Człowiek śmiechu/Część pierwsza/Księga druga/Rozdział czternasty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wiktor Hugo
Tytuł Człowiek śmiechu
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1928
Druk Zakłady Graficzne „Bibljoteka Polska“ w Bydgoszczy
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Felicjan Faleński
Tytuł orygin. L’Homme qui rit
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ CZTERNASTY
Ortach.

Rafa znowu wracała. Po Casquetach — Ortach. Nawałnica nie kusi się o to, ażeby być mistrzynią; jest po prostu gburowata i przemożna, zaczem nie zwykła urozmaicać swoich środków.
Ciemności to rzecz niewyczerpana. Nigdy im nie zbraknie zasadzek i wiarołomstwa. Człowiek to co innego; wprędce mu zbraknie pomysłów. Człowiek się wyczerpuje, ale otchłań nigdy.
Rozbitkowie zwrócili się ku przywódcy, jedynej ich nadziei. Ale on potrafił tylko wzruszyć ramionami, z ponurą pogardą człowieka, czującego się bezsilnym.
Brukowy głaz w pośrodku oceanu — oto skała Ortachu. Bryła ta, cała z jednej sztuki, ze wszystkich stron grzmocona odmętem, dźwiga się prostopadle na osiemdziesiąt stóp wysokości. Roztrącają się o nią bałwany i okręty. Potężny ten sześcian nurza w ostrych zarysach symetryczne swoje kształty wpośród nieprzebranych odmian falistych morskich skrętów.
Nocą podobny jest do ogromnego pnia oprawczego, narzuconego kirem. Wśród burzy wyczekuje uderzenia topora, którem jest uderzenie gromu.
Tylko, że nigdy nie bywa gromu pośród śnieżnej nawałnicy. Wprawdzie znowu statek ma przepaskę na oczach, bo wszak wszystkie ciemności zawiązano już wkoło niego. W gotowości jest, jakby na śmierć skazany. Co zaś do pioruna, który szybko zakończa, niema tu co liczyć na niego.
Matutina, będąca już tylko skołatanym szczątkiem, tak samo podbiegła ku tej skale, jak poprzednio podbiegła była ku innej. Nieszczęśliwi, przez chwilę krótką marzący o ocaleniu, zapadli znowu w rozpacz straszliwą. Rozbicie, które już byli zostawili poza sobą, zjawiło się znowu przed nimi. Rafa skalna zmartwychwstała znowu z głębi morza. Wszystko było napowrót do zrobienia.
Casquety są rusztem o tysiącach przegród, Ortach jest olbrzymią ścianą. Rozbić się u Casquetów jest to zostać rozszarpanym, rozbić się u Ortachu jest to być zmiażdżonym.
Była jednak jeszcze niejaka otucha.
Na ścianach zupełnie gładkich, a właśnie Ortach jest jedną z takich, wały morskie, podobnie jak kule, nie znajdują odskoku; działanie ich całkowicie tam jest uproszczone. Jest to tylko przypływ i odpływ. Uderzają bałwanem, a odchodzą falą.
W wypadkach podobnych, tam gdzie sprawa o śmierć lub życie, rzecz się ma jak następuje: jeżeli bałwan doprowadzi statek aż do zrębów głazu, to go o nie zgruchocze, już po nim; jeżeli zaś fala wróci napowrót, zanim statek dotknął skały, odnosi go na pełne morze i wtedy jest ocalony.
O niepewności, przeszywająca dreszczem! Ujrzeli rozbitkowie zbliżający się w półcieniu ogromny bałwan stanowczy. Dokądże on ich zawlecze? Jeżeliby się rozbił o statek, zostaną pchnięci na skałę i zdruzgotani. Jeżeliby się zaś prześlizgnął pod statkiem...
Bałwan prześlizgnął się pod statkiem.
Odetchnęli.
Ale jakiż powrót mieć będą? Co też powracająca fala z nimi zrobi?
Powracająca fala odrzuciła ich od skały.
W kilka chwil potem Matutina znajdowała się już daleko poza wodami groźnego głazu. Ortach znikał w dali tak, jak Casquety znikły w dali.
Było to drugie już z rzędu zwycięstwo. Po raz wtóry orka zbliżyła się była aż ponad krawędź rozbicia i w sam czas się od niej cofnęła.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: Felicjan Faleński.