły się do rzeki. Na brzegu stała jakaś kobieta i rozbierała się.
— To nasza Tekla — rzekła Marya — chodziła za rzekę do dworu. Do urzędników. Zuchwała i obelżywa, aż strach!
Tekla, czarnobrewa, z rozpuszczonymi włosami, młoda jeszcze i silna, jak dziewczynka, skoczyła z brzegu i uderzyła po wodzie nogami, tak, że na wszystkie strony rozpłynęły się fale.
— Zuchwała, aż strach! — powtórzyła Marya.
Przez rzekę były rzucone chwiejne mosty z belek, a pod nimi w czystej, przeźroczystej wodzie brodziły stada szerokołbych głowaczy. Na zielonych krzakach, pochylonych nad wodą, lśniły się krople rosy. Wionęło ciepło, zrobiło się radośnie. Co za przecudny poranek! I, doprawdy, jakże wspaniałem byłoby życie na ziemi, gdyby nie nędza, straszna, bez wyjścia, przed którą schronić się nie można!
Ale wystarczyło jedno spojrzenie rzucone w stronę wsi, a w tej chwili żywo stanął w pamięci dzień wczorajszy, i uczucie szczęścia, jakie oczarowało obie kobiety, znikło w jednej chwili.
Przyszły do kościoła, Marya zatrzymała się u wejścia i nieśmiała iść dalej. I usiąść nie śmiała, chociaż na mszę świętą dzwonić dopiero mieli o dziewiątej.
Kiedy czytali Ewangielię, naród poruszył się nagle, dając wolne przejście obywatelskiej rodzinie; weszły dwie dziewczynki w białych sukniach, w ogromnych kapeluszach, a z niemi tłuściutki różowy chłopaczek w marynarskiem ubrańku. Ich widok wzruszył Olgę; doszła do przekonania od pierwszego wejrzenia, że to ludzie porządni, wykształceni i piękni. Marya zaś patrzała na nich zpodełba, ponuro, smutnie, jakby to nie wchodzili ludzie, tylko potwory, które mogłyby ją rozgnieść, gdyby się na bok nie usunęła.
A kiedy dyakon czytał coś donośnym basem, zdawało jej się za każdym razem, że słyszy krzyk ochrypły: »Ma-aryo!« i wtedy trzęsła się jak w febrze.