Clerambault/Część piąta/XVI
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Clerambault |
Podtytuł | Dzieje sumienia niezawisłego w czasie wojny |
Wydawca | „Globus” |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Drukarnia „Sztuka“ |
Miejsce wyd. | Lwów |
Tłumacz | Leon Sternklar |
Tytuł orygin. | Clérambault |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cała część piąta Cały tekst |
Indeks stron |
Jakkolwiek wezwanie do sędziego śledczego opiewało dopiero na godzinę pierwszą, zaledwie wybiła dwunasta, Clerambault wyszedł z domu. Obawiał się, by się nie spóźnić.
Nie miał dalekiej drogi. Przyjaciele nie potrzebowali by go bronić przeciw zgrai, która go oczekiwała u wejścia do Pałacu sprawiedliwości i która była zresztą dość nieliczna, albowiem wiadomości dnia dzisiejszego odwracały uwagę od wiadomości wczorajszych. Co najwyżej kilka tchórzliwych kundysów, bardziej hałaśliwych, aniżeli dających powód do obawy, próbowałoby go może szarpnąć zębami z tyłu, z zachowaniem wszelkiej ostrożności.
Przybyli na róg ulicy Vaugirard i ulicy d'Ossas. Clerambault spostrzegł w tej chwili, że zapomniał w domu pewne ważne papiery i opuścił na chwilę swoich przyjaciół, by się po nie zwrócić. Oni zostali na miejscu i czekali na niego. Widzieli, jak przeszedł przez jezdnie. Na przeciwległym chodniku, obok stanowiska dorożek, przystąpił do niego jakiś człowiek w jego wieku, o siwych włosach, niebardzo wysoki, nieco ociężały; ubranie wskazywało, że należy do klasy średniej. Stało się to tak prędko, że nie mieli nawet czasu krzyknąć. Nastąpiła wymiana
słów, podniosło się ramię, huknął strzał. Widzieli, jak zachwiał się i przybiegli ku niemu... za późno.
Złożyli go na ławce. Tłum bardziej zaciekawiony, aniżeli wzburzony (tyle się wszakże takich wypadków widziało i tyle się o nich naczytało) cisnął się dokoła i spoglądał.
— Kto to taki?
— Defetysta.
— To bardzo dobrze. Ci hultaje wyrządzili nam dość złego,
— Są gorsze zbrodnie, aniżeli życzyć sobie końca wojny.
— Jest tylko jeden środek na to, aby się skończyła, a to jest prowadzić ją do końca. To właśnie pacyfiści sami przedłużają wojnę.
— Można nawet śmiało stwierdzić, że to oni ją wywołali. Bez nich nie byłoby wojny. Niemiaszki liczyli na nich i to im dodawało ufności i odwagi...
A Clerambault, napół przytomny, myślał o owej starej kobiecie, wlokącej kawał drzewa, by go dorzucić do stosu, na którym miał spłonąć Jan Hus... „Sancta simplicitas!"
Vaucoux nie uciekał. Dał sobie odebrać z rąk rewolwer. Trzymano go za ramiona. Stał nieruchomy i spoglądał na swoją ofiarę, która na niego również patrzyła. Obaj myśleli o swoich synach.
Moreau ograżał się mordercy. Ten stał jednak niewzruszony i jak gdyby zdrętwiały w swej nienawiści, mówiąc:
— Zabiłem wroga.
Gillot, pochylony nad Clerambaultem, widział, jak ten spoglądał na swego mordercę i uśmiechał się słabo.
— Mój biedny przyjacielu,— myślał umierający,— to w tobie tkwi wróg...
Zamknął napowrót oczy... Wieki mijały...
— Niema już więcej wrogów...
I Clerambault odczuwał błogo spokój nadchodzących światów.
∗ ∗
∗ |
Gdy stracił przytomność, przyjaciele zanieśli go do domu Fromenta, oddalonego zaledwie o kilka kroków od owego miejsca. Ale zanim tam z nim przybyli, Clerambault oddał ducha.
Złożyli go na łóżku. W przyległym pokoju leżał otoczony gronem przyjaciół, młody paralityk. Drzwi były otwarte. Zdawało im się, że duch zmarłego unosi się nad nimi.
Moreau oburzał się gorzkiemi słowami na niedorzeczność tego morderstwa, które zamiast jednego z wielkich zbrodniarzy reakcji triumfującej lub jednego ze znanych przywódców mniejszości rewolucyjnych, dosięgło człowieka bezbronnego, niezawisłego, obejmującego wszystkich ludzi uczuciem braterskiem, prawie zanadto łagodnego i pobłaźliwego.
Ale Edmund Froment rzekł:
— Nienawiść nie myli się. Instynkt niezawodny kieruje jej dłonią.. Nie, ona znalazła sobie dobrze swój cel. Często wróg widzi lepiej, aniżeli przyjaciel. Nie oddawajmy się złudzeniom. Najniebezpieczniejszym przeciwnikiem społeczeństwa i panujących w niem stosunków tego świata gwałtów, kłamstw i podłych kompromisów, jest i był zawsze ten, kto jest zwolennikiem zupełnego pokoju i kto ma niezawisłe przekonanie. Człowiek ewangeliczny jest rewolucjonistą i to najbardziej radykalnym, albowiem jest niedostępnym zdrojem, z którego wytryskają, poprzez szczeliny w twardej opoce, rewolucje. Jest nieśmiertelnem hasłem niepoddawania się ducha władzy Cezara, jakimkolwiek by on był; wiecznym buntownikiem przeciw niesłusznej przemocy, przeciw każdej tyranji, skądkolwiek ona pochodzi, z góry, czy z dołu, tyranji jutrzejszej, czy dzisiejszej. Jest zwiastunem tego, który większy jest od nas wszystkich, który zaniesie światu słowo zbawcze, Mistrza, którego będą dręczyli aż do końca świata, który jednak będzie się zawsze odradzał, ducha wolnego, naszego pana i władzy.