Człowiek śmiechu/Część pierwsza/Księga druga/Rozdział dziewiąty

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wiktor Hugo
Tytuł Człowiek śmiechu
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1928
Druk Zakłady Graficzne „Bibljoteka Polska“ w Bydgoszczy
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Felicjan Faleński
Tytuł orygin. L’Homme qui rit
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
Zadanie powierzone rozszalałemu morzu.

Patron statku, trzymający rudel, głośnym śmiechem na to wybuchnął.
— Dzwon! A to wybornie. Pędzimy w lewo. Wiecie, co znaczy ten dzwon? Oto, że mamy ląd po prawej.
Na to odpowiedział powolny i silny głos doktora:
— Niema tu nigdzie lądu na prawo.
— Jest! Jest! — zawołał patron.
— Niema, powiadam.
— Ależ ten dzwon bije od lądu.
— Ten dzwon — rzekł doktór — bije od morza. Na to słowo, wszystkich tych ludzi śmiałych przebiegł dreszcz śmiertelny. Wylęknione twarze dwóch kobiet ukazały się w okienku kajuty, niby dwa widma, wywołane zaklęciem. Doktór postąpił krokiem, i wtedy długa jego czarna postać oddzieliła się od masztu. W głębiach ciemności nocnych słychać było dzwon, uderzający miarowo.
Doktór mówił dalej:
— Na połowie drogi pomiędzy Portlandem i archipelagiem La Manche utkwiona jest pośród odmętu wydęta powietrzem beczka, której przeznaczeniem jest przestrzegać żeglarzy. Beczka ta przymocowana jest łańcuchami do dna morskiego i pływa na powierzchni wody. Na niej przytwierdzony jest pręt żelazny, mający u krańca dzwon ujęty w dwa ramiona. W czasie burzy wstrząśnione morze wstrząsa także beczką i wtedy dzwon uderza. Właśnie to ten dzwon słyszycie.
Powiedziawszy to, przeczekał silniejszy podmuch burzy, upatrzył chwilę, w której głos dzwonu przemógł grzmiący ryk orkanu, i począł mówić dalej:
— Kto zasłyszy dzwon ten pośród burzy, którą poderwał wiatr północno-zachodni, ten jest zgubiony. Dlaczego? Oto z następującej przyczyny. Jeżeli się słyszy dźwięk ten, to jedynie dlatego, że go wiatr przynosi. Otóż wiatr przychodzi z zachodu, podwodne zaś rafy Aurigny znajdują się od strony wschodniej. Dźwięk dzwonu dlatego tylko słyszycie, żeście się wpakowali pomiędzy beczkę i rafy. A właśnie na te rafy wicher was pędzi. Znajdujecie się po złej stronie beczki. Gdybyście się znajdowali po dobrej, bylibyście na pełnem morzu, na otwartem morzu, słowem na bezpiecznej drodze, i wtedy nie słyszelibyście dzwonu. Najsilniejszy wicher nie byłby w stanie donieść do was jego dźwięku. Przelecielibyście wtedy około beczki, ani się nawet domyślając, że była wam po drodze. Zbiliśmy się z właściwego szlaku. Dźwięk tego dzwonu to rozbicie, które na gwałt uderza. A teraz radźcie, jak umiecie.
Dzwon tymczasem, w miarę jak doktór mówił, korzystając z przerwy w huku nawałnicy, wybijał zwolna jedno uderzenie po drugiem, i dźwięk ten przerywany zdawał się niejako przytakiwać słowom starca. Powiedziałbyś: podzwonne otchłani.
Wszyscy słuchali, dech zatrzymując w piersiach, to głosu tego, to tego dzwonu.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: Felicjan Faleński.