[191]
Tedy poszedł Jezus z nimi na miejsce, które zowią Getsemane.
Ś-ty Mateusz. XXVI. 36. Tedy im rzekł Jezus: smętna jest dusza moja.
Ś-ty Mateusz. XXII. 38. Ojcze! jeśli chcesz, przenieś ten kielich odemnie.
Ś-ty Łukasz. XXII. 42.
|
Tedy szedł, spragnion spokoju i chłodu,
Gdy wre mu serce, gdy dusza się pali,
Do Oliwnego z uczniami Ogrodu.
Tutaj, nad brzegiem Kidronowej fali,
Pod drzew zielonem, bywało, sklepieniem
Częstokroć siada i cicho się żali
Drzewom i wodzie, co serdecznem drżeniem
Liści i fali z prorokiem się łączą,
Z jego nadzieją i z jego cierpieniem.
Tutaj się myśli zawiłe rozplączą:
Ich burze zmienią się w pogodne świty,
Dusza do marzeń o słońcu jest rączą.
[192]
Lecz dziś daremnie ulatać w błękity
Miesięcznej nocy, choć tak srebrną ciszę
Leje na cedry i oliwek szczyty.
Dziś, choć się fala tak wdzięcznie kołysze
I tak powabnie zaleca swe wdzięki,
Mistrz nie odpowie: »Szeleść dalej, słyszę!...«
Dziś, choć mu szepce natłok lilii miękki:
»Pij! wszak dla ciebie ronimy te wonie«,
Mistrz po ich kielich nie wyciągnie ręki...
Dzisiaj on wszystek w swej boleści tonie,
Do krwi mu serce szarpią przeczuć kleszcze,
Aż krople krwawe wystąpią na skronie.
Spojrzy ku miastu, nad miastem złowieszcze —
Widzi — w oddali zwieszają się chmury:
Jutro ogniste posypią się deszcze.
Na Jeruzalem, na syońskie mury
Krwawy się strumień pożarów rozleje...
Oto już błyska, już płomień ponury
Strzela ku niebu, że na niebie dnieje,
Choć noc posępna wypełnia przestworze...
Walą się gruzy, tłum smagany zieje,
Woła na zbawcę... lecz znaleźć nie może...
Żył — wczoraj!... Tyr-by i Sydon słuchały,
A Jeruzalem... Boże!... Boże!... Boże!...
Spojrzy na miasto: mgieł przejrzystych zwały
Srebrzą się w blaskach, które księżyc wplata
W ich przędzę nikłą, że zdaje się cały
[193]
We mgłach rozpływać — tak, że jego szata
Ze mgły i srebra kryje wszystką ziemię —,
A w mgłach i blaskach tych srebrnych... Golgata!
Miejsce straceńców!... Zaś tam! dołem, drzemie
Krzyża gwiaździsta konstelacya!... Panie!
Oto Twe ziarno, Twe szlachetne plemię,
Któremuś świata oddał panowanie,
Przeraża sfora, puszczona ze smyczy!
Pot nań wystąpił, sił mu już nie stanie...
I drżąc przed widmem mogiły, zakrzyczy —
Spojrzawszy w niebo, zajęczy boleśnie:
»Ojcze! odejmij ten kielich goryczy!«
Potem ku uczniom, pogrążonym we śnie,
Zwróci się, prosząc: »Ach! czuwajcie ze mną!
Smutna ma dusza aż do śmierci! Wcześnie
Śmierć ta przychodzi!...« Zbawca, co, nad ciemną
Cedrę, sterczącą na najstromszym grzbiecie
Gór libanońskich, wyrósłszy tajemną
Ducha potęgą, lał balsam po świecie,
Czerpie ochłodę z zbyt płytkiej głębiny
Serc, by je w oddźwięk spieniły zamiecie!
U jałowcowej to cedra krzewiny
Szuka schronienia, gdy burza się rusza,
Ulg ranny orzeł u szczygła!... »Mrok siny
Idzie już po mnie... smutna jest ma dusza!
Czuwajcie ze mną!... Czuję to: nie długą
Chwila, gdy życiem zatętni ta głusza;
[194]
Przyjdą ci wszyscy, co wczoraj mnie strugą
Kwiatów zlewali, hosanna! wołali,
Że echo smugi podawały smugom —
Na krzyż przybiją gwoździami ze stali...
Ach! a na usta jeden z was mi złoży
Żar pocałunku, który zdradą pali...«
Gdy się tak skarży przed płazem syn boży,
Zaszczękną bronie, zapłoną pochodnie
I ogród zleją blaskiem krwawej zorzy:
To tłum się zbliża, który mierzy zbrodnie
Nie bolem bratnich serc, lecz — o sromoto! —
Swem własnem sercem, bijącem wyrodnie...
»Gdzie mistrz, Judaszu? Wszakże wziąłeś złoto?«
A wtem go Judasz całunkiem przywita:
»Bądź pozdrowiony, mój mistrzu!... Ten oto!...«
LUCYFER.
Patrzcie! o patrzcie! jaka krwawa świta
Prowadzi króla, gdzie wśród chmurnej ciemni
Tron mu zbuduje czerń, szałem opita.
Zagrzmijcie śmiechem, duchowie podziemni!
Radości blaski rozniećcie ogniste:
Ludzie zdradzają, bo ludzie nikczemni,
Lecz Bóg, twój ojciec?... A gdzież On?... mów, Chryste!...