Człowiek śmiechu/Część pierwsza/Księga druga/Rozdział pierwszy
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Człowiek śmiechu |
Wydawca | Bibljoteka Arcydzieł Literatury |
Data wyd. | 1928 |
Druk | Zakłady Graficzne „Bibljoteka Polska“ w Bydgoszczy |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Felicjan Faleński |
Tytuł orygin. | L’Homme qui rit |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Burza śnieżna jest jedną z nieznanych rzeczy morza. To najciemniejszy z meteorów; ciemny we wszystkich znaczeniach tego słowa. To mieszanina mgły i zawieruchy, i jeszcze za naszych dni nie zdajemy sobie dobrze sprawy z tego zjawiska. Stąd wiele katastrof.
Wszystko chce się tłomaczyć przez wiatr i falę. Otóż w powietrzu jest siła, która nie jest wiatrem, a w wodzie jest siła, która nie jest falą. Ta siła, ta sama w powietrzu, co w wodzie, to emanacja. Powietrze i woda to dwie masy płynne, prawie że identyczne i wchodzące jedna w drugą przez kondensację i rozszerzanie, do tego stopnia, że oddychać znaczy to co pić; tylko emanacja jest płynna. Wiatr i fala to tylko siły pchające, emanacja jest prądem. Wiatr widzi się w powietrzu, falę w pianie; emanacja jest niewidzialna. Jednakże od czasu do czasu mówi: ja tu jestem. Jej ja tu jestem, to grzmot pioruna.
Burza śnieżna przedstawia zagadnienie podobne do suchej mgły. Jeżeli wyjaśnienie callina hiszpańskiej i quobar Etiopijczyków jest możliwe, to z pewnością tego wyjaśnienia dokona się przez uważne obserwowanie emanacji magnetycznej.
Bez emanacji tłum faktów zostaje niewyjaśniony. W ostatecznym razie zmiany szybkości wiatru, przeskakującego podczas burzy trzy stopy na sekundę na dwieście dwadzieścia stóp, uzasadniłyby zmiany fali, idące od trzech palców, podczas spokojnego morza do trzydziestu sześciu stóp, podczas morza wściekłego; w ostateczności poziomość podmuchów, nawet podczas burzy tłomaczy, jak fala trzydziestu stóp wysokości może mieć tysiąc pięćset stóp długości; ale dlaczego fale Pacyfiku są cztery razy wyższe koło Ameryki niż w pobliżu Azji, to znaczy wyższe na zachodzie niż na wschodzie, dlaczego dzieje się przeciwnie na Atlantyku: dlaczego na równiku najwyższy jest środek morza, skąd pochodzą te przesunięcia nabrzmiałości oceanu? — jest to rzecz, którą tylko emanacja magnetyczna połączona z obrotem ziemi i przyciąganiem gwiazd może wytłomaczyć.
Czyż nie trzeba tej tajemniczej kombinacji, żeby wyjaśnić przeskok wiatru, idący naprzykład przez zachód z południo-wschodu na północo-wschód, poczem wracający nagle tem samem wielkiem kołem z północo-wschodu na południo-wschód, robiąc w ten sposób nadzwyczajny obrót pięciuset sześćdziesięciu stopni, jak to miało miejsce podczas zawiei śnieżnej 17 marca 1867 roku?
Fale podczas burz w Australji sięgają osiemdziesięciu stóp wysokości; jest to zależne od bliskości bieguna. Zawierucha na tych szerokościach jest wynikiem nie tyle pomieszania podmuchów, co ciągłości podwodnych wyładowań elektrycznych; w roku 1866 kabel transatlantycki był regularnie niepokojony w swojej czynności — dwie godziny na dwadzieścia cztery od południa do drugiej — przez rodzaj gorączki perjodycznej. Pewne połączenia i rozłączenia sił powodują zjawiska i narzucają się rachubom marynarza pod grozą rozbicia. Tego dnia, w którym żegluga, która jest rutyną, stanie się matematyką, tego dnia, w którym będzie się starano wiedzieć, naprzykład, dlaczego w naszych okolicach wiatry ciepłe idą niekiedy z północy a wiatry zimne z południa, tego dnia, w którym się zrozumie, że zniżki temperatury są proporcjonalne do głębokości oceanicznych, tego dnia, w którym będzie się pamiętało, że glob jest wielkim magnesem o dwóch biegunach, znajdującym się w nieskończoności, mającym dwie osie: oś obrotu i oś emanacji, przecinające się w środku ziemi, i że bieguny magnetyczne kręcą się wokoło biegunów geograficznych; gdy ci, którzy ryzykują życie, będą chcieli ryzykować je naukowo, gdy będzie się płynęło po zbadanej płynności, gdy kapitan będzie meteorologiem, gdy pilot będzie chemikiem, w tedy uniknie się wielu katastrof. Morze jest tak magnetyczne, jak akwatyczne; ocean sił pływa nieznany po oceanie wód; płynie z wodą, możnaby powiedzieć. Widzieć w morzu tylko masę wody, to nie widzieć morza; morze jest zmianą miejsca emanacji, tak jak jest przypływem i odpływem fali; przyciągania bardziej je może komplikują niż huragany; przylegania atomów, przejawiające się między innemi w przeciąganiu naczyń włoskowatych, mikroskopijnem dla nas, jest składnikiem w oceanie wielkości przestrzeni; a fale emanacyj magnetycznych raz pomagają raz przeszkadzają falom powietrza i falom wód. Kto nie zna prawa elektryczności, ten nie zna prawa hydraulicznego; ponieważ jedno przenika drugie. Niema coprawda nauki trudniejszej ani bardziej niejasnej; graniczy z empiryzmem, tak jak astronomja graniczy z astrologją. Jednak bez tej nauki niema żeglugi.
Co powiedziawszy — idźmy dalej.
Jedno z najgroźniejszych zjawisk morza, to zawieja śnieżna. Zawieja śnieżna jest przedewszystkiem magnetyczna. Stwarza ją biegun, tak jak zorzę polarną; jest w tej mgle tak, jak jest w tem świetle; i tak w płatku śnieżnym, jak w promieniu ognia, emanacja jest widzialna.
Zawieruchy są atakami nerwowemi i napadami szału morza. Morze ma swoje migreny. Można porównać burze z chorobami. Jedne są śmiertelne, inne nie; wychodzi się z tej a nie z tamtej.
Zawierucha śnieżna jest uważana zwykle za śmiertelną.
Jarabija, jeden z pilotów Magellana, nazywał ją „powietrzem, które wyszło ze złej strony djabła“[1].
Surconf mówił: „Jest coś z zalotnika podpatrującego kobiety w tej burzy.“
Starzy żeglarze hiszpańscy nazywali ten rodzaj zawieruchy la nevada w chwili, gdy padają płatki, i la helada w chwili padania gradu.
Burze śnieżne są właściwością szerokości podbiegunowych. Jednakże niekiedy ześlizgują się, możnaby prawie powiedzieć walą się, aż do naszych klimatów, do tego stopnia ruina jest złączona z przygodami powietrza.
Matutina, jakeśmy to widzieli, weszła odważnie, po opuszczeniu Portlandu, w tę wielką niepewność nocną, którą powiększała bliskość huraganu. Weszła z tą całą groźbą, z rodzajem tragicznej śmiałości. Jednakże, kładziemy na to nacisk, ostrzeżeń jej nie brakowało.